No i jestem już z czwórką. Sama się dziwię, że tak szybko, ale w zasadzie dzisiaj miałam prawie cały wolny dzień, więc mogłam sobie pozwolić na pisanie. I tym samym informuję Was, że kolejny pojawi się dopiero po 6 grudnia.
___________________________________________________________
- Można się dosiąść? – donośny, lecz nieśmiały głos wybudza
mnie z zamyślenia. Bez obracania się wiem, do kogo on należy.
Jest to mężczyzna średniego wzrostu, ubrany w niebiesko-szare
jeansy, fioletową bluzę z kapturem i obszerną czarną kurtkę, który nerwowo
przestępuje z nogi na nogę, czekając na moją reakcję. Co mogę odpowiedzieć?
„Tak, Mike, pewnie, zapraszam, siadaj, rozgość się!” ze sztucznym uśmiechem?
Czy może: „Wypierdalaj stąd, japoński chuju, zburzyłeś ład w moim życiu”? No
cóż… stwierdzam, że lepiej w ogóle się nie odzywać i czekać, jak dalej potoczy
się sytuacja.
Po kilku sekundach martwej ciszy Mike zdecydował się usiąść
koło mnie. Nie wiem, czego on ode mnie oczekuje, ani po co tu przyszedł. To i
tak nie ma żadnego sensu… Spędzamy kilka minut, patrząc się każdy w inną stronę,
nie odzywając się do siebie ani słowem. Podnoszę się z i ruszam przed siebie.
Nie mam zamiaru siedzieć, czekając na cud. Cud w postaci przeprosin.
O Mike’u można powiedzieć wiele dobrych rzeczy. Jest
wspaniałym człowiekiem, wrażliwym na krzywdę innych, niesamowitym artystą,
którego w duchu zawsze podziwiam, szczerą i dobrą osobą. Jednak jest coś, czego nie
potrafi. Co sprawia mu zawsze wielki problem – przeprosiny. Nie potrafi
przełamać swojej dumy i przyznać się do błędu. Jest na to zbyt perfekcyjny…
Dałem mu chwilę czasu… Gdyby chciał, odezwał się,
wytłumaczyłby mi pewne sprawy. A on? Po prostu usiadł na tej cholernej ławce i nie
powiedział ani słowa. Pewnie jeszcze
liczył, że to ja podejmę rozmowę. Dlatego odszedłem stamtąd i teraz idę przed
siebie szybkim i zdecydowanym krokiem. Chcę wrócić do domu. Mam dość tego
wszystkiego. Chcę po prostu w spokoju usiąść i nie przejmować się niczym. Po
raz ostatni przed wyjściem z parku obracam się i spoglądam na Mike’a. Nadal
siedzi w tym samym miejscu. Siedzi i płacze.
Po dwudziestu minutach drogi zziębnięty, głodny i przemęczony
wchodzę do domu. W końcu. Rzucam klucze na stół i idę do kuchni zrobić sobie
herbatę. Naprawdę, chciałbym zapomnieć. Wyzwolić się od tych pytań,
niepewności… Spójrzmy prawdzie w oczy… Jestem samotnym trzydziestosześcioletnim
facetem mieszkających w pojedynkę w willi, gdzie zmieściłaby się wielodzietna
rodzina z włącznie z wszystkimi ciotkami. Nie wiem, czym to zostało
spowodowane, co prawda podejrzewam, że wydarzeniami z poprzedniej nocy, ale
zacząłem się zastanawiać. Rozważać sens swojego życia. Powinienem być
szczęśliwy. Mam pracę, która nie tylko przynosi wielkie dochody. Taka praca to
spełnienie marzeń, mogę codziennie realizować się, robiąc rzeczy, które
sprawiają mi ogromną przyjemność. Nie mogę też narzekać na brak znajomych i
przyjaciół. Ale gdy co do czego przyjdzie… Jestem sam. Mimo bliskich osób, to
nie ma tej jednej; szczerze oddanej, do której mógłbym zadzwonić o trzeciej w
nocy, mówiąc, że źle się czuję. Nie mam miłości. Albo inaczej… odwzajemnionej i
szczęśliwej miłości. Żyć
bez miłości to tak, jakby związać ptakowi skrzydła i pozbawić go możliwości
fruwania. Ból też potrafi spętać skrzydła i uniemożliwić latanie - I jeśli będą spętane przez długi czas,
zapomnisz, że zostałeś stworzony do latania. *
Tak, przyznałem się do
tego. Cała ta szopka, moja przesadna nienawiść, to tylko pozory. Chęć pokazania
światu, że mogę być niezależny, że nikt nie jest w stanie złamać Chestera
Benningtona. Ale w duchu nigdy nie przestałem go kochać. Mimo tego, że on nie
odwzajemnił moich uczuć i zranił mnie. Wtedy ukryłem się pod pancerzem gniewu,
nienawiści. Potem to nieszczęsne zdarzenie. Poprzez słowo: „zdarzenie” mam
namyśli seks. Mimo że wypiłem wtedy dużo. Dużo za dużo. To i tak nie mogę
zrzucić tego wszystkiego na alkohol. Niezależnie od tego i tak gdzieś w głębi
wiedziałem, co robię. W podświadomości pragnąłem tego od czterech lat –
ponownego zbliżenia. Nie wiem, jak to wyglądało ze strony Mike’a. Jak to
możliwe, że po tym jak mnie zlekceważył, nagle kocha się ze mną. Co on sobie
myślał? Że historia się powtórzy? Że znowu będzie miał noc pełną przygód i
dobrej zabawy, a rano przyjdzie pora, by o wszystkim zapomnieć? Nie potrafię
się wczuć w jego sytuację, ani wskazać, co nim kierowało. I to mnie właśnie
dobija… Czy znowu potraktował mnie jak przedmiot? Upij, wyruchaj, wyrzuć?
Tak bardzo chciałbym z nim porozmawiać. Może to jest dziwne.
Wiele osób, po takim zdarzeniu
zamknęłoby się w sobie i nie dało szans drugiej osobie na wyjaśnienia, ale nie
ja. Ja nienawidzę niejasnych sytuacji i niedokończonych spraw. Chcę i
potrzebuję usłyszeć jego wersję. Przede wszystkim: DLACZEGO? I właśnie to mnie
niszczy. Ta niepewność.
Minęło kilka dni. Kilka monotonnych, dłużących się i ponurych
dni. Praktycznie cały czas siedziałem w domu. Zero kontaktu z ludźmi. Ale może
to i dobrze. Czasem człowiek wpadnie w taki dół, z którego ciężko się wydobyć.
Pytania, brak odpowiedzi, refleksje i rozważania. One ostatnio mną zawładnęły.
Spędzam kolejną godzinę na kanapie w salonie, rozmyślając nad
swoim życiem. Aż nagle słyszę dźwięk dzwonka do drzwi.
Nawet nie patrzę przez wizjer, kto przyszedł. Odruchowo
otwieram drzwi, prosząc w duchu, żeby to był Mike. Jeżeli nie wyjaśnię sobie z
nim kilku spraw to zwariuję, naprawdę.
Tylko kilka sekund dzieli mnie od ujrzenia osoby stojącej za
drzwiami. Uff, to on.
- Nie wiem, co powiedzieć. Ale proszę, pozwól mi wejść,
wytłumaczyć, porozmawiać… - ledwo uchylam drzwi, a on od razu w bardzo szybkim
tempie wypowiada te słowa.
Ja po prostu otwieram szerzej drzwi i daję mu znak, że ma
wejść. Ostatni raz był u mnie w domu chyba kilka miesięcy temu...
- Napijesz się czegoś? – uprzejmie pytam.
- Poproszę herbatę.
- Moment, rozgość się, a ja zaparzę tę herbatę.
Mike zdejmuje buty i wchodzi do salonu. Wow. Nie wiem,
dlaczego jestem dla niego miły i tak skory do rozmowy. Może te godziny, które
spędziłem na analizowaniu mojego życia i przede wszystkim zachowania, dały mi
do myślenia. W tej chwili nie ma sensu się kłócić, wypominać błędy. Czas na
rozmowę. Pierwszą od czterech lat – szczerą rozmowę.
Po kilku minutach wchodzę do pokoju, stawiając dwa kubki
gorącej miętowej herbaty na stole i po prostu czekam.
- Dziękuję, że mnie tak przyjąłeś, Chester. I dziękuję za
możliwość wypowiedzenia się. Przykro mi, że wtedy w parku nie byłem gotowy.
Szukałem cię sporo czasu, a gdy w końcu znalazłem, nie potrafiłem wydobyć z
siebie żadnego słowa – nerwowo przeczesuje włosy i upija duży łyk herbaty. Widzę, że jest mu ciężko. –
Wiesz, że nigdy nie byłem dobry w przepraszaniu i tłumaczeniu się. Ale proszę,
daj mi szansę. Wiele myślałem i naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć, byś
zrozumiał moje zachowanie. A wiem, że zachowałem się źle. Może zacznijmy od
początku. Cztery lata temu byłem zagubionym dzieciakiem. Może brzmi to
paradoksalnie, ale właśnie tak było. Co miesiąc nowa dziewczyna, szybki seks,
alkohol, imprezy… Bałem się uczuć. A gdy w końcu odnalazłem Annę, ona mnie
skrzywdziła, a zresztą co tu dużo mówić, znasz tę historię. I potem stało się.
Przespaliśmy się ze sobą. Mimo że myślisz, że miałem to totalnie gdzieś, wiedz,
że tak nie było. To jedna z najpiękniejszych nocy w moim życiu – smutno się
uśmiecha i po chwili kontynuuje. - Gdy
wtedy zobaczyłem cię rano… Byłeś taki szczęśliwy, zakochany. A ja, jak ostatni
cham, bawiłem się twoimi uczuciami. Nie ma na to sensownego tłumaczenia… Po
prostu to było dla mnie za dużo. Seks z mężczyzną. A nawet nie o to chodzi.
Tamtej nocy poczułem coś do ciebie. Ale przeraziło mnie to. Homoseksualizm
NIGDY nie wchodził w grę. Pochodzę z takiej rodziny, gdzie bycie gejem było
wręcz zakazane. Oczywiście, rodzice byli w pewnym stopniu tolerancyjni, jednak
nie, jeśli chodziło o ich synka. Pamiętam, że jak miałem jakieś szesnaście lat
i nie miałem dziewczyny, spotykałem się z samymi chłopakami… A właściwie z
jednym. Nigdy nikomu tego nie mówiłem i wiedz, że ciężko mi to wyznać, ale może
zrozumiesz wtedy moje zachowanie. Miał na imię Jared. Przeprowadził się z
Kanady i zamieszkał naprzeciwko mojego domu. Zaczęliśmy się spotykać,
początkowo jako kumple, potem nasza znajomość przerodziła się w wielką przyjaźń,
a na koniec była już to miłość. Kochałem go, naprawdę. Całym sercem.
Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu… I pewnego dnia, gdy Jared przyszedł do mnie
i myśleliśmy, że nikogo nie ma, zaczęliśmy się całować tuż przy samym wejściu.
Wiesz… to miała być TA noc. I wtedy moja mama wyszła z kuchni. Zaczęła płakać…
Wywaliła Jareda za drzwi, mówiąc, że już nigdy ma się nie pokazywać jej na oczy
i zabroniła nam jakiegokolwiek kontaktu. Groziła, że powie jego rodzicom, a oni
byli jeszcze bardziej radykalni w tych poglądach. Następnie odbyła ze mną długą
rozmowę. Nie będę ci opowiadał ciągu dalszego. Po prostu w skrócie mówiąc, powiedziała,
że jeśli jeszcze raz przyłapie mnie z chłopakiem, to nie ma szans, żebym
mieszkał w tym domu… - Mike bierze głęboki oddech i szybkim ruchem ociera łzy.
To wspomnienie naprawdę dużo go kosztowało… - Teraz już wiesz… Dlatego tak
bardzo bałem się uczucia, które pojawiło się po tamtej nocy. Przez moją matkę…
Mimo że jestem już dorosłym i niezależnym
człowiekiem, gdzieś w sercu pozostał żal i wielki strach, że uczucie
między mężczyznami nie może przetrwać.
- Mike… Przykro mi, naprawdę. Wiem, że to wydają się być
tylko puste słowa, ale tak nie jest. Teraz już rozumiem… Bardzo mi przykro, że
musiałeś przez to przejść.
- Dzięki… A resztę historii znasz. Pod wpływem alkoholu znowu
to kochaliśmy się. Tym razem, mimo że był to tylko pijacki seks, zrozumiałem,
że nie ma czego się bać. Że to ciebie pragnę. Że nie zależy mi na żadnej Annie,
Jade, Mary… czy jeszcze innej dziewczynie. To ty jesteś tym jedynym. Chciałem,
żebyś to wiedział. I jeszcze raz przepraszam. Przepraszam, że zrozumienie tego
zajęło mi całe cztery lata. Wybacz mi, proszę.
___________________________________________________________
Szczerze mówiąc, nie wiem, co myśleć o tym rozdziale. Jest jakiś taki refleksyjny i opisowy. Ale mam nadzieję, że jakoś przez to przebrniecie. :)
I proszę Was, bo po statystykach widzę, że jest więcej osób czytających niż komentujących, więc jeśli tam gdzieś jesteście i czytacie to opowiadanie, dajcie jakiś znak, co sądzicie. Byłabym wdzięczna. :)
*cytat: William P. Young
A, jeszcze coś. Jak widzicie w tym rozdziale pojawia się wiele niezgodności z prawdziwym życiem Mike'a. Ale to tylko fikcja literacka. Tak jak kiedyś mówiłam, ich życiorysy układam po swojemu.
I proszę Was, bo po statystykach widzę, że jest więcej osób czytających niż komentujących, więc jeśli tam gdzieś jesteście i czytacie to opowiadanie, dajcie jakiś znak, co sądzicie. Byłabym wdzięczna. :)
*cytat: William P. Young
A, jeszcze coś. Jak widzicie w tym rozdziale pojawia się wiele niezgodności z prawdziwym życiem Mike'a. Ale to tylko fikcja literacka. Tak jak kiedyś mówiłam, ich życiorysy układam po swojemu.