sobota, 26 stycznia 2013

Weakness: Rozdział VII


Gdy przeżywamy załamania lub gdy jest nam po prostu przykro, bo coś nie układa się po naszej myśli, każdy ma swoją odskocznię. Dla kogoś będzie to alkohol. Dla innej osoby być może rozmowa. Moją ucieczką od rzeczywistości jest muzyka. Piszę teksty, gram na gitarze, śpiewam – a przynajmniej próbuję. Kocham to robić. Mógłbym całymi dniami siedzieć zamknięty w pokoju i po prostu śpiewać. Nie jestem pewną siebie osobą, ale jeśli chodzi o muzykę… Ona dodaje mi pewności siebie. Gdy zaczynają się pierwsze akordy, czuję  władzę. Wiem, że jestem w pewnym sensie panem tego wszystkiego. Ode mnie zależy: jak zaśpiewam, jak zagram. Mogę sterować swoim głosem i zawsze wiem, że daję z siebie wszystko.

Właśnie dlatego teraz, w przypływie zwątpienia i lekkiego załamania przez Mike’a, mam zamiar iść do domu, rzucić wszystko inne i zostać sam na sam z muzyką. Pierdolić szkołę, i tak mnie dzisiaj niczego więcej nie nauczą. Nauczyciel angielskiego niezależnie od tego  co powiem i tak będzie uważał, że nie mam racji. Na dwóch matematykach – ta, jestem w klasie artystycznej, więc każdy jest tu idiotą jeśli chodzi o przedmioty ścisłe. Jedyne czego nas tam uczą to chyba dodawanie i odejmowanie, więc na pewno niczego nie stracę. Rozglądam się po szkole, nikogo nie ma na korytarzu, więc droga wolna. Po dwudziestu minutach szybkiego marszu, jestem już w domu. Na szczęście Marii dzisiaj nie ma, wyjechała do swojego męża pracującego w Nowym Jorku. Cholera, ilekroć o tym pomyślę, żal mi tej kobiety. Ma na utrzymaniu pięcioro dzieci, mąż zarabia tylko kilka groszy… Oni mieszkają właśnie w NY, ona przyjechała tu zarobić. Każdego dnia widzę w jej oczach, że przeżywa tę rozłąkę. Często zastanawiam się, jak to wszystko wytrzymuje i jest tak dzielna. Być rozdzielonym od osób, które znaczą dla ciebie wszystko… Chyba tylko miłość pozwala im przetrwać.

 

When you feel you're alone

Cut off from this cruel world

Your instincts telling you to run

Listen to your heart

Those angel voices

They'll sing to you

They'll be your guide back home

When life leaves us blind

Love keeps us kind

It keeps us kind

 

When you've suffered enough

And your spirit is breaking

You're growing desperate from the fight

Remember you're loved

And you always will be

This melody will bring

You right back home

 

Te słowa same przyszły mi do głowy… Po prostu zacząłem je śpiewać w rytm spokojnej melodii.  Nie wiem, może to wspomnienie i historia Marii…

- Wow, to było genialne – zza drzwi dobiega mnie znajomy głos. Po chwili postać wyłania się i wchodzi do pokoju.

- Mike? Co ty tutaj robisz?

- Sam nie wiem, naprawdę. Ale głupio mi… Gdy zobaczyłem jak wychodzisz ze szkoły po naszym niefortunnym spotkaniu, to nagle przypomniał mi się pierwszy dzień jak ciebie poznałem. Przepraszam, że tak to wszystko zajebałem… Przepraszam. I wiem, że nie powinienem tak tu wchodzić, ale drzwi były otwarte i po usłyszałem jak  śpiewasz. Masz cholerny talent.

- Słuchaj, może chwilkę wcześniej bym od razu przyjął przeprosiny… Ale co dalej? Twoja reakcja, Mike, była jasno określona… - choć wypowiadanie tych słów jest ciężkie, po namyśle wiem, że taka jest prawda. Zanim mu ponownie zaufam, muszę mieć pewność, że nie zawiedzie mnie tak drugi raz. – Jestem gejem. I nic tego nie zmieni, bo nie wstydzę się tego i nie przestanę nim być.

- Kurwa, Ches… Nie możemy o tym zapomnieć? O tej całej sytuacji. Powiedziałem kilka słów za dużo i ty również – spogląda mi w oczy.

- Okej, za to cię przepraszam, naprawdę, przegiąłem. Ale o tym nie da się zapomnieć! Nie rozumiesz? To nie jest coś, co idzie w zapomnienie, ani coś co łatwo odstawić na bok. Mam chłopaka, kocham go i jestem z nim szczęśliwy, więc jeżeli chcesz, żebyśmy nadal się kolegowali, to zaakceptuj to. I zrozum w końcu, że to że podobają mi się faceci, nie oznacza, że na każdego z nich chcę się rzucić! Cholera, żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku w  Ameryce, wszystko rusza do przodu. Dwoje mężczyzn może się przyjaźnić, mimo że jeden z nich jest homoseksualny! Zresztą człowieku, masz dziewczynę. Ja mam chłopaka, więc nie bój się, nie zedrę z ciebie ubrań, bo jestem innej orientacji!

Sam się dziwię, że potrafię się wybronić. Dawny Chester po tym jak Mike przyszedłby i przeprosił, od razu by te przeprosiny przyjął. Ale nie teraz. Bardzo lubię Mike’a, ale takie są realia. Jeżeli nie zaakceptuje tego, że jestem homoseksualny, nie ma szans, żebyśmy mogli się zaprzyjaźnić. Bo jeżeli tego nie akceptuje, oznacza to, że nie akceptuje też mnie. Bo to właśnie kształtuje moją osobowość. Jestem ciekaw jego reakcji. Póki co nie odezwał się. Wykorzystuję tę chwilę, by się mu przyjrzeć. Dzisiaj ubrany jest w ciemne jeansy i luźny T-shirt w kolorze khaki. Szczupłą dłonią przeczesuje swoje gęste włosy, pozostawiając je w nieładzie. Jak zawsze, gdy się denerwuje.

- Ale nie będę musiał oglądać ciebie liżącego się z tym chłopakiem? – odpowiada, uśmiechając się.

- Co ty! Zamiast tego wyślę ci naszą seks taśmę na urodziny…

On wywraca oczami i ku mojemu zaskoczeniu, robi coś, czego bym się nie spodziewał.

Podchodzi do mnie, siada obok na łóżku, chwyta moją dłoń i  przytula.

Czuję ciepło bijące z jego ciała. Drugą rękę delikatnie kładzie mi na plecach i lekko poklepuje. Nasz uścisk trwa tylko chwilę, dosłownie kilka sekund, ale wiem, że ten sugestywny gest wiele znaczy. Nadal nie puszczając mojej dłoni, odzywa się:

- Przepraszam. Akceptuję cię. Gdy cię poznałem nie liczyła się twoja orientacja. Nawet nie wiedziałem i nie ‘wyczułem’, że jesteś gejem. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, że zachowywałem się jak ostatni cham.

- Dzięki, Mike, cholera, tak bardzo się cieszę. Nawet nie wiesz, jak mi ciebie brakowało – odwzajemniam uścisk i po chwili puszczam jego dłoń. – Ale dobra, dosyć sentymentów, zejdźmy na ziemię.

- Taa, zgadzam się, bo powoli zaczynałem się czuć jak w tandetnej hiszpańskiej telenoweli. Wystarczyłoby, że zacząłbyś płakać i już w ogóle wszystko by pasowało!

- A skoro to wszystko wiesz, to co – musisz być wielkim fanem i na pewno śledzisz ich losy – odpowiadam mu zgryźliwie i wytykam język.

- Pierdol się. Ale nie dosłownie i nie ze mną.

- Zamknij swoją krzywą japońską mordę!

Oboje wybuchamy śmiechem i po prostu cieszymy się swoim towarzystwem. Cholera, teraz naprawdę widzę, że mi go brakowało.

Po kilku minutach bezsensownym wygłupów, Mike odzywa się:

- Wiesz, serio wtedy mówiłem, masz świetny wokal. Nie chciałbyś czegoś z tym zrobić?

- Hm, dzięki. Ale co masz na myśli?

- No tak mi nagle przyszło do głowy… Bo kiedyś rozmawiałem o tym z Bradem i w zasadzie chcielibyśmy stworzyć jakiś zespół. Typowo garażowy. Po prostu ludzie, którzy kochają muzykę, a widzę, że ty jesteś właśnie taką osobą.

- Brad? Proszę cię, myślisz, że ta przerośnięta szopa będzie chciała mieć mnie w zespole?

Mike wybucha śmiechem.

- Ciekawe przezwisko… Ale uwierz, on nie jest taki zły. Zgrywa tylko zbuntowanego i nienawidzącego wszystkich, ale jakby cię usłyszał… Na pewno chciałby cię w zespole. Co jak co, ale na muzyce to on się zna. Jest świetnym gitarzystą.

- W zasadzie, czemu nie… A ty co robisz?

- Ja… No głównie rapuję, ale gram też na gitarze, czasem coś skomponuję.

- Człowiek wszechstronny – podsumowuję.

- Powiedzmy. To co, mogę liczyć, że przyjdziesz w piątek na próbę? A w zasadzie coś w stylu przesłuchania. Zaśpiewasz nam jakąś swoją piosenkę lub cover i zobaczymy, co z tego wyjdzie.

- Przyjdę – odpowiadam krótko. I właśnie w tym momencie zdaję sobie sprawę, że wszystko zaczyna się układać.
 
____________________________________________
 
Okej, to na tyle. Powiem wam, że wena wraca i że nie zawieszę bloga. Ewentualnie będę dodawała rozdziały w dłuższych odstępach, bo ferie mi się kończą i poza tym mam masę nauki związaną z konkursem.
A, jeszcze jedno. SZUKAM OSOBY ROBIĄCEJ SZABLONY. KTOŚ CHĘTNY?
 

sobota, 19 stycznia 2013

Weakness:Rozdział VI

Z góry przepraszam was za to poniżej. To chyba najgorsze, co kiedykolwiek napisałam. Zupełnie nie mam weny, rozdział pisany na siłę. Ale wiem, że jeśli nie zrobiłabym tego teraz, to zawiesiłabym bloga... Ostatnio opuściła mnie chęć do pisania. Mam nadzieję, że to się zmieni, bo pomysł na zakończenie już mam.
 
____________________________________________
 
Czy kiedykolwiek wstydziłem się tego, kim jestem? Myślę, że mimo wszystko nie. Owszem, zdarzały się momenty zwątpienia i niejasności, ale nigdy nie czułem się gorszy ze względu na swoją orientację. Jeśli chodzi o rodzinę, kompleksy osobowościowe – one się pojawiają. Jednak nie czuję nienawiści do samego siebie przez to, że jestem homoseksualistą. W zasadzie od dziecka czułem, że tak jest. Choć dopiero w wieku piętnastu lat odpowiedziałem sobie jasno na pytanie: kim jestem? Na początku ciężko było dopuścić do siebie tę myśl, ale teraz w pełni akceptuję siebie i swój wybór. Jednak jednego uczucia nie znoszę. Tej chwili, kiedy oznajmiam komuś lub ktoś się dowiaduje o mojej odmiennej orientacji. Ten mierzący wzrok… Spojrzenie, które ma w sobie coś innego. Osoba ta, choćby w pierwszej chwili, patrzy na ciebie tak, jakbyś był innym człowiekiem, niż dosłownie sekundę wcześniej, zanim się dowiedziała. Reakcje są różne. Jedni tego nie akceptują – ten przykład niestety poznałem na własnej skórze – Mike. Czasem zdarza się tak, że ktoś po prostu zachowuje się tak, jakby go to zupełnie nie obchodziło. I to chyba jest ta najlepsza opcja. W tej jednej sekundzie, gdy spojrzenia moje i Marii zetknęły się ze sobą, w mojej głowie pojawiło się wiele wątpliwości. Przede wszystkim to, jaka będzie jej reakcja. Teraz, już ubrani, siedzimy z Jake’m na moim łóżku i czekamy, kiedy w końcu gosposia się odezwie. Plus jest jeden – przynajmniej nie wybiegła z obrzydzeniem z pokoju, ani nie naskoczyła na mnie. Po kolejnej minucie spędzonej w ciszy postanawiam przejąć sprawę w swoje ręce. W końcu ile można bezczynnie siedzieć, analizując to, co zaszło.
- Mario, zamierzasz się już do mnie nie odezwać? – zwracam się do niej.
Drobna kobieta, z pochodzenia Australijka o charakterystycznych rysach twarzy,  tylko spuszcza głowę.
- Przepraszam, proszę pani, ale chciałbym coś wyjaśnić – w tej chwili odzywa się Jake. Cholera, czy on zawsze musi mówić, jak nikt go nie pyta o zdanie?! Spoglądam na niego piorunującym wzrokiem, jednak on się przelotnie do mnie uśmiecha i zaczyna kontynuować. – Znajdujemy się w nieco niekomfortowej sytuacji, jasne. Ale mam jedno pytanie – czy źle się czuje pani z tym, że przyłapała nas… hm, w jednoznacznej sytuacji, czy dlatego że jestem mężczyzną, co wskazuje na to, że jesteśmy gejami? Chyba nie chce mi pani powiedzieć, że tak przesympatyczna i miła kobieta cierpi na homofobię? – przeciąga ostatnią sylabę i używając jednej ze swoich kokieteryjnych min, spogląda na Marię – Przy okazji świetnie wygląda pani w tej fryzurze. Niezwykle twarzowa.  
- Och, jesteś doprawdy uroczy, chłopcze – uśmiecha się. No tak… Jako że rzadko słyszy komplementy, to wystarczy jedno słówko i już łagodnieje. Cholera, mam nadzieję, że faktycznie udało mu się zbajerować Marię, bo w tym całym domu z nią jedną mam dobry kontakt.
- Mówię samą prawdę – odpowiada jej.
- Dobrze, powiem szczerze chłopcy… Zaszokowaliście mnie. Mam te swoje pięćdziesiąt lat i nie często jestem stawiana w takiej sytuacji, więc czuję się nieco niekomfortowo – teraz zwraca się do mnie. - Chezy, dlaczego mi nie powiedziałeś? Nie sądzisz, że lepiej, jakbyś zrzucił taką bombę na mnie, po prostu mówiąc mi to? A nie że zaskakujecie mnie takim widokiem, kiedy niczego się nie mogłam spodziewać…
- Przepraszam, powinienem ci to powiedzieć. Ale… bałem się twojej reakcji, bo tak naprawdę tylko z tobą mam dobry kontakt w tym całym popierdolonym domu.
- Nie przeklinaj! No ale dziękuję. Wiem, że jest ci tu ciężko, więc nie będę utrudniać tego jeszcze bardziej. Akceptuję ciebie takiego jakim jesteś. Ale jak jeszcze raz zobaczę cię w takiej sytuacji  z twoim kolegą, to chyba dostanę zawału!
- Cholera, Mario, wiedziałem, że jesteś w porządku! I obiecuję, następnym razem zdążymy się ubrać. Albo po prostu zapukasz do drzwi – ukradkiem spoglądam na Jake’a, ciesząc się, że tak potoczyła się ta cała sytuacja.
- Co to to nie, mój drogi kawalerze! Trzeba w tym domu wprowadzić pewne zasady. Tak samo jakbyś był z dziewczyną. Nie ma wyjątków. Jake i inni chłopacy mogą przebywać z tobą sam na sam w tym pokoju jedynie do dwudziestej drugiej. O każde przyjście swojego chłopaka pytasz mnie, czy wyrażam na to zgodę.
- Dwudziesta druga? Nie przesadzasz? – pytam pochopnie z lekkim wyrzutem.
- To co, mam powiedzieć rodzicom, myślisz, że oni przedstawią ci lepszą propozycje?
- Nie! – dosłownie wykrzykuję jej to w twarz. -  Ta godzina jest idealna – uśmiecham się sztucznie i słyszę cichy śmiech Jake’a.
- No to bardzo dobrze. To chyba na tyle. A teraz wychodzę, ale pamiętajcie, chłopcy, macie pół godzinki jeszcze – odpowiada i wychodzi z pokoju.
- Mario! – wołam ją póki mnie jeszcze słyszy. – Dziękuję.
O jeny, co za ulga. Naprawdę, w tej sytuacji cieszę się, że to ona nas przyłapała, a nie zastępcza…
- I co? Możesz mi ładnie podziękować za urobienie gosposi – Jake siada mi na kolanach.
- Ta… Ciesz się, że jest tak naiwna w stosunku do tych twoich zagrywek. A teraz złaź ze mnie, mam dosyć wrażeń jak na jeden dzień – spycham go i przelotnie całuję w policzek.
 - W sumie racja. Wiesz co? Będę się powoli zbierać. Nie chcę sobie nagrabić, a jak  zauważy, że wychodzę przed godziną policyjną, to może jeszcze bardziej mnie polubi – puszcza mi oczko. – O ile to możliwe.
- Ale jesteś zabawny – ironizuję i pomagam mu zebrać swoje rzeczy.
Schodzimy na dół. Na pożegnanie standardowo całujemy się w usta, jednak niezbyt namiętnie, nie chcemy, by znowu ktoś nas przyłapał.
- Kocham cię. Mam nadzieję, że zobaczymy się niedługo.
- Ja ciebie też. Na pewno. Trzymaj się – Jake macha mi i wychodzi.
 
***
                                                            
Przez ubiegły miesiąc dobrze było poczuć się nieco inaczej. Wiedzieć, że komuś w pewnym stopniu zależy. Nie mówię teraz o Jake’u. Teraz mam na myśli ludzi ze szkoły. A konkretniej jedną osobę. Wcześniej, odkąd tu mieszkałem,  czyli przez całe gimnazjum i początek liceum, czułem się nic niewart. Nikogo nie obchodziłem, nikt nie chciał mnie znać. A w dodatku, jeśli już kogoś spotykałem na swojej drodze, to jedyne co go obchodziło - to pieniądze. Nikt nie chciał mnie po prostu poznać, porozmawiać. A potem pojawił się Mike. On jako jedyny nie miał o mnie wyrobionej opinii, że jestem popychadłem i śmieciem. Cholera, codziennie jak chodzę do tej szkoły, brakuje mi go. Brakuje mi osoby, z którą mógłbym spędzić czas, pośmiać się. Kogokolwiek u swojego boku. A teraz? Znowu się zaczęło. Każdą przerwę spędzam sam. Minął dokładnie tydzień od tamtej pamiętnej nocy, kiedy Mike w jakże subtelny sposób wykrzyczał mi w twarz, że jestem pedałem. Teraz znowu sam idę do szkoły i analizuję to wszystko… Standardowo odpalam papierosa i zaciągam się, jednocześnie pogrążając się w rozmyślaniach. Nawet Amy już ze mną nie rozmawia… Każdego dnia obiecuję sobie, że do niej podejdę, spróbuję jej to wszystko wyjaśnić na spokojnie, ale oczywiście każdego dnia tchórzę. Widzę ją roześmianą w towarzystwie swojej ekipy, więc po co to burzyć? Mimo że czasami działała mi na nerwy, była dobrą znajomą. Uwielbiałem z nią rozmawiać i spierać się w różnych dyskusjach. Zresztą nawet nie wiem, czy ona pamięta wszystko, co działo się w klubie. Była tak pijana, że nie zdziwiłbym się, gdyby miała wielkie dziury w pamięci. Cholera, nie znoszę takich niedokończonych spraw. Okej, w tym momencie obiecuję sobie, że spróbuję z nią pogadać w tym tygodniu. Może chociaż ona zechce mnie wysłuchać.
Gaszę papierosa, bo znajduję się tuż przed szkołą. Niestety, koniec refleksji. Czas wejść do tego pieprzonego budynku, gdzie wszyscy mają mnie gdzieś…
Pierwsza lekcja – angielski. Wchodzę na drugie piętro i idę w kierunku sali. Cholera, nie pamiętam, czy wziąłem książkę, a nauczyciel mnie nie znosi, więc na pewno będzie robił problemy… Obracam się, chcąc otworzyć torbę i sprawdzić. Nie patrząc przed siebie, idę dalej, jednocześnie szarpiąc zamek. Nagle wpadam z impetem na kogoś. Jego książki lądują na podłodze, moja torba też.
- Patrz, jak łazisz, kretynie – dobiega mnie głos z tym charakterystycznym akcentem…
- Mike… - w tym momencie tak wiele chciałbym powiedzieć, ale nie potrafię, nie mam na to czasu, nie wiem, od czego zacząć.
On tylko spogląda na mnie zimnym spojrzeniem, podnosi rzeczy i idzie dalej. To było takie… sztuczne. Osoba, z którą dobrze się dogadywałem, która w przeciągu dwóch tygodni zdołała mnie dobrze pozać, teraz lekceważy mnie w ten sposób. A wszystko przez jeden wieczór, jedną kłótnię i o kilka słów za dużo… To jest naprawdę dobijające. Jak jeden mały fakt może tak bardzo wpłynąć na nasze życie… Ale nie poddam się tak łatwo. Chcę to wyjaśnić. Przecież nie będzie cały rok tak, że trafiając na siebie, nie będziemy się odzywasz, a nawet jeśli, to będą to jedynie kłótnie i wyzwiska. To tylko kwestia czasu, ale zdołam odbudować naszą więź. Choćbym miał chodzić za nim dzień w dzień, prosząc, by mnie wysłuchał…  

czwartek, 10 stycznia 2013

Weakness: Rozdział V

No i już piątka. :3 Jak ten czas szybko leci... Jednak udało mi się napisać przed feriami i cieszę się, bo w zasadzie od razu wyjeżdżam. No i korzystając z okazji - wszystkim, co też teraz mają ferie, życzę, żeby były udane i żebyście odpoczęli. :D
 
 
____________________________________________
 
 
 
Definicją strachu jest niepokój najczęściej wywołany przez nadchodzące i niebezpieczeństwo. Ale czy na pewno? Czasem strach nie musi objawiać się tylko i wyłącznie  przez lęk i panikę. Morderstwo, kradzież, ale też duchy czy inne zjawy przedstawiane na horrorach, to nie jedyne powody wywołujące właśnie to uczucie. Czasem wystarczy samo słowo. W końcu to słowo jest potęgą. Boli bardziej i rani głębiej niż przemoc fizyczna. Kilka liter ułożonych w spójną całość wywołuje właśnie najbardziej negatywne emocje. W tym ułamku sekundy, gdy pomimo tego całego zgiełku, zamieszania, głośnej muzyki i  alkoholu dobiegły do mnie słowa Mike’a, poczułem, jakby ktoś mierzył prosto w moje serce. W tej właśnie chwili poczułem strach. Paniczny i wszechogarniający strach. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – z braku tolerancji. Gdy nasze spojrzenia się na chwilę spotkały, zrozumiałem, że to nie jest wzrok, którym patrzył na mnie mój dobry kolega. To wzrok oskarżycielski. „Dlaczego mi nie powiedziałeś?”, „Dlaczego ukrywałeś prawdę?” i ostatnie, to najbardziej dotkliwe – „Czemu, z jakiego powodu jesteś gejem?! Nie widzisz, że to wszystko burzy?” – właśnie te pytania widziałem w jego oczach.
Nie pozwolę mu tak łatwo odejść… Zasługuję chociaż na możliwość wypowiedzenia się na ten temat! Wytłumaczenia… Wybiegam z klubu, chcąc dogonić Mike’a. Nie zważam na tych wszystkich ludzi, którzy jakby nie mieli swojego życia, zaczęli się nagle interesować moim. Po prostu stoją tam w osłupieniu i patrzą. No tak, muszą wiedzieć, jak dalej potoczy się sprawa geja Chestera i prawdopodobnego homofoba Mike’a. Jeszcze niedawno byłem dla nich nikim. Żyłem w cieniu, nie zwracając nikogo uwagi. A teraz? Gdy się tylko pojawiłem w tym świecie –w  ICH świecie - musiałem mieć wielkie wejście. Oczywiście, a jakże by inaczej! Najlepiej krzyczeć na cały głos, że jest się gejem na imprezie, licząc, że trafi to tylko do jednej osoby. Dobry pomysł na znalezienie się w towarzystwie! I co do tej jednej osoby, do której była kierowana ta wypowiedź… Przykro mi, że musiałem ją tam zostawić. Ale dobra, na tę chwilę zapominam o Amy, zapominam o rozważaniach i o żalu do samego siebie. Na to będę miał jeszcze czas. Teraz liczy się tylko Mike. Rozglądam się, chcąc go jak najszybciej znaleźć. Mam! Jest po drugiej stronie ulicy, idzie w kierunku swojego domu.
- Czekaj! – krzyczę ile sił w płucach, on jednak nie reaguje i dalej kroczy przed siebie. – Kurwa, Mike! Wiem, że mnie słyszysz! Zaczekaj, proszę – mój głos jest na skali wyczerpania, jednak przynajmniej mam pewność, że tym razem zadziałało. Mike zatrzymuje się, jednak cały czas stoi odwrócony do mnie plecami. Wygląda posągowo – wyprostowany z dumnie uniesioną głową. Podbiegam do niego i łapię za ramię, żeby zorientował się, że już jestem.
- Puść mnie, ty pedale! – wzdryga się, obraca się i wykrzykuje mi to prosto w twarz.
TY PEDALE, TY PEDALE, TY PEDALE – te słowa błądzą w  mojej głowie cały czas. Usłyszane od pozornie bliskiej osoby bolą najbardziej. Proszę bardzo, ludzie na ulicy, obcy, czy nawet ci wszyscy idioci ze szkoły – nazywajcie mnie tak! Ale nie Ty, Mike. Jesteś dla mnie zbyt bliską osobą… Cholera, to faktycznie mnie zabolało, trafił w czuły punkt. Ale teraz na pewno tego nie zostawię…
- Serio?! Tylko na tyle cię stać? Kurwa, wysiliłbyś się na więcej! – spoglądam prosto w jego oczy i kontynuuję. – Wiesz co? Po tobie spodziewałbym się naprawdę czegoś innego! – smutek, rozczarowanie konfrontują się teraz ze złością i gniewem. Pytanie tylko: kto wygra?
- Czego?! Może, że padnę z wrażenia i rzucę ci się w ramiona?!
- Ja pierdole! Naprawdę jesteś taki tępy? Myślisz, że jak jestem gejem, to że chcę wyruchać KAŻDEGO faceta chodzącego po tej ziemi?! Zrozum, mam chłopaka! – akcentuję każdy wyraz, by dokładnie zrozumiał. Widzę malujące się na jego twarzy… zdziwienie? Sam nie wiem, jak to określić i zdefiniować. - Ty byłeś moim kolegą i to dobrym, a przynajmniej za takiego cię uważałem. I przykro mi, że  naprawdę stać cię tylko na tak ograniczone myślenie. Idąc za twoją świetną filozofią -   skoro ty jesteś hetero, to co, masz ochotę pieprzyć się z KAŻDĄ kobietą? Z własną matką też byś chciał?
O kurwa… W tym momencie to ja przegiąłem. Widzę to w jego spojrzeniu. Cała frustracja zamienia się w tym momencie w ból. Ból zadany przez nawrót wspomnień, który oczywiście nieumyślnie wywołałem. A jeśli o mnie chodzi, to wiem, że przeszłość wyrządza wielkie krzywdy…
- Zapomnij – odpowiada mi, już teraz nie krzycząc, nie broniąc swojej opinii. W tym momencie wiem, że mimo iż on mnie zranił, to ja zrobiłem to dogłębniej – w tej sytuacji on jest poszkodowanym.
No właśnie… Jebana „potęga słowa”.  
- Mike, przepraszam – próbuję go jeszcze zatrzymać, jednak nie udaje mi się to. Tym razem nie próbuję drugi raz, nie wołam. Chcę po prostu wrócić do domu. To miała być taka świetna noc. Zaczęła się tak. Ale jej finał? Zdecydowanie tego się nie spodziewałem.
 
Words like violence
Break the silence
Come crashing in
Into my little world
Painful to me
Pierce right through me
Can’t you understand
Oh my little girl
All I ever wanted
All I ever needed
Is here in my arms
Words are very unnecessary
They can only do the harm
 
***
 
Rozglądam się po pokoju, sprawdzając, czy wszystko jest na swoim miejscu. Okej, powiedzmy, że panuje tu porządek. Szybko wychodzę i zbiegam na dół po schodach, chcąc jak najszybciej dobiec do drzwi, bo przed chwilą zadzwonił dzwonek. To oznacza tylko jedno – Jake. Energicznym ruchem otwieram drzwi i od razu rzucam się mu na szyję. Tak bardzo za nim tęskniłem. Szczególnie po wydarzeniach w nocy. Muszę po prostu się do niego przytulić – poczuć ciepło jego ciała, ale też poczuć, że jest ktoś, komu ufam i kto zawsze będzie przy mnie, mówiąc, że nic się nie stało i wszystko będzie dobrze.
Puszczam na chwilę czerwonowłosego  i pozwalam mu wejść i rozebrać się. Cholera. Za każdym razem, gdy go widzę i spotykam się z nim, gdzieś w duchu zadaję sobie pytanie, jakim cudem udało mi się znaleźć tak wspaniałego chłopaka… Ma niesamowity charakter, a jeśli chodzi o wygląd… Jak na moje, mógłby być modelem. Czerwone włosy delikatnie okalają jego twarz o dość ostrych rysach, ale nie zasłaniają oczu. Głębokich, przeszywających o barwie ciemnej zieleni. Ubrany jest w zwykłe jeansy i T-shirt z krótkim rękawem w paski, który lekko opina się, eksponując jego dobrze zbudowaną sylwetkę. Czarne martensy i kurtkę, które idealnie dopełniały całość już zdjął i odłożył na miejsce.
- Tęskniłem – spoglądam w jego piękne zielone tęczówki i wypowiadam te słowa tak, by wiedział, że są one szczere, że płyną prosto z serca.
- Ja za tobą też, tak bardzo.
Biorę go pod ramię i prowadzę do swojego pokoju. Obecnie zastępczych nie ma w domu, ale nigdy nie wiadomo, o której mogą wrócić, więc lepiej nie panoszyć się. To w zasadzie jest dziwny temat. Bo nie potrafię określić, czy oni wiedzą o mojej orientacji. Jako że nasze rozmowy i czas spędzany ze sobą ograniczają się do minimum, to w zasadzie nie mają prawa wiedzieć. Zwłaszcza, że zdecydowanie nie jestem stereotypowym gejem w rurkach i z Vogue’m w ręce. Ale rozważania na ten temat zostawmy na później.
- Jake, chodź tutaj – ponownie przyciągam go do siebie i czule szepczę do ucha. – Kocham cię.
- Ja ciebie też, zresztą dobrze wiesz o tym – odpowiada i pogłębia nasz uścisk.
Zbliża się do mnie jeszcze bardziej. Opieram głowę na jego ramieniu i delektuję się chwilą. Czuję bicie jego serca. Czuję każdy zaczerpnięty oddech, jego ramiona lekko wznoszą się i opadają za każdym razem. Jego dłonie obejmują mnie i gładzą po plecach. Wtulam się w niego tak, jakby był moją jedyną deską ratunku, wybawcą, który uchroni mnie od zła tego świata.
- Co jest? – po chwili zapomnienia podnosi moją głowę tak, bym mógł spojrzeć w jego oczy.
I właśnie to według mnie największa zaleta miłości. Nie potrzeba słów, zbędnych wyjaśnień. Jeśli ktoś cię kocha, bardzo dobrze ciebie zna, nie musisz nic mówić. Ta osoba zawsze będzie wiedziała, że coś się dzieje.
- Miałem po prostu ciężką noc…
- Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko.
I w tym momencie poczułem wstyd. Lekkie zażenowanie wynikające z tego, że mając przy sobie osobę tak dobrą i godną zaufania, nie mówiłem jej wszystkiego. W zasadzie nie mówiłem mu tylko o Mike’u. Ale to już za wiele. W tym momencie wiem, że muszę mu o nim powiedzieć. Zwłaszcza, że tak naprawdę kim jest dla mnie Mike w tym momencie? Podejrzewam, że już nie mogę go nazywać nawet kolegą czy znajomym. Nie ma żadnej rzeczy, która byłaby nieodpowiednia do powiedzenia.  O kurwa… Może na jego temat. Ale poza tym jest coś jeszcze. Zapomniałem o Amy. Ale skoro jestem gejem i to ona w pewnym sensie się na mnie rzuciła, to chyba nie powinno powodować problemów…
- Okej, ale uprzedzam, że to dość długa historia.
- Spokojnie, mamy czas – uśmiecha się i proponuje, żebyśmy usiedli na łóżku – więc siadamy, po czym Jake bierze mnie za rękę.
- No to zacznijmy od tego, że gdy szedłem do szkoły, to znowu… mnie pobili.
- Kurwa, Chester! To się musi skończyć – jego głos się załamuje, widzę, że mu na mnie zależy i boli go to. – Przepraszam, nie będę ci więcej przerywał, ale nie rozumiesz, że tak nie powinno być? Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?
- Spokojnie, nic poważnego, nie chciałem cię martwić. A teraz proszę, daj mi dokończyć – mówię i tak przez kolejne pół godziny opowiadam mu zdarzenia z ubiegłych dwóch tygodni. Jak Mike mnie uratował, jak zaczęliśmy się dogadywać, jak poznałem Amy i innych ludzi i na koniec – wydarzenia z wczorajszej nocy. To jest najtrudniejsze. – Jake… Ja nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale… całowałem się z kimś innym. Kurwa, przepraszam, ale błagam, daj mi dokończyć, bo to nie jest tak jak myślisz… Nie zdradziłem cię. Pocałowała mnie dziewczyna. Więc wiesz, że to NIC dla mnie nie znaczyło. Szczególnie, że byliśmy pijani, ona szczególnie – spoglądam na niego, wyczekując reakcji.
- O kurwa, no to tego bym się nie spodziewał. Nie powiem, że się cieszę, ale no masz rację, zdradą to nie jest… Ale pod jednym warunkiem -  zadam ci jedno pytanie, a potem dam ci spokój i zakończymy ten temat – jesteś pewien, że nic do niej nie czujesz?
- Jake! No coś ty! Przysięgam ci, że nic. Amy to tylko i wyłącznie koleżanka – by utwierdzić go w tym przekonaniu pochylam się i całuję go prosto w usta. – Zresztą nie znasz ciągu dalszego… - zaczynam mu opowiadać o tym, jak wydarłem się na cały głos, że jestem gejem i ostatnie zdarzenie – kłótnię z Shinodą. Zrobiłem to dokładnie, prawie słowo w słowo, gdyż odtwarzałem to zdarzenie tyle razy w pamięci, że bez problemu mogę przywołać to wspomnienie. – No to na tyle. Teraz już wiesz wszystko, dosłownie.
- Wiesz, co ci powiem, jeśli mam być szczery? Może i przegiąłeś. Nie powinieneś mówić o tej matce, ale on postąpił gorzej. Spójrz na to z tej strony – twoje słowa padły pod wpływem chwili. Byłeś zły, usłyszałeś coś, co cię zraniło, więc podświadomie chciałeś się jakoś zemścić. I po prostu to powiedziałeś. Bez zastanowienia. Może i błąd, ale nie miałeś nad tym większej kontroli. A on? Zaczął tę kłótnię i wzniecił twoją złość przez nazwanie cię pedałem i późniejszy brak szacunku. Głowa do góry, Ches. Z tego co mówisz, ten cały Mike to jeden wielki chuj. Nie jest wart zamartwiania się.
- Dzięki… Ty zawsze wiesz, co powiedzieć. Chociaż… może i chuj i źle się zachował, ale wiesz, naprawdę go lubiłem. Był świetną osobą. Chciałbym to naprawić i będę próbował.
- Jasne, tego nikt ci nie zabroni. W takim razie mam nadzieję, że się ułoży. Potrzebujesz przyjaciela. Przez to że ta jebana szkoła musi być w jakimś miasteczku w chuj daleko, to nawet nie możemy się spotykać jak normalna para. Raz na tydzień lub dwa tygodnie… Porażka.
- Spróbuję to jakoś poskładać. Wiem, właśnie dlatego się za tobą tak bardzo stęskniłem.
- Chcesz zapomnieć o tej całej sytuacji? Nie myśl teraz o żadnym Mike’u czy Amy. Jesteśmy tylko my. Tu i teraz – cieszmy się tym. Chodź, sprawię, że oddalimy się od tego wszystkiego…
- Podoba mi się ten pomysł – odpowiadam i od razu zmniejszam dzielącą nas przestrzeń, siadając na Jake’u.
Kładzie mi ręce na ramiona, ja swoimi oplatam jego szyję. Delikatnie wpijam się w jego usta, chcąc tak jak mówił – zapomnieć o tym wszystkim. A ten sposób to bardzo dobra odskocznia. Jake,  jak to on,  od razu przechodzi do rzeczy. Przyciska mnie jeszcze bliżej siebie i zaczyna mocniej napierać na usta. Połączeni w pocałunku, oddalamy swoje usta tylko na chwilę,  by zaczerpnąć oddechu i aby za moment  znowu je połączyć - z wielkim pragnieniem. Jego chłodne dłonie błądzą po moim ciele. Chce ze mnie zdjąć koszulkę. Żeby mu pomóc, rozłączam nasze usta i rzucam ubranie gdzie popadnie, po czym zajmuję się nim. Jego T-shirt również ląduje na podłodze. Mam chwilę, by nacieszyć  się tym wspaniałym widokiem. Wyrzeźbione ciało, a w dodatku ten tatuaż – to sprawia, że jest on niesamowicie seksowny. Po chwili podziwiania, przechodzę do rzeczy. Nachylam się i subtelnie obcałowuję kark, ramiona, obojczyki. Dosłownie każdy milimetr. On w tym samym czasie w elektryzujący sposób gładzi mnie po klatce piersiowej. Nie obowiązują teraz żadne granice. Jesteśmy tylko my – dwoje kochających się ludzi, chcących po prostu być ze sobą. I niczego więcej nie potrzebujemy do szczęścia. Przerywam serię pocałunków składanych na jego ciele i po raz kolejny wpijam się w jego usta. Tym razem nie w delikatny sposób, świadcząc o swojej miłości. Teraz jest to pocałunek pełen namiętności, pożądania. Przez kilka kolejnych minut całujemy się, walcząc o dominację. Czuję, że to będzie „ta noc”. Wiele razy już zabawialiśmy się w taki czy inny sposób, jednak nigdy rzeczywiście nie uprawialiśmy seksu. Może nie jest to pięciogwiazdkowy hotel, brak tutaj romantycznej atmosfery, ale w tej chwili nic z tych rzeczy nie jest nam potrzebne. Jesteśmy szczęśliwi, ciesząc się sobą. Właśnie dlatego decyduję się na przejęcie kontroli. Odrywam swoje usta od jego i posyłam najpiękniejszy uśmiech, na jaki tylko mnie stać. On w odpowiedzi skina głową. Wiem, że też tego pragnie, tak bardzo jak ja. Szybkim ruchem odpinam klamrę jego paska, pozbawiając go spodni. On powtarza tę czynność na mnie i jeszcze w bieliźnie – powracamy do namiętnych pocałunków. Pcham go na łóżko i po chwili sam na nie wskakuję i kładę się koło Jake’a tak, by było nam wygodnie. Rękę opieram na jego barkach, przysuwając go jeszcze bliżej siebie.
- Chester – dobiega do mnie głos. Ale nie jest to bliski i dobrze znajomy mi głos Jake’a. To donośny kobiecy głos. O kurwa! Zrywamy się szybko z łóżka, biegając po pokoju, by znaleźć ubrania. Ale niestety, na to już za późno.
Drzwi otwierają się i w progu staje Maria – nasza sprzątaczka. A co zastaje? Dwóch chłopaków jedynie w bieliźnie w pokoju, gdzie pozostałe części garderoby są porozrzucane na podłodze. A nie, przepraszam. Jake zdążył odnaleźć spodnie i jest właśnie w trakcie zakładania ich. Ale to i tak nic nie zmienia. Mina Marii w tym momencie jest po prostu bezcenna…
 


____________________________________________
Ok, to na tyle. :) Nie potrafię wam powiedzieć, kiedy dodam kolejny, ale prawdopodobnie będzie trzeba trochę poczekać, bo w pierwszym tygodniu mnie nie będzie. Teraz zapraszam do komentowania. :3



piątek, 4 stycznia 2013

Weakness: Rozdział IV

Cześć wam. Proszę bardzo - przed wami rozdział czwarty. A, korzystając z okazji - dziękuję za wszystkie komentarze tutaj i na twitterze. :)
 
____________________________________________
 
 
 
Słowo się rzekło. Mimo że próbowałem się wymigać na wszystkie możliwe sposoby, Mike nie dał się i tak więc jest godzina 19:56, a ja czekam na niego, żebyśmy razem poszli na tę imprezę. No tak, mieliśmy się spotkać na miejscu, ale pierwszy raz w życiu słyszę o klubie ‘Heather’, więc stwierdziliśmy, że sensowniej będzie jak po mnie przyjdzie. Nerwowo spoglądam na zegarek. 19:57. Wow, minęła cała minuta. Muszę przestać zachowywać się jak jakiś zdenerwowany idiota. Bo kto normlany stresuje się przed czymś, co powinno kojarzyć się z dobrą zabawą? No cóż. Odpowiedź jest prosta – osoba, która pierwszy raz w życiu została zaproszona na takie wydarzenie. Po raz kolejny podchodzę do lustra i spoglądam na człowieka przede mną. Krótkie blond włosy nastroszył, by sprawiały wrażenie nieco dłuższych i gęstszych.  Ubrany jest w czarne spodnie, czerwony T-shirt i na to narzuconą ma luźną czarną bluzę z kapturem. Do tego dużo rzemyków, opasek i zegarek na ręce oraz srebrny kolczyk w wardze dopełniający całość. Patrząc w swoje odbicie, nie czuję, jakbym to był ja… Może ciężko to wytłumaczyć, ale często nachodzą mnie takie refleksje. Analizując każdy szczegół swojego ciała, dosłownie wpatrując się w siebie, mam wrażenie, że mam przed sobą obcego człowieka. Te oczy są takie odległe, jakby nie należały do mnie. Puste spojrzenie i nic więcej. Jeszcze niedawno, przypuśćmy rok temu, byłem kimś innym. Nie potrafię zrozumieć zmian, które zachodzą. Kiedyś jako dwunastolatek wpatrywałem się w to lustro, szykując się do podstawówki w mundurku. Teraz stoję tu jako zupełnie inna osoba. O nowych doświadczeniach, przeżyciach, przemyśleniach. To, co teraz czuję jest nie do opisania. To po prostu rodzaj wewnętrznego niepokoju, strachu przed upływem lat. I upływem życia…
Dzwonek do drzwi wyrywa mnie z zamyślenia. Cholera, pora się ogarnąć! Czemu zawsze nachodzą mnie takie refleksje wtedy, kiedy nie ma do tego powodów… Po raz kolejny rzucam okiem, czy wszystko jest dobrze i spoglądam na zegarek. 20:00. No jasne, Pan Idealny nie mógłby się spóźnić.
- Hej, gotowy? – podaje mi dłoń, po czym zbliżając się do mnie, lekko ściska. Niby zwykłe przywitanie dwóch dobrych kolegów, ale zawsze czuję dreszcze, gdy nasze ciała się do siebie zbliżają. Odwzajemniam uścisk i powoli mierzę go wzrokiem. Granatowe jeansy, trampki, koszula i skurzana kurtka – to jego strój. I trzeba przyznać… Wygląda w nim świetnie.
- Jasne, zresztą i tak nie mam wyjścia – wzdycham i zatrzaskuję drzwi za sobą.
- Przestań jęczeć, spodoba  ci się. No i Blair, Amy też będą. Znasz je, więc będzie dobrze.
Hurra! Już się nie mogę doczekać ponownego widoku Mike’a praktycznie liżącego się ze swoją piękną dziewczyną na moich oczach… Jednak tę myśl zachowuję dla siebie i tylko uśmiecham się na potwierdzenie.
Po jakiś dwudziestu minutach drogi jesteśmy na miejscu.
- Tego się nie spodziewałem. Myślałem, że to będzie to wyglądało nieco inaczej.
- No tak, zapomniałem ci powiedzieć. Ten klub należy do ciotki Brada, więc udało się go wynająć na całą noc na wyłączność. Będzie więc tylko nasza ekipa: trochę ludzi ze szkoły i ich znajomych – tłumaczy mi Mike.
Teraz sobie myślę, że nie musi być tak tragicznie jak się spodziewałem. Przed sobą widzę niewielki budynek w kolorze granatowym z ciekawą zabudową. Na dwóch bocznych ścianach widnieją dwa rysunki graffiti, ale nie wykonane przez małolatów chcących zrobić swój pierwszy wrzut, który wychodzi im beznadziejnie. Są to świetne i nowoczesne graffiti, które pasują do ogólnego wystroju tego miejsca. Wchodzimy do środka – na samym końcu znajduje się bar, przy którym siedzi kilka osób. Po lewej stronie mieści się niewielki parkiet. Tam również kilka osób tańczy w rytm muzyki, która całkowicie „wypełnia” to miejsce. Rozglądam się jeszcze przez chwilę, aż nagle ktoś zachodzi mnie od tyłu i przysłania moje oczy swoją ciepłą dłonią. Czuję jednak też lekki chłód na powiekach, prawdopodobnie od pierścionków znajdujących się na palcach dziewczyny.
- Zgaduj, kto to – czuły szept dobiega do mnie.
Zważywszy, że dobrze trzymam się tylko z dwoma dziewczynami, w tym jedna chodzi z moim kolegą, odpowiedź jest prosta.
- Amy! – ściągam jej dłonie i obracam się, lekko się do niej przytulając, jak zawsze – na przywitanie. I jak zawsze mam wrażenie, że chce ona przedłużyć tę chwilę, nie puszczając mnie od razu, a dopiero po kilkunastu sekundach. Choć może mi się tylko tak wydaje…
- Gotowy, Chaz? Będziemy się dobrze bawić. Chodź, nie piliśmy jeszcze razem, trzeba wypróbować twoją główkę – puszcza mi oczko i bierze za rękę, prowadząc w stronę baru.
Spoglądam na Mike’a, który tylko macha mi i kieruje się w stronę Blair.
Cholera… To z nim chciałem spędzić ten wieczór. Bo to on jest mi tutaj najbliższą osobą. Oczywiście, tylko i wyłącznie jako kolega. Ale widzę, że Amy ma inne plany. Lubię tę dziewczynę, naprawdę. Dobrze się z nią dogaduję, mamy wiele wspólnych tematów, ale czasem… męczy mnie jej towarzystwo. Może dla zwykłego kolesia, który zawsze miał sporo znajomych-dziewczyn, byłoby to normalne, że spędza się z nimi tyle czasu.  Jednak dla mnie jest to nowością. Nigdy nie byłem otaczany przez dziewczyny, dlatego ilość czasu, jaką spędzam z Amy ,jest dla mnie zbyt długa. Ale to sympatyczna osoba, nie chcę jej urazić, dlatego posłusznie siadam koło niej, kiedy ona zamawia kilka szotów dla nas. W zasadzie, gdybym nie był gejem… Jest ona niezwykle urokliwą osobą, trzeba przyznać. Długie blond włosy spięła w wysoki kucyk, przez co jej smukła i długa szyja jest wyeksponowana. Ubrana jest w krótką czarną sukienkę z wyciętym dekoltem. Z reguły nie odsłania tak swoich kształtów. A dzisiaj wygląda niezwykle kusząco.
- Chester, oczy mam nieco wyżej – zaczyna się śmiać i kieruje moją głowę tak, by była na wysokości jej.
Cholera. Chyba za długo patrzyłem na jej piersi. Kurwa, nie dość, że jestem gejem, którego nie powinno to interesować, to jeszcze w dodatku wyszedłem na zwykłego palanta, który leci tylko na wielkość cycków dziewczyny. Świetnie.
- Taa, wybacz – zbywam ją, nie wiedząc, co mam odpowiedzieć.
- Wybaczę, jak wypijesz ze mną na raz po trzy kieliszki. Ja mam mocną głowę, spokojnie.
Skoro już tu z nią jestem… Czas nadrobić wszystkie stracone lata i się zabawić.
- Koleżanko, sama tego chciałaś… - odpowiadam jej i biorę kieliszek z wódką leżący najbliżej mnie. Szybkim ruchem przechylam go, by alkohol swobodnie przepłynął do mojego gardła. Cholera. Biorę kolejny i powtarzam tę samą czynność. Potem jeszcze jeden i triumfalnym wzrokiem spoglądam na moją towarzyszkę.
Ona wytyka mi język i sama sięga po trzy kieliszki i wypija szybko jeden za drugim.
- O kurwa – tylko tyle jest w stanie powiedzieć.
Oboje wybuchamy śmiechem i znacząco spoglądamy na siebie.
- To co, ja twoje wyzwanie przyjąłem. Wypij trzy kolejne, a będziesz jedyną dziewczyną, która zdołała wypić sześć 50 mililitrowych pod rząd! Tylko nie waż się popijać.
Pokazuje mi środkowy palec i kręcąc głową, bierze kieliszki.
Pierwszy. Drugi. Trzeci. Dała radę.
Moja kolej.
Pierwszy. Drugi. Trzeci.
Zabawne jest to, jak bardzo alkohol zmienia człowieka. W przeciągu kilka minut jesteś jakby nową wersją siebie. Jakby z ilością wypitej wódki dostarczane były też nowe cechy charakteru. Chociaż ja w tej chwili jeszcze jakoś się trzymam. Czuję się pewniej, mam lepszy humor, zdecydowanie. Ale w porównaniu do Amy... Minęło zaledwie kilka minut od tego, jak wypiła sześć kolejek. Oczywiście na tym nie skończyła – zamówiła kolejne trzy. Spoglądam teraz na nią i widzę, że śmieje się sama do siebie. Dosłownie. Nikt nic nie mówił, tylko piliśmy, a ona śmieje się tak głośno, że nawet osoby siedzące niedaleko, odwracają się, by zobaczyć, o co chodzi. W zasadzie… Gdy tak na nią patrzę, udziela mi się ten nastrój. Opróżniam ostatni kieliszek wódki i także zaczynam się śmiać. Przeszedłem teraz na ten dziwny stan, gdy niby jeszcze dobrze kontaktuję, wiem, co się dzieje, a jednak mam ochotę robić głupie i szalone rzeczy.
- Chodź, zatańczymy – krzyczy do mojego ucha dziewczyna i wstaje z krzesła, chwiejąc się. Jest na szpilkach, więc traci kontrolę nad nogami i ląduje na mnie. Ja z zaskoczeniem w tym ułamku sekundy próbuję ją złapać, jednak nie wychodzi mi to. Przez to ona upada na ziemie, pociągając mnie za sobą. Oboje leżymy na parkiecie, śmiejąc się jak najwięksi idioci.
 
Don't stop, make it pop
DJ, blow my speakers up
Tonight, I'm fight
Till we see the sunlight
Tick tock, on the clock
But the party don't stop
Woah-oh oh oh
Woah-oh oh oh
 
Po chwili chwytam Amy za rękę i podnosimy się z podłogi. Ona kładzie ręce na moje biodra, ja – na jej odkrytą szyję i zaczynamy tańczyć. Musi to naprawdę komicznie wyglądać. Ja jestem pijany, ona – jeszcze bardziej, więc nie potrafimy utrzymać prostych ruchów, po prostu kołyszemy się chwiejnym krokiem. Muszę podziękować Mike’owi za to, że namówił mnie na przyjście tutaj. Jest zajebiście.
No właśnie, ciekawy jestem, gdzie Mike. Przecieram oczy, chcąc pozbyć się cieni  i rozglądam się po klubie. Po chwili go lokalizuję. Też tańczy na parkiecie z Blair uczepioną na szyi. Widać, że też się dobrze bawią. Odwracam wzrok i kieruję go na moją partnerkę.
- Papierosa? – pytam, jednocześnie wyciągając paczkę i zapalniczkę z kieszeni jeansów.
- Nie, dzięki – odpowiada i ponownie zaczyna tańczyć na swój sposób.
Widząc, że inni też palą w pomieszczeniu, biorę papierosa do ust i podpalam. Zaciągam się głęboko, delektując się tym wszystkim. Głośną, huczącą muzyką, alkoholem, dobrą zabawą, towarzystwem. Mam ochotę wykrzyczeć, jak dobrze się bawię!
Amy nie przeszkadza to że palę i nadal trzyma mnie na wysokości bioder. Wydaje mi się, że coś mówi, ale przez głośną muzykę nie jestem w stanie usłyszeć, więc zbliżam swoją twarz do jej.
- Albo może jednak się skuszę – wyciąga rękę po papierosa, którego wypaliłem już do połowy i zaciąga się nim. – Ale tylko z tobą.
Zaciąga się drugi raz i zbliża swoje usta do moich. To wszystko stało się tak szybko, że nie zdążyłem zareagować. Ona – ledwie muskając moje wargi – delikatnie wdmuchuje dym do moich ust. Po czym przybliża się jeszcze bardziej, tak że nie ma pomiędzy nami żadnej wolnej przestrzeni… i całuje mnie.  Jej wargi z wielkim zaangażowaniem napierają na moje. Jest tak blisko, że czuję ją wszędzie. Zapach jej ciała, jej włosów, kwiatowe perfumy… Nie wiem, czy to kwesta alkoholu i tego, że dawno nie widziałem się ze swoim chłopakiem, ale poddaję się temu pocałunkowi. Smak jej ust – wiśniowa pomadka – miesza się ze smakiem dymu, tworząc ciekawą mieszankę. Wplata swoją dłoń w moje włosy, napierając coraz bardziej. Jej język delikatnie błądzi po moim podniebieniu, co wywołuje rozkosz. To mój pierwszy pocałunek z dziewczyną. No właśnie. Kurwa, kurwa, kurwa! Co ja robię! Jestem gejem, a w tej chwili wykorzystuję  swoją koleżankę, która prawdopodobnie nie będzie tego nawet pamiętała! Zdecydowanie muszę to zakończyć!
Rozdzielam nasze usta i lekko  odpycham ją. Kurwa mać, co ja mam teraz zrobić?
Ona jak widać nie rozumie mojej odmowy i ponownie zakłada mi ręce na szyje, zbliżając twarz i całując mnie subtelnie w szyję. Przechodzą mnie lekkie dreszcze. Nie… To się musi skończyć.
Tym razem nieco brutalniej odtrącam ją na większą odległość.
- Kurwa, Amy, przestań! – krzyczę jak najgłośniej, chcąc przebić się przez muzykę.
Ona spogląda na mnie spode łba. Jej źrenice są tak małe, że aż prawie niewidoczne.
- Co, kurwa?! Nie podobało ci się?! To po chuja pozwoliłeś mi na to? Co? Trzeba było od razu powiedzieć, że nie jesteś zainteresowany, a nie dajesz nadzieję i zachowujesz się jak zwykły chuj, który tylko chce się przelizać na jebanej imprezie – również podnosi głos i patrzy mi prosto w oczy. Mimo złości, widzę, że jest smutna. Cholera jasna, nie chcę jej ranić. Nie chodzi o to, że ją wykorzystałem…
- Ja pieprzę! Ty nic nie rozumiesz!
- Czego tu nie rozumieć?! Znudziło ci się? Teraz pójdziesz do innej, co? Szukaj sobie nowych wrażeń, ale wiesz co, spodziewałam się po tobie czegoś więcej. Najwyraźniej się myliłam.
- Amy, czekaj – biorę głęboki oddech i krzyczę, by mnie dobrze usłyszała. – Kurwa… Proszę bardzo, powiem ci prawdę:  jestem gejem!
I oczywiście dokładnie w tym momencie z głośników wydobywają się dźwięki spokojnej ballady. Co oznacza, że nie potrzebnie krzyczałem. Bo teraz każdy mógł to usłyszeć…I tak też się stało. Wszystkie oczy zwrócone są w moją stronę.
Ona z niedowierzaniem patrzy na mnie, jakby nie potrafiła w to uwierzyć.
- Kim, kurwa, jesteś?! – zza pleców dobiega mnie głos Mike’a. Obracam się. – Ja pierdolę. Nie wierzę, Chester… - te słowa wypowiada mi już prosto w twarz, po czym wybiega na zewnątrz.
_________________________________________________
Ta daaam. No to na tyle :) Kolejny będzie dopiero w ferie (spokojnie, zaczynam w pierwszym terminie) - czyli jakoś za ponad tydzień.