Wróciłam! Widzicie, tym razem napisanie tych kilku stron nie zajęło mi tyle czasu, co ostatnim razem. :) Wszystkim osobom, które pytały mi się, czy zrezygnuję z pisania bennody, od razu mówię: NIE. To za dużo dla mnie znaczy (weszłam z ciekawości w statystykę - powoli dobijamy do 19tys. wyświetleń, nie wierzę... dziękuję wam za to) no i mam już w głowie cały scenariusz na zakończenie, więc nie bójcie się, ża nagle urwę tę historię. Teraz zapraszam do czytania dziewiątki. :) Początek tego rozdziału jest nieco inny, ale stopniowo wszystko się wyjaśni.
______________________________________
Dotyk, przypadkowe spojrzenie, kilka
słów. Czasem nie potrzeba wiele, by zrozumieć intencje innego człowieka. W
końcu oczy są zwierciadłem duszy, więc już patrząc w nie, powinno się wiedzieć,
co jest na rzeczy. Ja wiedziałem. Może nie byłem tego pewny w stu procentach,
ale nigdy nie byłem. Jednak z każdym kolejnym dniem czułem, że jestem coraz
bardziej świadomy. Czy zareagowałem? Gdy spoglądam w lustro i próbuję
odpowiedzieć na to pozornie proste pytanie samemu sobie, ręce zaczynają mi drżeć,
a głos łamie się. Widząc swoje odbicie, a przez nie swoje życie, czyny, obrane
przeze mnie ścieżki, ludzi, którzy mi przez cały czas na nich towarzyszyli, wiem
w głębi duszy, że postąpiłem źle. Bo zdarza się, że czasem brak reakcji,
pozorna obojętność, sprowadzają na nas większe problemy, niż jakikolwiek odzew.
Jak było w moim przypadku? Moje lekceważenie każdego jego czynu doprowadziło mnie do tego miejsca.
Życie w pewnym sensie można porównać do
klocków. Gdy jeden przez przypadek poruszymy, cała konstrukcja pada. Krok po
kroku, sekunda po sekundzie kolejne fragmenty uderzają o siebie, na koniec
rujnując całą konstrukcję. Tak jak w prawdziwym życiu – każdy czyn, każdy
dzień, każde słowo powoduje ciąg zdarzeń. Jak się potoczy? Czasem najmniejszy
gest może spowodować dni szczęścia przepełnione miłością. A czasem zwykłe i
puste słowa mogą zrujnować wszystko to, co budowaliśmy przez kilka lat. Kwestią
jest tylko to, jak długo klocki będą się o siebie obijać i psuć budowlę, i czy
damy radę je zatrzymać.
***
DWA MIESIĄCE
WCZEŚNIEJ
Coś zimnego w dotyku przejechało delikatnie po moim policzku,
budząc mnie z drzemki. Odruchowo, nadal nieco otępiały z zamkniętymi oczami,
chciałem strącić to ‘coś’ ręką. Moje palce natrafiły na swojej drodze na czyjeś
dłonie. Od razu otrzeźwiałem, natychmiast otwierając oczy. Tuż przed moją
twarzą znajdowała się twarz Mike’a. Mogłem dojrzeć każdy jej szczegół. Wielkie
brązowe oczy ilustrowały mnie ciepłym spojrzeniem. Szeroki uśmiech spowodował
pojawienie się dołeczków, które nadawały mu nieco dziecinnego wyglądu. Ciemne
włosy w nieładzie opadały na czoło, przysłaniając jego rysy. Dosłownie dzieliły
nas milimetry. To było dość niezręczne, więc od razu wyprostowałem się,
zwiększając dzielący nas dystans. Nie kryjąc zdziwienia tym… niezwykle czułym
gestem, uśmiechnąłem się na przywitanie. Pomachał mi i wepchnął się koło mnie
na łóżko, powodując jeszcze większe zakłopotanie. Spoglądając w jego oczy z
miną, która miała przekazać: „mam chłopaka, ty jesteś hetero, więc co, do
cholery jasnej, się tutaj dzieje”. On w odpowiedzi wzruszył ramionami.
Lekceważąc ten gest, stwierdziłem, że wstanę, choć na moment, by się rozchodzić.
Spojrzałem dyskretnie jeszcze raz na mojego przyjaciela. Ubrany w niebieską
koszulę w kratkę włożoną w ciemnogranatowe spodnie wyglądał dobrze. Na to
narzucona jasna marynarka z przetarciami
na łokciach dodawała mu elegancji.
- Cześć, Chaz – po chwili głuchej ciszy i przypatrywania się
sobie nawzajem odzywa się w końcu. - Dlaczego śpisz?
- Hej, Mikey. Wiesz, zadajesz pytania o bardzo niskim
poziomie, które jakby wskazują na niewielki poziom inteligencji. Z reguły
człowiek śpi, bo jest zmęczony – odpowiadam, wywołując grymas na jego twarzy.
- Oj, rozumiesz, co miałem na myśli. Może zadam ci to pytanie
jeszcze raz w nieco innej formie – dlaczego śpisz w sobotę o szesnastej.
- Daj mi spokój, jestem zamuloną osobą, która, w
przeciwieństwie do Pana Rozrywkowego, nie ma tylu znajomych i nie jest
rozchwytywana. Ot co. Właśnie dlatego śpię. A zresztą mam się zobaczyć z
chłopakiem o osiemnastej, więc muszę się wyspać. Na spotkania z nim muszę być
wypoczęty. Jeśli wiesz co mam na myśli – odpowiadam, wytykając język i igrając
na nerwach Mike’a.
- Świetnie, ale nie musisz mi zdradzać szczegółów ze swojego
seksualnego życia – wywraca oczami, przybierając poważniejszy ton głosu. – Ale teraz
to już naprawdę powoli zaczynam w ciebie wątpić, kolego… Ostatnie podejście: dlaczego śpisz w TĘ
sobotę, nie sądzisz, że powinieneś zajmować się czymś innym? – jego ton głosu
przybrał nieco oschłą barwę.
- Shinoda, miałem ciężki dzień. Te udawane rodzinne uroczystości
są naprawdę męczące. Od jednej babci usłyszałem, że nie nadaję się do niczego w
życiu, jestem zerem i muszę wziąć się za naukę, a nie bawić się w muzyka. Druga
zaszczyciła mnie słowami, że nie pasuję do tej rodziny. Ciekawe, co tkwiło w
ich głowach, gdzy kilka lat temu zostałem do niej przyjęty przez zaadoptowanie
mnie. Ale okej, odbiegłem od tematu. Daj
spokój i powiedz prosto z mostu, co jest
grane.
- Spójrz na kalendarz.
W tym momencie już zupełnie zdezorientowany sięgam po telefon
i szybko włączam aplikację kalendarza z notatkami. Podświetlony jest na czerwono
kwadracik z datą 11 lutego i obok niej widnieje napisany grubą czcionką napis:
URODZINY SHINODY. O kurwa, nie wierzę! Jak mogłem zapomnieć o urodzinach mojego
jedynego przyjaciela?! Trzeba być mną… Planowałem to od jakiegoś czasu,
naprawdę. Jednak wybiłem się nieco z rytmu porannymi zakupami i wypadem na
comiesięczną wizytę u dziadków. Co prawda nic mnie nie tłumaczy. Nie powinienem
zapomnieć, choćby meteoryt uderzył w Ziemię.
- Kurwa, Mike, przepraszam. Przykro mi, serio. Nie wierzę, że
zapomniałem! Przysięgam ci na nasz zespół, na wszystko dosłownie, że jeszcze
wczoraj pamiętałem i planowałem ten dzień. Wybacz…
- Spokojnie, Chazzy. Przyznam, że było mi przykro przez
moment, ale znasz i mnie i mój charakter. Stwierdziłem, że nie będę chował się
z urazami po kątach, tylko przyjdę tutaj i powiem prosto z mostu: co i jak.
- Cieszę się, że to zrobiłeś.
I jestem wdzięczny, ale teraz siedź tutaj i nie waż się nigdzie ruszyć.
Jest dopiero kilka minut po czwartej po południu. Mamy jeszcze jakieś osiem
godzin na zrealizowanie mojego urodzinowego planu. Za moment wracam, muszę
ogarnąć kilka rzeczy – wypowiadam te słowa w pośpiechu, biorąc telefon i
wybiegając z pokoju.
Poprzez ogarnięcie kilku rzeczy mam na myśli tylko jedno
zadanie… Wchodzę do łazienki i zamykam drzwi, by mieć chwilę spokoju. Wiem, że
nie powinienem tego robić, ale nie mogę po raz drugi odtrącić Mike’a. To w
końcu jego wielki dzień. Siadam na podłodze, opierając się wygodnie o chłodną
kafelkową ścianę. Wyciągam z kieszeni I’Phone’a, wybierając dobrze mi znany
numer. Rozmówca odbiera po trzecim sygnale.
- Cześć, kochanie! – wypowiadam te słowa z jak największym
entuzjazmem, bowiem wiem, że za chwilę nie będzie już zbyt wesoło.
- Hej, Chaz. Już nie możesz się doczekać naszego spotkania?
Spokojnie, za dwadzieścia minut lecę na autobus i za około godzinę jestem u
ciebie!
- Właśnie jeśli o to chodzi – chcę powoli nawiązać do urodzin
Mike’a, jednak Jake nie daje mi możliwości.
- Czy znowu chcesz odwołać nasze spotkanie? – pyta, a jego
głos przybiera smutny ton.
- Proszę cię, daj mi chociaż wytłumaczyć. Wiesz, że bardzo za
tobą tęsknię, ale…
- Mam tego, kurwa, dość. To nie dzieje się pierwszy raz. W
dupie mam twoje wyjaśnienia. Tak samo jak ty masz mnie gdzieś od jakiegoś czasu
– wcina mi się w zdanie, po raz kolejny nie dając dojść do głosu. – I niech
zgadnę, powodem jest twój pierdolony przyjaciel?! – w słuchawce następuje
chwila ciszy. Nie trwa ona jednak za długo. – Wiesz co? Nie chcę nawet znać
odpowiedzi na to pytanie. Miłej zabawy! – ostatnie słowa praktycznie
wykrzykuje.
Do mojego ucha dochodzi głośny szum. To Jake rzucił
słuchawką, powodując go. Przykro mi. On ma rację… Ostatnio nie zasługuję na
miano dobrego chłopaka. I nienawidzę siebie za to. Z całego serca. Mam wyrzuty
sumienia. Każda kłótnia z bliską mi osobą powoduje u mnie złe samopoczucie. A
Jake należy do tych najbliższych mi osób, więc to naprawdę boli. Chcąc dojść do
siebie, chowam twarz w dłoniach i biorę kilka głębokich oddechów. Wtedy dobiega
mnie głos zza drzwi, pytający, czy kiedykolwiek wyjdę z łazienki czy to w niej
będę świętować urodziny. To już powoli zdenerwowany Mike. Muszę się pozbierać,
i to szybko. Zraniłem dzisiaj już jedną osobę. Nie mogę tego zrobić też tej
drugiej, która też wiele znaczy w moim życiu. Kłótnię z chłopakiem naprawię po
powrocie, teraz liczy się Mike. W życiu czasem też trzeba zdecydować się na
mniejsze zło.