Hello. Możecie być ze mnie dumni. Pierwszy raz od dłuższego czasu udało mi się zebrać i tak szybko dodać kolejny rozdział. :) A to wszystko dzięki twitterowi. :) Ale nie o tym. Chciałam wam podziękować, bo weszłam sobie w statystyki i mamy ponad 22tysiące wyświetleń, co mi się w głowie nie mieści. Ale jednocześnie mam prośbę - coraz mniej osób komentuje. Najpierw było was dużo, a potem się rozleniwiliście. Więc naprawdę proszę - jeżeli już tu jesteś - zostaw po sobie ślad. Nawet w postaci króciutkiego komentarza. Dla mnie każda opinia jest ważna. :)
______________________________________
Czym jest zdrada? Według najpowszechniejszego źródła,
Wikipedii, jest to, w ogólnym znaczeniu, świadome i intencjonalne zawiedzenie
zaufania danego przez osobę, która z tego powodu ponosi straty tudzież tak
uważa. Zdrada jest zwykle moralnie potępiana społecznie. To wszystko zgadza
się, ale brakuje jednej podstawowej informacji. Czemu nikt nigdy nie wspomniał,
że po niej człowiek czuję się jak największy na świecie chuj? Że to boli tak,
jakby ktoś w środku wypalał wnętrzności? Że gdy patrzy się w lustro, widzi się
tylko popełnione błędy? Że mijając na ulicy ludzi, ma się wrażenie jakby każdy
patrzył tak samo oskarżycielskim wzrokiem? Tego nikt nie dodał w definicji… A
to to jest kluczową częścią zdrady.
Za każdym razem, gdy oglądałem jakiś film, czy czytałem
książkę i pojawiał się ten wątek, zastanawiałem się: dlaczego? Czemu ludzie
robią to, skoro (być może pozornie…) są szczęśliwi?
Wszystko im się układa, mają drugą połówkę. Lecz potem wkracza ta trzecia
osoba. Czasami nie musi nic robić, ona po prostu jest. Swym zachowaniem,
sposobem bycia nieświadomie prowokuje do popełnienia czynu, którego potem się
żałuje. Czy tak było w moim przypadku? Czy Mike pociągał mnie od samego
początku, a w jego urodziny to wszystko się skumulowało? Szczerze mówiąc, boję
się odpowiedzi na to pytanie. I chyba nie chcę jej znać. Powód jest prosty, to
dobije mnie jeszcze bardziej, chociaż gdzieś tam głęboko moja podświadomość
krzyczy, jaka jest prawda. Choć w tym samym momencie moje serce wydziera się w
niebogłosy z jednym prostym słowem – imieniem. Jake. Jake. Jake. I znowu
pytanie, które przez ostatnie godziny nie daje mi normalnie funkcjonować.
Dlaczego zaburzyłem mój idealny związek z chłopakiem, którego kocham, zdradzając
go..?
Co jest w tym wszystkim najgorsze? Gdy uświadomiłem sobie, co
się dzieje i jakie to będzie mieć konsekwencje – uciekłem. Nie ma żadnego
bardziej żałosnego wyjścia z tej sytuacji. A jednak tak właśnie postąpiłem. Nie
byłbym sobą, gdybym nie spierdolił wszystkiego całkowicie. Po
prostu wyszedłem z pokoju. Bez słowa. Bez czynu. Bez wyjaśnienia. Zostawiłem Mike’a samego z tym wszystkim. Dzisiaj, z perspektywy
czasu, wiem, że powinienem zostać. Ale wtedy te wszystkie emocje skumulowane w
mojej głowie nie pozwoliły mi na to. Więc wybrałem najprostszą opcję…
It's easier to run
Replacing this pain with something
numb
It's so much easier to go
Than face all
this pain here all alone
***
Minęła kolejna godzina. Sześćdziesiąt minut. Trzy tysiące
sześćset sekund. Zmarnowany czas na leżeniu
na łóżku i zamartwianiu się, robieniu rachunku sumienia. Zawsze, gdy się źle czuję i mam wyrzuty, dobijam
się jeszcze bardziej. Bo wiem, że nie zasługuję na ani chwilę szczęścia. Jedyne
co mogę teraz odczuwać to pustka. Pustka w postaci braku myśli, braku perspektyw i braku szacunku dla samego siebie. Czy kiedykolwiek
to się zmieni? W tym momencie odpowiedź na pewno jest przecząca.
Dobiega mnie ciche pukanie do drzwi. Cholera, chyba przy
śniadaniu wyraziłem się jasno, że nie chcę nikogo widzieć i że wszyscy mają mi
dać święty spokój. Ale jak widać nawet o to w tej rodzinie nie mogę się
doprosić.
- Mówiłem, kurwa, żebyście dali mi spokój – krzyczę, nie
przejmując się konsekwencjami mojego języka, po czym raptownie otwieram drzwi.
- Przepraszam, ale mi nic takiego nie mówiłeś.
Nie wierzę. Odruchowo przecieram oczy, chcąc upewnić się, że
to co widzę jest prawdziwe. Czy naprawdę przede mną stoi Jake z bukietem krwistoczerwonych
róż – moich ulubionych kwiatów? I do tego z paczką moich ukochanych cukierków?
Może to tylko sen lub jakaś chora fantazja… Wpatruję się w niego przez kolejne
dziesięć sekund. Jest. Nadal stoi w miejscu, nie wiedząc zbyt co ma ze sobą
zrobić i dlaczego się tak zachowuję.
- Jake… - to jedyne co jestem w stanie z siebie teraz
wydusić.
- Ches, przyszedłem tutaj, żeby cię przeprosić. Zachowałem
się jak skończony idiota. Przesadziłem. Znasz mnie już bardzo długo i wiesz, że
czasem najpierw mówię, a potem myślę. I tak też wtedy było. Kocham cię. Za
bardzo cię kocham, żeby cię stracić przez osobę trzecią. Każdy ma prawo do
przyjaźni, ty również. Ciężko mi to mówić, ale byłem naprawdę zazdrosny o tego
całego Mike’a. Ale te godziny rozmyśleń i świadomość, że mógłbym cię stracić…
To za bardzo bolało. Obiecuję ci, kochanie, że będę się starał jak mogę
zaakceptować twojego przyjaciela. Albo chociaż nie być zazdrosnym. Dla ciebie
zrobię wszystko – kończy mówić i podaje mi bukiet kwiatów wraz ze słodyczami.
Nie potrafię kontrolować tego, co się dzieje teraz. Łzy
mimowolnie napływają mi do oczu. Szybkim ruchem wycieram je i staram się
ogarnąć ze wszystkich sił. Przyjmuję prezent od Jake’a i odkładam rzeczy na
biurko drżącymi rękoma.
- Ja… nie wiem, co ci
mam powiedzieć, Jake. To dla mnie za dużo… Nie umiem wyrazić odpowiednimi
słowami… Cholera, nie umiem… - język zaczyna mi się plątać. Jak, do cholery
jasnej, ma się powiedzieć miłości swojego życia, w dodatku po tych wszystkich
pięknych słowach, które przed chwilą padły, że się ją zdradziło?! Jak ubrać w
słowa tak okrutne zdarzenie...
- Nie musisz nic mówić. Kocham cię – przerywa mi chłopak, po
czym zamyka moje usta pocałunkiem.
Nasze wargi łączą się w jedność. Moje oczy ponownie
wypełniają się łzami. Czuję się jak pięcioletnie dziecko. Nigdy w życiu nie
płakałem tyle co ostatnio. Dłoń Jake’a wędruje ku moim powiekom, delikatnie ścierając
łzy. Odrywa swoje usta od moich i obsypuje pocałunkami mokre od łez policzki.
Trwamy tak kilka minut. Gdy już oderwaliśmy się od siebie, ponownie wypełnił
mnie po brzegi ból i uczucie pustki. Jednak gdy patrzę w jego tęczówki o
odcieniu głębokiej zieleni, nie jestem w stanie zepsuć tej chwili. Nie umiem
zdobyć się na odwagę, by opowiedzieć mu o tym, co się stało. W tym właśnie
momencie uświadomiłem sobie, że może to skutkować jego utratą. A tego nie
zniosę. Jestem pieprzonym egoistą…
- Kocham cię. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie.
Wiem, że to brzmi tak, jakby wyjęto ten tekst z hiszpańskiej telenoweli, ale to
prawda. Nie wyobrażam sobie tego, że mogłoby ciebie zabraknąć… - na koniec głos
mi się coraz bardziej załamuje. To świadczy o prawdziwości moich słów.
Ponownie składam czuły pocałunek na ustach chłopaka, którego
kocham. Myślami jednak jestem gdzie indziej. Dlaczego uświadomiłem sobie o
mojej miłości do niego dopiero wtedy, kiedy powinienem go stracić?! Gdy już na
niego nie zasługuję.
Póki co jednak chcę uciec od tego wszystkiego. W ramionach
Jake’a zapominam o całym tym gównie, które mnie otacza.