piątek, 23 listopada 2012

Love or Hate? : Rozdział IV

No i jestem już z czwórką. Sama się dziwię, że tak szybko, ale w zasadzie dzisiaj miałam prawie cały wolny dzień, więc mogłam sobie pozwolić na pisanie. I tym samym informuję Was, że kolejny pojawi się dopiero po 6 grudnia.
___________________________________________________________ 
- Można się dosiąść? – donośny, lecz nieśmiały głos wybudza mnie z zamyślenia. Bez obracania się wiem, do kogo on należy.
  Jest to mężczyzna średniego wzrostu, ubrany w niebiesko-szare jeansy, fioletową bluzę z kapturem i obszerną czarną kurtkę, który nerwowo przestępuje z nogi na nogę, czekając na moją reakcję. Co mogę odpowiedzieć? „Tak, Mike, pewnie, zapraszam, siadaj, rozgość się!” ze sztucznym uśmiechem? Czy może: „Wypierdalaj stąd, japoński chuju, zburzyłeś ład w moim życiu”? No cóż… stwierdzam, że lepiej w ogóle się nie odzywać i czekać, jak dalej potoczy się sytuacja.
  Po kilku sekundach martwej ciszy Mike zdecydował się usiąść koło mnie. Nie wiem, czego on ode mnie oczekuje, ani po co tu przyszedł. To i tak nie ma żadnego sensu… Spędzamy kilka minut, patrząc się każdy w inną stronę, nie odzywając się do siebie ani słowem. Podnoszę się z i ruszam przed siebie. Nie mam zamiaru siedzieć, czekając na cud. Cud w postaci przeprosin.
  O Mike’u można powiedzieć wiele dobrych rzeczy. Jest wspaniałym człowiekiem, wrażliwym na krzywdę innych, niesamowitym artystą, którego w duchu zawsze podziwiam, szczerą i  dobrą osobą. Jednak jest coś, czego nie potrafi. Co sprawia mu zawsze wielki problem – przeprosiny. Nie potrafi przełamać swojej dumy i przyznać się do błędu. Jest na to zbyt perfekcyjny…
  Dałem mu chwilę czasu… Gdyby chciał, odezwał się, wytłumaczyłby mi pewne sprawy. A on? Po prostu usiadł na tej cholernej ławce i nie powiedział  ani słowa. Pewnie jeszcze liczył, że to ja podejmę rozmowę. Dlatego odszedłem stamtąd i teraz idę przed siebie szybkim i zdecydowanym krokiem. Chcę wrócić do domu. Mam dość tego wszystkiego. Chcę po prostu w spokoju usiąść i nie przejmować się niczym. Po raz ostatni przed wyjściem z parku obracam się i spoglądam na Mike’a. Nadal siedzi w tym samym miejscu. Siedzi i płacze.
  Po dwudziestu minutach drogi zziębnięty, głodny i przemęczony wchodzę do domu. W końcu. Rzucam klucze na stół i idę do kuchni zrobić sobie herbatę. Naprawdę, chciałbym zapomnieć. Wyzwolić się od tych pytań, niepewności… Spójrzmy prawdzie w oczy… Jestem samotnym trzydziestosześcioletnim facetem mieszkających w pojedynkę w willi, gdzie zmieściłaby się wielodzietna rodzina z włącznie z wszystkimi ciotkami. Nie wiem, czym to zostało spowodowane, co prawda podejrzewam, że wydarzeniami z poprzedniej nocy, ale zacząłem się zastanawiać. Rozważać sens swojego życia. Powinienem być szczęśliwy. Mam pracę, która nie tylko przynosi wielkie dochody. Taka praca to spełnienie marzeń, mogę codziennie realizować się, robiąc rzeczy, które sprawiają mi ogromną przyjemność. Nie mogę też narzekać na brak znajomych i przyjaciół. Ale gdy co do czego przyjdzie… Jestem sam. Mimo bliskich osób, to nie ma tej jednej; szczerze oddanej, do której mógłbym zadzwonić o trzeciej w nocy, mówiąc, że źle się czuję. Nie mam miłości. Albo inaczej… odwzajemnionej i szczęśliwej miłości. Żyć bez miłości to tak, jakby związać ptakowi skrzydła i pozbawić go możliwości fruwania. Ból też potrafi spętać skrzydła i uniemożliwić latanie -  I jeśli będą spętane przez długi czas, zapomnisz, że zostałeś stworzony do latania. *
   Tak, przyznałem się do tego. Cała ta szopka, moja przesadna nienawiść, to tylko pozory. Chęć pokazania światu, że mogę być niezależny, że nikt nie jest w stanie złamać Chestera Benningtona. Ale w duchu nigdy nie przestałem go kochać. Mimo tego, że on nie odwzajemnił moich uczuć i zranił mnie. Wtedy ukryłem się pod pancerzem gniewu, nienawiści. Potem to nieszczęsne zdarzenie. Poprzez słowo: „zdarzenie” mam namyśli seks. Mimo że wypiłem wtedy dużo. Dużo za dużo. To i tak nie mogę zrzucić tego wszystkiego na alkohol. Niezależnie od tego i tak gdzieś w głębi wiedziałem, co robię. W podświadomości pragnąłem tego od czterech lat – ponownego zbliżenia. Nie wiem, jak to wyglądało ze strony Mike’a. Jak to możliwe, że po tym jak mnie zlekceważył, nagle kocha się ze mną. Co on sobie myślał? Że historia się powtórzy? Że znowu będzie miał noc pełną przygód i dobrej zabawy, a rano przyjdzie pora, by o wszystkim zapomnieć? Nie potrafię się wczuć w jego sytuację, ani wskazać, co nim kierowało. I to mnie właśnie dobija… Czy znowu potraktował mnie jak przedmiot? Upij, wyruchaj, wyrzuć?
  Tak bardzo chciałbym z nim porozmawiać. Może to jest dziwne. Wiele osób,  po takim zdarzeniu zamknęłoby się w sobie i nie dało szans drugiej osobie na wyjaśnienia, ale nie ja. Ja nienawidzę niejasnych sytuacji i niedokończonych spraw. Chcę i potrzebuję usłyszeć jego wersję. Przede wszystkim: DLACZEGO? I właśnie to mnie niszczy. Ta niepewność.
 ~o~
  Minęło kilka dni. Kilka monotonnych, dłużących się i ponurych dni. Praktycznie cały czas siedziałem w domu. Zero kontaktu z ludźmi. Ale może to i dobrze. Czasem człowiek wpadnie w taki dół, z którego ciężko się wydobyć. Pytania, brak odpowiedzi, refleksje i rozważania. One ostatnio mną zawładnęły.
  Spędzam kolejną godzinę na kanapie w salonie, rozmyślając nad swoim życiem. Aż nagle słyszę dźwięk dzwonka do drzwi.
  Nawet nie patrzę przez wizjer, kto przyszedł. Odruchowo otwieram drzwi, prosząc w duchu, żeby to był Mike. Jeżeli nie wyjaśnię sobie z nim kilku spraw to zwariuję, naprawdę.
  Tylko kilka sekund dzieli mnie od ujrzenia osoby stojącej za drzwiami. Uff, to on.
- Nie wiem, co powiedzieć. Ale proszę, pozwól mi wejść, wytłumaczyć, porozmawiać… - ledwo uchylam drzwi, a on od razu w bardzo szybkim tempie wypowiada te słowa.
  Ja po prostu otwieram szerzej drzwi i daję mu znak, że ma wejść. Ostatni raz był u mnie w domu chyba kilka miesięcy temu...
- Napijesz się czegoś? – uprzejmie pytam.
- Poproszę herbatę.
- Moment, rozgość się, a ja zaparzę tę herbatę.
  Mike zdejmuje buty i wchodzi do salonu. Wow. Nie wiem, dlaczego jestem dla niego miły i tak skory do rozmowy. Może te godziny, które spędziłem na analizowaniu mojego życia i przede wszystkim zachowania, dały mi do myślenia. W tej chwili nie ma sensu się kłócić, wypominać błędy. Czas na rozmowę. Pierwszą od czterech lat – szczerą rozmowę.
  Po kilku minutach wchodzę do pokoju, stawiając dwa kubki gorącej miętowej herbaty na stole i po prostu czekam.
- Dziękuję, że mnie tak przyjąłeś, Chester. I dziękuję za możliwość wypowiedzenia się. Przykro mi, że wtedy w parku nie byłem gotowy. Szukałem cię sporo czasu, a gdy w końcu znalazłem, nie potrafiłem wydobyć z siebie żadnego słowa – nerwowo przeczesuje włosy i upija duży  łyk herbaty. Widzę, że jest mu ciężko. – Wiesz, że nigdy nie byłem dobry w przepraszaniu i tłumaczeniu się. Ale proszę, daj mi szansę. Wiele myślałem i naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć, byś zrozumiał moje zachowanie. A wiem, że zachowałem się źle. Może zacznijmy od początku. Cztery lata temu byłem zagubionym dzieciakiem. Może brzmi to paradoksalnie, ale właśnie tak było. Co miesiąc nowa dziewczyna, szybki seks, alkohol, imprezy… Bałem się uczuć. A gdy w końcu odnalazłem Annę, ona mnie skrzywdziła, a zresztą co tu dużo mówić, znasz tę historię. I potem stało się. Przespaliśmy się ze sobą. Mimo że myślisz, że miałem to totalnie gdzieś, wiedz, że tak nie było. To jedna z najpiękniejszych nocy w moim życiu – smutno się uśmiecha i po chwili kontynuuje. -  Gdy wtedy zobaczyłem cię rano… Byłeś taki szczęśliwy, zakochany. A ja, jak ostatni cham, bawiłem się twoimi uczuciami. Nie ma na to sensownego tłumaczenia… Po prostu to było dla mnie za dużo. Seks z mężczyzną. A nawet nie o to chodzi. Tamtej nocy poczułem coś do ciebie. Ale przeraziło mnie to. Homoseksualizm NIGDY nie wchodził w grę. Pochodzę z takiej rodziny, gdzie bycie gejem było wręcz zakazane. Oczywiście, rodzice byli w pewnym stopniu tolerancyjni, jednak nie, jeśli chodziło o ich synka. Pamiętam, że jak miałem jakieś szesnaście lat i nie miałem dziewczyny, spotykałem się z samymi chłopakami… A właściwie z jednym. Nigdy nikomu tego nie mówiłem i wiedz, że ciężko mi to wyznać, ale może zrozumiesz wtedy moje zachowanie. Miał na imię Jared. Przeprowadził się z Kanady i zamieszkał naprzeciwko mojego domu. Zaczęliśmy się spotykać, początkowo jako kumple, potem nasza znajomość przerodziła się w wielką przyjaźń, a na koniec była już to miłość. Kochałem go, naprawdę. Całym sercem. Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu…  I pewnego dnia, gdy Jared przyszedł do mnie i myśleliśmy, że nikogo nie ma, zaczęliśmy się całować tuż przy samym wejściu. Wiesz… to miała być TA noc. I wtedy moja mama wyszła z kuchni. Zaczęła płakać… Wywaliła Jareda za drzwi, mówiąc, że już nigdy ma się nie pokazywać jej na oczy i zabroniła nam jakiegokolwiek kontaktu. Groziła, że powie jego rodzicom, a oni byli jeszcze bardziej radykalni w tych poglądach. Następnie odbyła ze mną długą rozmowę. Nie będę ci opowiadał ciągu dalszego. Po prostu w skrócie mówiąc, powiedziała, że jeśli jeszcze raz przyłapie mnie z chłopakiem, to nie ma szans, żebym mieszkał w tym domu… - Mike bierze głęboki oddech i szybkim ruchem ociera łzy. To wspomnienie naprawdę dużo go kosztowało… - Teraz już wiesz… Dlatego tak bardzo bałem się uczucia, które pojawiło się po tamtej nocy. Przez moją matkę… Mimo że jestem już dorosłym i niezależnym  człowiekiem, gdzieś w sercu pozostał żal i wielki strach, że uczucie między mężczyznami nie może przetrwać.
- Mike… Przykro mi, naprawdę. Wiem, że to wydają się być tylko puste słowa, ale tak nie jest. Teraz już rozumiem… Bardzo mi przykro, że musiałeś przez to przejść.
- Dzięki… A resztę historii znasz. Pod wpływem alkoholu znowu to kochaliśmy się. Tym razem, mimo że był to tylko pijacki seks, zrozumiałem, że nie ma czego się bać. Że to ciebie pragnę. Że nie zależy mi na żadnej Annie, Jade, Mary… czy jeszcze innej dziewczynie. To ty jesteś tym jedynym. Chciałem, żebyś to wiedział. I jeszcze raz przepraszam. Przepraszam, że zrozumienie tego zajęło mi całe cztery lata. Wybacz mi, proszę.
___________________________________________________________
Szczerze mówiąc, nie wiem, co myśleć o tym rozdziale. Jest jakiś taki refleksyjny i opisowy. Ale mam nadzieję, że jakoś przez to przebrniecie. :)
I proszę Was, bo po statystykach widzę, że jest więcej osób czytających niż komentujących, więc jeśli tam gdzieś jesteście i czytacie to opowiadanie, dajcie jakiś znak, co sądzicie. Byłabym wdzięczna. :)

*cytat: William P. Young
A, jeszcze coś. Jak widzicie w tym rozdziale pojawia się wiele niezgodności z prawdziwym życiem Mike'a. Ale to tylko fikcja literacka. Tak jak kiedyś mówiłam, ich życiorysy układam po swojemu.

wtorek, 20 listopada 2012

Love or hate? : Rozdział III

No to zapraszam do czytania trójki.

___________________________________________________________

4 LATA WCZEŚNIEJ
Uwielbiam to miejsce, mógłbym tu zostać na zawsze… Znajduję się oczywiście w naszym corocznie wynajmowanym domku na wsi pod  Los Angeles. Siedząc na bujanym fotelu na tarasie, spalając powoli papierosa,  podziwiam otaczającą mnie przyrodę
Przed sobą widzę wielką, dosłownie gigantyczną, wierzbę płaczącą. Jest niesamowita. Przy lekkim wietrze miarowo się porusza, jakby w rytm melodii. Jasnozielone i ciemnożółte liście ciągną się do samej ziemi, od razu przykuwa wzrok. Tuż za nią płynie mała rzeczka. W jej nieskazitelnie czystej wodzie odbija się ogromne drzewo. Płynie powoli, jej prąd nie jest szybki i chaotyczny. W zasadzie wszystko tutaj  jest: spokojne, ustatkowane, sprawiające, że od razu można się zrelaksować, nawet  przez samo  patrzenie na krajobraz. Domek, który wynajmujemy też ma w sobie „to coś”, mimo że to typowa wiejska chatka. Spadzisty dach z czerwonymi dachówkami, murowane białe ściany, zabudowane okna – to jej cechy charakterystyczne. Jednak największym walorem jest niezwykle duży taras na tyłach domu.  Nad nim wznosi się drewniany daszek, który sprawia, że czujesz się jak w domku na drzewie. Po boku jest stary, ale jednak zachowany w dobrym stanie, stół, przy którym zazwyczaj jemy posiłki. To naprawdę dobra opcja. Przebywamy na rześkim i  świeżym powietrzu, delektując się potrawami i dobrym towarzystwem. Mógłbym długo opisywać zalety tego miejsca. Ale po prostu jest niesamowitą, swego rodzaju ucieczką od rzeczywistości.
Nagle moje rozważania przerywa donośny głos.
- Kurwa mać, ty dziwko zajebana! – tak, jestem pewien, że to Mike. – Ja pierdolę, nie wierzę, że mogłem z tą ruską szmatą spędzić tyle czasu.
Okej. Nie ma innej opcji, muszę tam iść i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, chociaż jak każdy głupiec – po jego wypowiedzi – bez problemu można stwierdzić, że nie. Dlaczego chcę chociaż mu pomóc opanować emocje, porozmawiać z nim. Zaciągam się ostatni raz i gaszę papierosa.
- Mike, co się stało? Dlaczego się tak drzesz? – pytam, wchodząc do pokoju.
- Dlaczego? Bo ta kurwa mnie zdradziła. Właśnie dlatego.
- Spokojnie, człowieku, czekaj. Masz na myśli Annę?
Nerwowo przytakuje głową, nie odzywając się.
- Ale… skąd wiesz? Może to niepewne? – mimo że cholernie mi na nim zależy, czasem nawet mam wrażenie, że za bardzo, zawsze chciałem, żeby był szczęśliwy, a wcześniej to właśnie u boku Anny osiągał ten stan, dlatego naprawdę martwię się o niego.
- Pewne, niestety. Zerwała ze mną. Przez sms’a. Pozwól, że ci zacytuję: „Mike, przykro mi, ale nie możemy być razem, mam kogoś innego. Przepraszam.” Stawiam sobie tylko jedno pytanie: dlaczego? Czy jestem, albo raczej byłem, tak beznadziejnym chłopakiem? Czy nie zyskuję na coś więcej niż dwa pieprzone zdania?!
Tak bardzo mi go żal… On kochał Annę. Ubóstwiał ją wręcz. A ona, wyrządziła mu tak wielką krzywdę. Prawdziwe cierpienie może nas spotkać tylko ze strony tych, których kochamy.*
Podchodzę do niego i przytulam go. Nie odtrąca mnie, tylko kładzie głowę na moim ramieniu i lekko obejmuje. To, co w tej chwili czuję, jest niebywałe. Tak długo chciałem to zrobić… Przykre jest tylko to, w jakich okolicznościach.
- Już dobrze, Mike. Przykro mi, ale proszę cię, nie bądź na siebie zły, odpuść to sobie. To, że zerwała z tobą przez sms’a świadczy o niej, nie o tobie. To ona była nieodpowiednią osobą dla ciebie, nie ty dla niej. Uwierz w to – poklepuję go po plecach, chcąc pocieszyć. – Teraz słuchaj. Jesteś niesamowitą osobą. NIESAMOWITĄ, rozumiesz? – przesadnie kładę akcent, by te słowa utkwiły w pamięci mojego przyjaciela. – To ona jest wszystkiemu winna. Anna, jak sam zresztą powiedziałeś w napływie złości, to zwykła szmata. Nic więcej. Nie myśl o niej, okej?
Mike nadal nie wygląda na przekonanego. Widzę, jak bardzo zraniła go.
- Spójrz mi w oczy – lekko unoszę  jego podbródek, kierunkując twarz w moją stronę. – Ona na ciebie nie zasługuje. Jesteś kimś więcej. Obiecujesz mi, że o niej zapomnisz? Że nie będziesz zły na siebie?
Zamiast odpowiedzi dostaję coś, czego nigdy bym się nie spodziewał.
Pocałunek.
Nie wierzę. Czekałem na to odkąd tylko go poznałem.
Subtelny, można by nawet powiedzieć przyjacielski, pocałunek. Chociaż przyjaciele się nie całują, zdecydowanie nie jest to zwyczajne, a zwłaszcza w przypadku dwóch mężczyzn. Shinoda swobodnie wyswobadza się z moich objęć i przyjmuje wygodniejszą pozycję. Cały ból po zerwaniu przelewa teraz do mnie. Nigdy nie czułem tylu emocji. Jakby to nie tylko było połączenie pary ust. To jest połączenie uczuć drzemiących w nas. Zawód oraz smutek Mike’a miesza się z moją radością i zaskoczeniem.
Powoli odrywa się ode mnie i spogląda w oczy. Widzę, że czuje się odrobinę lepiej. Tak bardzo się z tego powodu cieszę. Nienawidzę patrzeć, gdy osoba, którą kocham, cierpi.
Po chwili ciszy i patrzeniu sobie w oczy ponownie zbliżam twarz do jego i tym razem lekko całuję w policzek. Nie chcę się narzucać. Muszę wiedzieć, czy to jest to, czego on chce.
- Jesteś pewny? – cicho szepczę.
Znowu – zamiast odpowiedzi dostaję pocałunek. Ale ten różni się od poprzedniego. Jest dojrzalszy. Bardziej zachłanny. Pełen pasji. Z równym zaangażowaniem odwzajemniam go, chwytając Mike za włosy. Jego dłoń zaś ląduje na moich ramionach. Przyciąga mnie jeszcze bardziej, tak, że między nami nie ma żadnej przestrzeni. Jesteśmy tak blisko – i pod względem fizycznym, i psychicznym – jak nigdy. Ja jestem szczęśliwy jak nigdy. Naprawdę długo na to czekałem… Nie chodzi o to, że jestem gejem. Mike to wyjątek. Żaden mężczyzna nie podobał mi się tak, jak on. W żadnym się  nie zakochałem. Ale od razu, w pierwszej chwili, gdy tylko zobaczyłem pół-Japończyka, wiedziałem, że to jest to. Musiałem czekać całe sześć lat na spełnienie swoich marzeń. By w końcu zauważył moje oddanie i to, że go kocham.
Tak bardzo chciałbym przejąć inicjatywę… Gdybym mógł, najchętniej zdarłbym z niego wszystkie ubrania i zaciągnął do łóżka. Ale muszę się kontrolować. Nie chcę popełnić pomyłki, która zburzyłaby to wszystko. Za dużo do stracenia.
Jednak, ku mojej wielkiej radości, Mike jest gotowy na kolejny krok. Po kilku minutach namiętnych pocałunków przerywa i bierze mnie bez słowa za rękę. Prowadzi do pokoju, w którym on urzęduje. W całkowitej ciszy idziemy całą drogę, jednak gdy dochodzimy na miejsce, od razu dosłownie rzucamy się na siebie. Wpijam się w jego usta, on z podwójnym pożądaniem odwzajemnia pocałunek i szybkim ruchem pcha na łóżko. Lądujemy na nim w wielkim impetem, przewracając lampkę, która znajduję się obok na szafce. Nie dbamy o to. Cały czas trwając razem, robimy jedynie krótkie przerwy na zaczerpnięcie oddechu. Mój cel został osiągnięty. Mike zdecydował się przejąć inicjatywę. Uśmiecham się pod nosem, gdy zdejmuje szybko swoje spodnie, a następnie zabiera się za moje. Nie tracimy czasu na grę wstępną. Od razu pozbawiamy się bielizny. Moje ruchy są coraz szybsze i coraz odważniejsze. Wiem, że nie mam niczego do stracenia. Wręcz przeciwnie. Tak wiele zyskałem… Zaraz będę się kochać z chłopakiem, za którym szaleję.  Shinoda wygląda idealnie. Ma pięknie wyrzeźbione ciało. Podziwiam je przez moment i następnie zaczynam obcałowywać jego szyję, obojczyki, brzuch. Robię to powoli, chcąc sprawdzić mu jak największą satysfakcję. Po cichych jękach wydobywających się z jego gardła, jestem pewien, że mi się udaje. Z każdą chwilą nabieram większej pewności siebie. Na chwilę odrywam usta od jego klatki piersiowej i podnoszę się.
- Sprawię, że już nigdy nie pomyślisz o Annie – szepczę głosem pełnym podniecenia tuż do jego ucha, po czym lekko je przygryzam.
~o~

        Nie znoszę uczucia, kiedy otwieram oczy i mimo zmęczenia nie mogę spać. Chociaż jeśli chodzi o wczorajszą noc… Gdybym codziennie miał budzić się z takimi wspomnieniami to… Wow. Tylko tyle jestem wstanie powiedzieć, podsumowując to, co się działo. Akceptując fakt, że już nie zasnę, obracam się na drugi bok. Kurde, Mike nie ma. Od razu podnoszę się z łóżka. Nie mogę doczekać momentu, w którym go ujrzę. Szybko wstaję, myję zęby i narzucam tylko dresowe spodnie i już gotowy praktycznie biegnę do kuchni.
       Jest tam. Stoi przy lodówce, robiąc sobie śniadanie. Tosty i jajecznica – czyli to co zwykle. Chcąc zrobić mu niespodziankę, podchodzę i od tyłu zakrywam mu oczy.
         On wzdryga się i obraca.
        - O, cześć.
        „O, cześć”?! To wszystko, co usłyszę po całonocnym seksie? Nie wróży to za dobrze.
       - Eee, no cześć – chcąc rozluźnić atmosferę zbliżam się do niego i próbuję pocałować w policzek. Mike jednak odsuwa się, przez co czuję się jak totalny kretyn. – Jesteś na mnie zły? – pytam nieśmiało. 
      - Nie, skądże. Ale po prostu przygotowuję śniadanie, a ty mi przeszkadzasz. Wybacz, nie zapytałem. Chcesz też tosta?
        Ten oschły ton. Zdecydowanie nie jest dobrze.
       - Nie, Mike, nie chcę tosta. Czemu zachowujesz się, jakby nic się nie wydarzyło. Czy zeszła noc nic dla ciebie nie znaczyła?
       - Zeszła noc? A co niby się działo, że miałaby coś znaczyć?

~o~

         To wspomnienie niszczy mnie od środka. Nie wiem, który raz je odtwarzam, analizując każdy szczegół. Po naszej kłótni, od czasu,  kiedy wybiegłem z hotelu, siedzę na ławce w parku, rozmyślając. Minęło kilka godzin, a ja nadal tu siedzę i odtwarzam zdarzenie sprzed czterech lat. Cały czas je wałkuję. Nie zważam na to, jak cholernie zimno jest na zewnątrz, ani że nie jadłem nic od rana. Po prostu dobijam się tym jeszcze bardziej.
         Było tak dobrze… To dość paradoksalne, że mówiąc o tym, że było dobrze, mam na myśli negatywne uczucia, ale tak właśnie jest.
        Nienawidziłem go. Przedwczoraj jeszcze go nienawidziłem… Nie wracałem do przeszłości. Po prostu po tym co wtedy powiedział, skreśliłem go z moich uczuć i lekceważyłem. A teraz? Wszystko się zjebało, bo musieliśmy się najebać i przespać ze sobą. Świetnie. Akcja niczym z serialu dla młodzieży.
     Ile ja bym dał, by wczorajsza noc się nigdy nie wydarzyła. Żebym w spokoju sobie żył z moją nienawiścią do niego. Ale nie… Nigdy nie jest łatwo. Gdy powoli wszystko się układa, zawsze ktoś popełni jakiś błąd, burząc stabilizację. Teraz sam nie wiem, co mam czuć. Z jednej strony gniew, wielka złość za ból za wyrządzoną ranę, a z drugiej uczucie, które przebija się przez to wszystko. Miłość.

I hate everything about you
Why do I love you
I hate everything about you
Why do I love you?
 ___________________________________________________________

* cytat: Anna Kamieńska
Jest trochę inaczej niż się pewnie spodziewaliście. :) Ale chciałam opisać to, co się tam działo, żeby można było lepiej wczuć się w sytuację Chaza. No właśnie, coś jeszcze mam do dodania! Zauważyliście, że JEST DŁUŻSZY? Tak odrobinkę, ale zawsze. Specjalnie dla tych, co ciągle narzekają, że piszę za krótkie (chociaż wiem, że tak jest :D )
Pozdrawiam i ładnie mi komentujcie, co sądzicie.


wtorek, 13 listopada 2012

Love or hate? : Rozdział II

Tak, jutro mam próbny egzamin z przedmiotów ścisłych, ale wolę pisać bennodę. I tak już nic się nie nauczę.
  
___________________________________________________________

          Nie odrywając od siebie ust, powoli wstajemy. Huk. Butelka wódki spadła na podłogę, roztrzaskując się na małe kawałeczki. Alkohol się rozlał.  Nie przejmujemy się tym, jesteśmy w takim stanie, że nic nas nie oderwie od siebie. Coraz zachłanniej całujemy się, zmierzając w kierunku męskiej toalety. Jeny! Co my robimy?! Gdzieś tam moja podświadomość, mimo stanu w jakim się znajduję,  zadaje mi pytanie: czy ja – Chester Bennington lat trzydzieści sześć - będę się pieprzyć w męskiej toalecie z facetem?! W dodatku z NIM. Muszę być naprawdę nieźle najebany. Ale nie, nie będę się tym przejmować. Teraz czas na emocje, zabawę, a nikt nie zapewni lepszej rozrywki  niż Mike Shinoda.
        Po chwili dochodzimy do łazienki. Na całe szczęście jest pusta, nie musimy się przejmować, że ktoś nas zauważy i zrobi zdjęcie - „Chester i Mike z Linkin Park ruchają się w męskiej toalecie” -  Już widzę nagłówki serwisów plotkarskich. Niestety, żyjemy w świecie, gdzie, gdy jesteś osobą publiczną, nie masz życia prywatnego. Wszystko dzielisz z milionami osób. Każdą sekundę, pojedynczą chwilę życia. Nigdy nie wiesz, kiedy czai się za tobą fotoreporter.
Mike agresywnie przytwierdza mnie do ściany i zaczyna obcałowywać kark, szyję, pozostawiając charakterystyczne ślady.  Zwinnym ruchem ściąga ze mnie koszulę, rzucając ją w kąt. Na chwilę odrywa usta od mojego ciała i sam pozbywa się koszulki. Stojąc w samych spodniach naprzeciwko siebie, ciężko oddychamy. Po kilku sekundach ciszy i bezruchu stwierdzam, że czas przejąć inicjatywę. Ponownie wpijam się w usta Mike’a, jednocześnie próbując rozpiąć i zdjąć spodnie. On powtarza tę czynność na sobie. Gdy już  to zrobił oderwał się na chwilę ode mnie. Po chwili jego dłonie ponownie  powędrowały w okolicę moich łopatek. Jeszcze mocniej przycisnął mnie do ściany i zaczął mnie całować, schodząc coraz niżej…
Czuję, że to będzie noc pełna przygód.


~o~

         Jasna. Cholera. Moja głowa… Czuję, jakby zaraz miała eksplodować. Nie mam pojęcia, gdzie jestem. Nie mam pojęcia, która jest godzina. Jedyne, czego w tej chwili jestem pewien, to to, że łeb mi pęknie. Powoli próbuję się podnieść z łóżka i przecieram oczy. Gdybym wiedział, co zobaczę, wolałbym ich nie otwierać.  Znajduję się  najprawdopodobniej w jakimś tandetnym motelu. Pokój jest w opłakanym stanie. Pozdzierana tapeta ze ścian, pożółkłe obrazy, podarte firany. Typowy burdel na jedną noc. Teraz wszystko zaczyna się składać w spójną całość… Nie, nie, nie! Proszę, niech to nie będzie prawda!
             Kurwa. A jednak.
- Chezy, cześć śpioszku – zachrypniętym głosem rzuca Mike. Stoi przy drzwiach praktycznie nagi, jedynie ręcznik zakrywa dolne partie jego ciała.
           Szybkim ruchem pokonuje dzielący nas dystans i z impetem wskakuje na ciasne łóżko koło mnie. Jest zdecydowanie za blisko…
- Ile razy mam ci mówić, żebyś mnie tak nie nazywał?!
- Wczoraj w nocy ci to nie przeszkadzało… - odpowiada z nutką podniecenia w głosie.
- Co..?! Nie wierzę, że to się działo. Nie wierzę, że o to pytam, ale muszę… - nerwowo bawię się skrawkiem kołdry, chcąc zająć czymś ręce. Nie mam ochoty słyszeć historii o tym, co wydarzyło się w nocy, ale czuję, że muszę wiedzieć. Chcę znać prawdę, bo jedyne co mam, to strzępki wspomnień. - Jak się znaleźliśmy tutaj? Tylko nie zachowuj się jak kretyn, Mike. Wiem, ze nim jesteś, ale wykaż się odrobiną inteligencji i wyczucia i chociaż raz odpowiedz mi prosto i szczerze na pytanie.
 - Okej, okej. No więc… - nie wierzę w to, co widzę! Mike Shinoda się rumieni i nie wie, jak zacząć! Chyba zanotuję sobie w kalendarzu tę datę! – No to… Wczoraj piliśmy z chłopakami w barze. Oni się później ulotnili, sam nie wiem kiedy, ale no, nieważne. I zostaliśmy sami i poszliśmy do toalety i…
- Tak, pamiętam, co było dalej? – Naprawdę nie mam ochoty słuchać o tym, co tam się  działo. Niestety, to wspomnienie zostało w mojej pamięci.
             Zabawianie się w kiblu z Shinodą. Zajebiście. Serio, nie mam ochoty o tym myśleć.
- No i po godzinie skończyliśmy  i w zasadzie myślałem, że to już koniec. Ty chciałeś iść jeszcze do baru i zanim zdążyłem się do końca ubrać, wypiłeś już kolejne piwo. Myślałem, że weźmiemy taksówki i wrócimy do domu, ale… Byłeś w takim stanie, że nie dało by rady. Byłeś pijany w trzy pizdy. Ledwo stałeś, nie mówiąc już o chodzeniu. Więc przyszło mi do głowy, że wynajmiemy tu pokój. Na jedną noc. I koniec historii.
- Nie mówisz mi czegoś, Shinoda. Widzę to w twoich oczach, że ukrywasz coś.
- Jak zwykle… Detektyw Chester w akcji.
- Nie zachowuj się jak idiota, prosiłem cię o coś.
- Spokojnie. Uznałem po prostu, że nie chcesz znać tej dalszej części… Ale okej, twój wybór. Tylko się na mnie nie denerwuj. Jak tu doszliśmy to praktycznie rzuciłeś się na mnie… Zacząłeś mnie całować, obściskiwać…
- Jasne! Akurat ci uwierzę! – przerywam mu, gdyż czuję, że wzbiera się we mnie złość. To na pewno nie jest prawda!
- No tak było. Dokładnie tak! Czemu miałbym cię okłamywać, co?! Chester, chcesz tego, czy nie, przespaliśmy się wczoraj ze sobą i w dodatku ty później chciałeś więcej. Kurwa mać, ty praktycznie błagałeś o seks.
- Jasne! Pewnie, bo przecież tak bardzo cię uwielbiam, że płaszczyłbym się przed tobą! – jestem coraz bardziej zirytowany, czuję, jak cała złość kumuluje się we mnie.
- Właśnie. Czemu mnie tak nienawidzisz?! Co, do cholery jasnej, ci zrobiłem?! Wszystko, co zrobię jest według ciebie złe. Wszystko, co powiem  jest kłamstwem. Każda rzecz, jakiej się podejmę  jest wymuszona. CZEMU? Dlaczego? Kurwa, Chester, wytłumacz mi to, bo nie jestem w stanie tego pojąć! – Mike też jest niewyobrażalnie zły.
- Jeszcze masz czelność pytać?! Ja pierdolę, Mike! Wyjdź z tej swojej bańki – Mike i jego zajebistość i zauważ, że ty też jesteś człowiekiem i że popełniasz błędy! I w dodatku nie jesteś w stanie  za nie  przeprosić. Chcesz wiedzieć, dlaczego na twój widok chce mi się rzygać? Dlaczego cię nie znoszę? Okej, na twoje życzenie – biorę głęboki wdech i kontynuuję. – Cofnijmy się o cztery lata. Proszę bardzo, gdzie jesteśmy? Kojarzysz? Domek na wsi. Wyjechaliśmy wtedy całym zespołem na krótki urlop, my – wtedy przyjaciele – wynajmowaliśmy go razem. Mike, ja ciebie kochałem! Nie widziałeś  tego? Nie pamiętasz nic, co się tam działo?! Codziennie, każdej nocy… Zabiegałem o ciebie. Robiłem wszystko, żeby pogłębić naszą więź. Pragnąłem cię. Kochałem. Nie tylko jako przyjaciela, a ty dobrze to wiedziałeś… Pogrywałeś ze mną. Nie udawaj teraz, że nie wiesz, o czym mówię. Mimo że ciągle tam imprezowaliśmy, to COŚ na pewno pamiętasz! Musisz. Przespaliśmy się ze sobą. Wtedy, trzeciej nocy. Przyszedłeś załamany, że dziewczyna cię rzuciła przez telefon. I kto cię wtedy pocieszał? – spoglądam w jego oczy. Widzę, że bolą go moje słowa, ale nie tak bardzo jak mnie boli wyznanie tego wszystkiego. – Kto słuchał twoich wyżaleń? Właśnie, ja. Ja stałem przy twoim boku. I wtedy zrobiliśmy to. Kochaliśmy się. A na drugi dzień… Ty byłeś taki oschły. Udawałeś, że nie wiesz, o co chodzi. Jakbyś to nie był ty. Nie wiedziałem, co w ciebie wstąpiło. I w momencie kiedy zapytałem cię, czy zeszła noc znaczyła coś dla ciebie i ty odpowiedziałeś: „ Zeszła noc? A co niby się działo, że miałaby coś znaczyć?” – tak, Mike, dokładnie pamiętam tamte słowa. Właśnie w tym momencie znienawidziłem cię… Zadowolony?! Teraz znasz całą historię – w tej chwili nie potrafię się powstrzymać. Łzy napływają mi do oczu.
- Chester, ja…
- Nie, Mike, nie obchodzi mnie to, nie chcę tego słuchać!
          Szybko zrywam się z łóżka, zabieram swoje rzeczy i wybiegam. Nie mogę dłużej tego znieść.
 _________________________________________________________
No i macie. Chcieliście wiedzieć, dlaczego Chaz nienawidzi Mike'a - proszę bardzo. Przepraszam, ten rozdział jest trochę chaotyczny, ale pisałam go przed chwilą i niespecjalnie miałam czas sprawdzić. :)



czwartek, 8 listopada 2012

Love or Hate? : Rozdział I

Jeej, patrzcie, co dla Was mam. Stwierdziłam, że muszę coś napisać. Szczerze mówiąc, zrobiłam to nieco na siłę, ale wiem, że w przyszłym tygodniu nie dałabym rady, bo mam olimpiadę i próbne egzaminy, więc odpada, a potem wyjeżdżam. Więc spięłam się i napisałam przed chwilą krótki rozdział. Z góry przepraszam, jest on trochę nieogarnięty, ale mam nadzieję, że przebrniecie. I tak poza tym to do razu mówię, że w tym krótkim opowiadaniu zmieniam nieco ich życiorysy. Żeby nie było potem, że nie znam zespołu. To wszystko po prostu sobie wymyśliłam w ten sposób. I ostatnia rzecz - będę się starać  pisać w trochę innej stylistyce, mniej patetycznie i mniej uczuciowo, w końcu nie wszystkie opowiadania muszą być tragiczne. Okej, koniec gadania. Zapraszam do czytania. :)

___________________________________________________________

Everything you say to me
Takes me one step closer to the edge
And I'm about to break
I need a little room to breathe
'Cause I'm one step closer to the edge
And I'm about to break

- To był niezapomniany wieczór! Jesteście niesamowici, dziękujemy! – krzyczę jak najgłośniej tuż po zakończeniu finałowej piosenki.
  Co kocham w byciu muzykiem, pewnego rodzaju gwiazdą? Publiczność. Ona dodaje skrzydeł. Niezależnie, jak dobry byłby zespół, bez tego, pozostaje w cieniu. Uśmiecham się w stronę publiki, w duchu dziękując, że jestem takim szczęściarzem, że mój zespół nie jest w żadnym cieniu. On lśni niczym gwiazda. A to wszystko dzięki tym ludziom. Macham im  radośnie na pożegnanie. I wtedy nagle czuję, że ktoś zarzuca na mnie swoje ciężkie ramię i lekko przytula. No tak, któżby inny, jak nie ten kretyn. Gdybym nie był przed tysięczną publicznością, dałbym mu w twarz, przysięgam. A tak to stoję, uśmiechając się idiotycznie koło niego. Niby się lubimy i wszystko jest okej. Ba, żeby tylko! Według niektórych się kochamy, a nawet pieprzymy. Wierzcie lub nie, ale natknąłem się nie raz na opowiadania z „nami” w roli głównej. O nie, wstrząsam się na samą myśl o tym i próbuję wyrzucić z głowy ten obraz…  Coś niemożliwego. Niektórzy fani to naprawdę mają coś z głową.
  Okej, ale nie pora na rozważania. Powoli oddalam się od Mike’a i ostatni raz spoglądam na publikę i  żegnając się krótkim gestem, schodzę ze sceny tuż za Dave’m.
  Tak bardzo chciałbym teraz jechać do domu. Co z tego, że do pustego, gdzie nikt na mnie nie czeka. Ale mógłbym przynajmniej odpocząć od tego ciągłego zgiełku i od pewnej osoby…
- Chezy! Tu jesteś, zszedłeś ze sceny tak szybko, że nawet nie zauważyłem. Dalej, jesteś gotowy? Zbieramy się już, taksówka czeka – informuje mnie Shinoda.
  I po marzeniach koniec. Nigdzie nie pojadę, ani nie odpocznę. Ale obiecałem. Dla Brada mogę to zrobić. Najwyżej po kilku kolejkach ulotnię się, mówiąc, że nie najlepiej się czuję.
- Idę – odpowiadam i  biorąc ze sobą jedynie portfel, podążam za nim do samochodu, czekając tylko, kiedy w końcu ten dzień dobiegnie końca.

***

- I ona wtedy uciekła, czaicie? Powiedziała, że mam się odpierdolić i uciekła – Joe próbuje opanować śmiech, ale nie wychodzi mu to, mimo że to ze swoich własnych żartów się śmieje. – Mike, polej jeszcze kolejkę, proszę cię – przy tym zdaniu natomiast zachowuje powagę. No tak, jeżeli chodzi o alkohol… to już coś innego.
  Powoli pocieram skronie, chcąc pozbyć się mroczków przed oczyma i zyskać ostrość widzenia. Ale nie, to chyba niemożliwe. Za dużo wypiłem. Bałem się, że będzie źle, ale w zasadzie… Nie oszukujmy się. Przy wódce na imprezie z bliskimi przyjaciółmi, nie licząc jednej osoby, nie może być nudno.
- Chaz, dolać ci? – słyszę donośny głos Rob’a, który wybudza mnie z zamyślenia.
  Nie powinienem już pić, wiem, że zaraz przekroczę już cienką granicę… Ale… Jestem trzydziestopięcioletnim facetem bez żony, dzieci i zobowiązań, więc chyba nie ma żadnych przeszkód do dobrej zabawy.
- Pewnie, na co czekasz?! – odpowiadam entuzjastycznie.
  I sytuacja ciągle się powtarza: „Polać ci?” ;  „Jasne”. Przy dziewiątym razie straciłem rachubę. W zasadzie nic już nie ogarniam. Patrzę na stół. Jest brązowy. Haha, brązowy! Kolor stołu mnie śmieszy! Tragedia. Chłopacy są w podobnym stanie, Joe dorwał talerze po wcześniej zjedzonych posiłkach i bawi się w DJ’a. Rob, Brad i Dave grają w pokera przy stole obok, wyzywając się co chwilę od chujów i ciot, gdy któryś  przegra. Najlepsze jest to, że jest to rozbierany poker. Chociaż dopiero co zaczęli. No i póki co  tylko dwoje z nich straciło jakąś część garderoby. A Mike? Właśnie, gdzie on jest? Rozglądam się po sali w  lokalu, który wynajęliśmy na wyłączność. Przyciemnione szyby, oświetlony parkiet… Jest to  duże i  ekskluzywne miejsce zachowane w nowoczesnym stylu.  W powietrzu czuć woń papierosów palonych raz za razem. O, widzę go. Świetnie, zawsze jak o nim pomyślę, nagle zjawia się. Idzie do mnie, chwiejąc się na boki, z kolejną flaszką w ręku.
  Chociaż w tej chwili, prawdopodobnie przez to, że jestem wstawiony, nie czuję zła czy nienawiści. Widzę tylko mężczyznę, który chce się dobrze bawić i szuka do tego towarzystwa. Zauważył, że go obserwuję. Skinął na mnie ręką i pokazał na butelkę. W zasadzie czemu nie? Potakuję i tym samym daję zgodę pół-Japończykowi, by do mnie dołączył.
  Nie wiem, ile czasu minęło. Nie wiem  już nic. Straciłem  poczucie czasu i rzeczywistości, zresztą mój towarzysz tez. Wiem  tylko to, że reszta zespołu gdzieś się zmyła, a ja i Mike nadal siedzimy i żartujemy, śmiejemy się. No cóż, jesteśmy w takim stanie, że nie jest to dziwne, ale mimo wszystko, gdzieś w duchu, w podświadomości czuję dezorientację, dlaczego spędzam z nim czas i w dodatku się dobrze bawię… Ale nie. Stop! Chester, jesteś człowiekiem, masz prawo się zabawić, zapomnieć o trudnych sprawach, problemach – upominam sam siebie.
  Przegadaliśmy – mam na myśli pijackie rozmowy o życiu – chyba kilka godzin. Zapomniałem już nawet, dlaczego wcześniej byłem na niego taki zły. Przecież… jest on świetnym facetem. Może z pozoru wydaje się być zakochanym w sobie dupkiem, ale to nieprawda. Wystarczy z nim porozmawiać, wysłuchać go. To ciekawy człowiek.  Bardzo zabawnym przede wszystkim. Odkąd zacząłem z nim dyskutować, nie przestaję się śmiać z „shinodowych” wywodów.
  I wtedy, na jedną, krótką chwilę nasze spojrzenia spotkały się. Oboje przestaliśmy się śmiać, po prostu zastygając w ciszy, patrząc sobie w oczy. Mimo że ledwo widziałem i kontaktowałem, to i tak teraz dostrzegłem piękno TYCH oczu. Niesamowite, głębokie, porywające… Nie możesz odwrócić spojrzenia, one hipnotyzują. I nagle, nie wiedząc, co się dzieje, poczułem że jego usta delikatnie zbliżyły się do moich. Ledwo musnął mnie wargami, a i tak wywołał dreszcz emocji. Poczułem ich smak. Alkohol i limonka. Poczułem jego zapach. Intensywna woda po goleniu i lekki perfum. On pocałował mnie jeszcze raz. Teraz to Mike, chce zasmakować moich ust. Lekko przejeżdża językiem wzdłuż warg. Słyszę cichy jęk rozkoszy. Teraz to ja  przejmuję inicjatywę. Chwiejnym krokiem przybliżam się do niego, by skrócić dzielący nas dystans. Chwytam go za barki, przybliżając do siebie. Wplatam ręcę we włosy i napieram ustami mocniej, zachłanniej. On nie stawia oporów. Wręcz przeciwnie – z taką samą siłą odwzajemnia pocałunek, gładząc mnie po szyi. Cała nienawiść odeszła. Zamieniła się w żądzę, podniecenie. Jest tylko tu i teraz.  Nic innego się nie liczy. Po prostu pragnę go. Tak bardzo.

___________________________________________________________

Wiem, wiem. Nadal nie wyjaśniłam, co stało się, że Chaz tak nienawidzi - czy też nienawidził - Mike'a. Ale w kolejnym wszystko się wyjaśni. Potrzebowałam po prostu tej akcji do dalszej części.