No to mamy w końcu okrągłą 10. :3 Postanowiłam przełamać siebie i dodałam nieco dłuższy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. I proszę o komentarze, jednocześnie dziękując za te poprzednie tutaj i na twitterze.
_____________________________________________________
Nie wiem, ile czasu spędziłem stojąc przed wejściem. Godzinę,
a może minutę. Miałem gdzieś, że jest mi zimno, że czuję się okropnie. Liczyła
się tylko prawda. A ona często boli najbardziej. Szczególnie wtedy, gdy
niespodziewanie wyjdzie na jaw.
„CHESTER BENNINGTON.
PERFEKCYJNY MĄŻ, OJCIEC, ARTYSTA,
CENIONY CZŁOWIEK. CZY W RZECZYWISTOŚCI TE SŁOWA GO KLASYFIKUJĄ? ODPOWIEDŹ NA TO
PYTANIE ZNAJDZIECIE POD ARTYKUŁEM NA STRONIE 12. LEPIEJ USIĄDŹCIE, GDYŻ
GWARANTUJEMY WAM, ŻE PRZEŻYJECIE SZOK.”
Nagłówek gazety. Wielki, zajmujący praktycznie całą okładkę.
Nie wierzę, że to się stało. Teraz, gdy wszystko wydawało się że jest na dobrej
drodze. Gdy w końcu odnalazłem spokój, miłość i szczęście.
Załamany, drżącymi dłońmi, otwieram gazetę na wspomnianej
stronie 12. Boję się tego, co tam zobaczę.
„Kim jest Chester Bennington? Dla fanów zespołu Linkin Park – jest niczym
ideał, wzór do naśladowania. Dla kobiet
– obiektem pożądania. Po ostatnim roku – dla wielu mężczyzn także. Dla krytyków
muzycznych – artystą z niesamowitą barwą głosu, niezwykle uzdolnioną osobą. Ale
czy to wszystko? Niestety nie. Specjalnie dla Was, drodzy Czytelnicy,
postanowiliśmy odpowiedzieć na powyższe pytanie.
Wszystko zaczęło się od tego, że do naszej agencji zawitała pewna kobieta,
która zapewniał nas, że ma historię, która powinna nas zainteresować. Która
wpłynęła na jej rodzinę i pragnie, by wszyscy usłyszeli prawdę. My – jak za każdym razem, gdy dzieje się
podobna sytuacja – odprawiliśmy ją, mówiąc, że nie chcemy plotek. Ale ona nie
dała się. Powiedziała, że ma dowody. Po godzinach dyskusji zgodziliśmy się. Przedstawiła
sprawę, udowodniła, że ma rację. Prawda jest lekko wstrząsająca, ale ludzie
zasługują na to, by wiedzieć.
Kwiecień, 2012 rok. Wieczór. Bar dla gejów w Los Angeles.
Wtedy jeszcze zamężny z Talindą –
Chester Bennington – wchodzi do środka. Ewidentnie nie chce być rozpoznany.
Skrywa się pod kapturem czarnej, obszernej bluzy. Podchodzi do młodego
chłopaka, który przy barze popija drinka. W ordynarny sposób proponuje mu seks.
Zdezorientowany młodzieniec pod wpływem emocji godzi się. Artysta osiągnął cel,
zostaje nierozpoznany. Idą na górę. Chłopak nie wie, że osoba, z którą za
chwilkę się prześpi, jest sławnym piosenkarzem współczesnej kapeli nu
metalowej. Ich przygoda jest dość brutalna, trwa zaledwie pięć minut. Po
zakończeniu tego w niegodny sposób przez
Benningtona, załamany mężczyzna oczekuje na wyjaśnienie. A jedyne co dostaje to
złość, gniew i porzucenie.
Wszystko byłoby w
porządku, sprawa by ucichła, gdyby nie
to, że był to pierwszy raz chłopaka. I że został on zarażony kiłą.* On sam –
dwudziestodwulatek mieszkający w Los Angeles – nie chciał, by historia wyszła
na jaw. Wiedział, że on też jest winny. Jeżeli by się nie zgodził, nie uprawiał
seksu z nieznajomym, nic by się nie wydarzyło. Lecz jego matka – kobieta, która
opowiedziała nam tę historię - chciała
sprawiedliwości. Prawdy. Dlatego na łamach gazety „Your Life” przedstawiamy Wam
ją.
Naszym zadaniem jest
jedynie zebranie potwierdzonych materiałów, publikacja. Nikogo nie osądzamy.
Jedynie ukazujemy prawdę. A prawdą jest to, że Bennington zdradził żonę,
uprawiał seks z obcą osobą, zarażając ją przy tym chorobą dróg płciowych i
zatajając te wszystkie fakty przed swoim mężem, ale także rodziną. Co o tym
pomyśli czytelnik, zależy tylko od niego.”
* Jak się później
okazało, było to niegroźne zakażenie, sklasyfikowane na tyle szybko, by
wyleczyć chłopaka- przyp. red.
* * *
W chwili gdy przeczytałem artykuł zdałem sobie sprawę, że
moje życie straciło sens. Nie rozumiem, naprawdę, nie jestem w stanie pojąć,
jak mogłem być tak okrutny i zachować się w ten sposób. Nie chodzi wcale o to,
że prawda wyszła na jaw i nagle pojawiają się wyrzuty sumienia. Ja po prostu
się siebie wstydzę. Upijam się, proponuję chłopakowi seks, po czym opuszczam go
bez słowa wyjaśnienia, a w dodatku zaraziłem go kiłą… I to prawda… zdradziłem
żonę! Cholera! Nawet o tym nie pomyślałem. Nie wierzę, po prostu nie wierzę. To
już za dużo. A na domiar złego nie mówię
o tym mojemu chłopakowi, później mężowi… Najgorsze jest to, że zapomniałem o tym. O
całej sytuacji. Tak bardzo chciałem być szczęśliwy, że nie zauważyłem, ilu
ludzi to mogło zranić. Po trupach do celu, jak to mówią…
Tak bardzo boję się o Mike’a. Gdzie on teraz jest… Co sobie
pomyśli? Czy kiedykolwiek mnie wysłucha? A co najważniejsze, czy dostanę
szansę? Właśnie te pytania nurtują mnie. Przypomina mi się podobna sytuacja
sprzed kilkunastu miesięcy. Wtedy myślałem, że jest źle. Gdybym wiedział, co
będzie dalej nigdy nie rzucałbym tak słów na wiatr…
Jestem okropną, niegodną osobą. Takich ludzi powinno się
tępić. Ile razy słyszy się, że podstawą związku jest szczerość, zaufanie… A co
robię ja? Okłamuję w oczy Mike’a. Pomijanie faktów w tym wypadku tak istotnym
jest równe prawdziwemu kłamstwu. Nie mówię mu prawdy, podczas gdy on nigdy w
życiu by mnie nie zranił. Zawsze był szczery, dobry, pełen zrozumienia… Tak
bardzo bym chciał mieć szansę wyjaśnić mu to wszystko. Wiem, że na to nie
zasługuję, ale wierzę w to, a raczej pragnę wierzyć, że dostanę choćby chwilkę
jego czasu na opowiedzenie tej historii.
Chcę, aby usłyszał to z moich ust. Niezależnie od tego ile bólu i cierpienia to
przyniesie, Mike zasługuje na to. Musi znać moją wersję. Dowiedzieć się, dlaczego
nie powiedziałem mu prawdy. Ja wiem, że
słowa, dla niego pewnie pozbawione już sensu, nie zmienią naszej sytuacji, ale
po tym wszystkim co przeszliśmy…
Tak bardzo tego pragnę. Oddałbym wszystko! Majątek, karierę,
sławę, dom… byleby tylko jeszcze raz go ujrzeć i wyjaśnić. I właśnie w tej chwili
składam sobie obietnicę, że uczynię co tylko w mojej mocy, by przekonać go do
wysłuchania mnie. Jest on tak wspaniałą i szlachetną osobą, że z całego serca
wierzę w to, że pojawi się tutaj, gdy emocje opadną i udzieli mi głosu. Moje
życie bez niego naprawdę nie ma najmniejszego sensu. On był dla mnie wszystkim…
Budząc się każdego ranka, spoglądałem w jego oczy i wiedziałem, że jestem na
właściwym miejscu. Wiedziałem, jak bardzo go kocham i że jego strata
diametralnie odmieni moje życie. Na gorsze. Z drugiej strony, jeżeli on mi
wybaczy… Domyślam się, że tak się nie stanie, a nawet gdyby miałby się wydarzyć
cud, nigdy nie będzie jak dawniej. Bo ja nigdy sobie tego nie wybaczę… Jako
dziecko byłem wykorzystywany seksualnie. Znęcano się nade mną. Po tym wszystkim,
gdy dorosłem i zrozumiałem całe zło otaczające nas, przysięgłem sobie, że będę
dobrym człowiekiem. Że będę nieść pomoc ludziom potrzebującym, że nigdy nie
stanę się tyranem, ani kłamcą krzywdzącym ludzi… A kim jestem? Właśnie tamte
słowa mnie określają. Kłamca. Zdrajca. Krzywdziciel. Jestem nikim. Nie
zasługuję na to, by żyć.
* **
Wiem, że postępuję źle. Niegodnie. Ale nie mogę tak dłużej…
Nie ma go od 2 dni. Moja psychika nie potrafi temu sprostać. Budzę się każdego
ranka, patrzę w lustro i czuję nienawiść. Nienawiść do samego siebie. Muszę
oddalić się od tego, zapomnieć. Choć na jedną pieprzoną sekundę.
Właśnie dlatego wkładam buty, narzucam kurtkę i biegnę do
sklepu monopolowego.
Nie zważam na wszystkie spojrzenia, którymi zarzucają mnie
przechodni. Mam to gdzieś. Tak! Proszę bardzo! Idźcie do fotoreporterów,
wrzućcie zdjęcia na serwisy plotkarskie. „Bennington próbuje zatopić smutki w alkoholu.” Proszę was bardzo, śmiało!
Taka jest prawda. Nie potrafiąc sobie poradzić z otaczającą mnie rzeczywistością,
sięgam po alkohol. On jest moją ucieczką. Wiem, że tak nie powinno być. Wiem,
że miałem z tym problemy w przeszłości. Naprawdę, ja jestem tego wszystkiego
świadom. Ale w tej chwili nie dbam o to zupełnie.
- Poproszę trzy litrowe butelki burbonu – rzucam szybko,
wchodząc do sklepu.
- Oczywiście. Już, proszę. To będzie… - kobieta nie zdążyła
dokończyć. Rzucam na ladę 300 dolarów i wychodzę, trzaskając drzwiami.
Wystarczy jej na pewno. A w dodatku wyjdzie z tego duży
napiwek. Ten gest i tak nic dla mnie nie znaczy… Co zmieni to, że pozwoliłem
kobiecie zarobić parę groszy..? Nic. No właśnie. Nawet w najmniejszym stopniu
nie odkupiło to moich win.
* * *
Teraz, siedząc w pustym pokoju przy zasłoniętych roletach i
wyłączonym świetle, sam na sam, jedynie z butelką burbonu w ręce, myślę, co
dalej z moim życiem. Popijam kolejny łyk opróżnionej już do połowy butelki.
Trunek rozgrzewa mnie od razu, czuję jak powoli przepływa przez przełyk. Zależy
od niego każdy szczegół... Jeżeli Mike wróci, da mi szansę na wytłumaczenie…
wszystko stanie się lepsze. Kolejny łyk – tym razem znacznie większy, a po nim
kolejny. I jeszcze jeden. Przecieram oczy, chcąc pozbyć się mroczków. Odstawiam
pustą butelkę w kąt. Jeżeli nie… Boję się nawet snuć przypuszczenia, co by było
gdybym miał nigdy go już nie ujrzeć. Potrząsam głową tak, jakby w ten sposób
miały się oddalić negatywne wspomnienia. O mało co nie przewracając się, wstaję
powoli i idę do naszej sypialni. Podpieram się ścian, chcę zachować równowagę,
choć wypity przed chwilą litr zdecydowanie nie pomaga…
Przekraczam próg i od razu rzucam się na łóżko. Zamykam oczy,
biorę głęboki oddech i zatracam się we wspomnieniach.
Pierwszym, które pojawia mi się przed oczyma tuż po ich
zamknięciu, jest nasz pierwszy raz. Wydaje się jakby to było dosłownie wczoraj.
Nadal gdy się skupię i dobrze przypomnę, czuję jego pocałunki na ustach. Dotyk
na skórze. Jego zapach. Nas – razem – połączonych w jedność… Przechodzi mnie
lekki dreszcz.
Teraz w marzeniach znajduję się w Polsce na festiwalu, na
którym występowaliśmy w czerwcu 2 lata temu. Pamiętam, że tuż po udanym
koncercie Mike rzucił mi się na szyję w niby-przyjacielskim uścisku z
zadowolenia jak dobrze wyszło. Drobna rzecz, ale znaczyło to dla mnie wiele. Wtedy mógł on być
jedynie obiektem moich westchnień i fantazji.
Kolejne wspomnienie – byliśmy gdzieś na trasie w Ameryce
Południowej, nie pamiętam dokładnie gdzie to się zdarzyło. Po udzielonych
wywiadach poszedłem z Shinodą nad jezioro. Gdzieś daleko, na zupełne odludzie.
Tam, gdzie mogliśmy mieć spokój bez dziennikarzy, fanów… Nie wiem nawet jak to
się stało, ale wyszło tak, że trafiliśmy tam sami. Sceneria była idealna.
Piękne, dzikie krajobrazy. Zachód słońca. Szum wody i szelest liści. Mimo tego,
że była to wczesna wiosna, poszliśmy się kąpać. Nie mieliśmy strojów, więc
wskoczyliśmy w samej bieliźnie. Zachowywaliśmy się jak dzieci, topiąc się pod
wodą, chlapiąc, goniąc… Wtedy było tak beztrosko. Żadnych problemów. Tylko ja i
mój najlepszy przyjaciel.
Rozmyślając tak, nasunęło mi się pewne pytanie. Tamtej
pamiętnej nocy, gdy Mike pojawił się po swoim tygodniowym zniknięciu u mnie w
domu, powiedział, że mnie kocha od zawsze. Odkąd się poznaliśmy. W tej kwestii
myślałem tylko o sobie, nie zastanawiałem się, co on czuł. Bo na początku wcale
mi się nie podobał. Znaczy uważałem go za bardzo przystojnego, ale nie
patrzyłem na niego pod takim względem. To był mój po prostu najlepszy
przyjaciel. A co on musiał czuć, gdy przez te wszystkie lata widział jak
obściskuję się z Talindą? A, owszem. Widział to nie raz. Często razem gdzieś
wychodziliśmy. On z Anną, ja z Tal. To sprowadza mnie do kolejnej refleksji –
czy kiedykolwiek kochał swoją dziewczynę? Bo ja z ręką na sercu mogę
odpowiedzieć, że kochałem moją byłą żonę. Szczerze i całym sercem. Choć teraz,
z perspektywy czasu… wiem, że nie było to to samo uczucie, jakim darzę Mike’a.
To dopiero jest prawdziwa miłość. Odkładam rozmyślania na ten temat na później,
świadomość, że Mike już może mnie nie kochać, dobija. Zamiast tego zatracam się
w kolejnych wspomnieniach.
Sierpień ubiegłego roku. Scena wyjęta niczym z romansu. Mike
wyjechał wtedy odwiedzić swoją dalszą rodzinę do Japonii, więc gdy miał wrócić,
poszedłem go odebrać z lotniska i zrobić niespodziankę, gdyż nie tak się
umawialiśmy. Miałem tylko czekać w domu. Gdy mnie zobaczył rzucił się na mnie i
nie zważając na innych ludzi, zaczęliśmy się namiętnie całować. Potem wyszliśmy
na zewnątrz – zaczęło lać, a okazało się, że nie ma paliwa w samochodzie, więc
musieliśmy czekać dobre 15 minut na taksówkę. Pamiętam, że stojąc w deszczu,
cali mokrzy, przemoczeni do suchej nitki, nie przejmując się otaczającą
rzeczywistością po prostu się całowaliśmy. Jedynie co jakiś czas odrywając od
siebie usta, by czule rzec: „kocham cię”. Brakuje mi tego…
Ale nawet jeżeli to wszystko stracę, nikt nie odbierze mi
jednego. Wspomnień. One na zawsze będą
tylko moje. Niezależnie, jak źle będzie, zawsze będę mógł przymknąć oczy i
dzięki fantazji powrócić do przeszłości. Być w jego objęciach. Rozmawiać z nim.
Przebywać w tym domu u jego boku. To na zawsze pozostanie ze mną.
___________________________________________________
Przykro mi to mówić, ale muszę zawiesić bloga na jakiś czas. Nie na długo, obiecuję. Po prostu z gotowego materiału zostały mi tylko 2 strony, a mam bardzo mało czasu na pisanie, przepraszam, ale 3. klasa pochłania. :c
Aha, i czuję, że muszę coś wyjaśnić. Nie wiem, czy pamiętacie, ale mówiłam na samym początku, że Chaz ma problemy z psychiką, dlatego wszystko tak dogłębnie przeżywa. A zresztą czytajcie dalej to zobaczycie :).