Z góry przepraszam was za to poniżej. To chyba najgorsze, co kiedykolwiek napisałam. Zupełnie nie mam weny, rozdział pisany na siłę. Ale wiem, że jeśli nie zrobiłabym tego teraz, to zawiesiłabym bloga... Ostatnio opuściła mnie chęć do pisania. Mam nadzieję, że to się zmieni, bo pomysł na zakończenie już mam.
____________________________________________
Czy kiedykolwiek wstydziłem się tego, kim jestem? Myślę, że
mimo wszystko nie. Owszem, zdarzały się momenty zwątpienia i niejasności, ale
nigdy nie czułem się gorszy ze względu na swoją orientację. Jeśli chodzi o rodzinę,
kompleksy osobowościowe – one się pojawiają. Jednak nie czuję nienawiści do
samego siebie przez to, że jestem homoseksualistą. W zasadzie od dziecka
czułem, że tak jest. Choć dopiero w wieku piętnastu lat odpowiedziałem sobie
jasno na pytanie: kim jestem? Na początku ciężko było dopuścić do siebie tę
myśl, ale teraz w pełni akceptuję siebie i swój wybór. Jednak jednego uczucia
nie znoszę. Tej chwili, kiedy oznajmiam komuś lub ktoś się dowiaduje o mojej odmiennej
orientacji. Ten mierzący wzrok… Spojrzenie, które ma w sobie coś innego. Osoba
ta, choćby w pierwszej chwili, patrzy na ciebie tak, jakbyś był innym
człowiekiem, niż dosłownie sekundę wcześniej, zanim się dowiedziała. Reakcje są
różne. Jedni tego nie akceptują – ten przykład niestety poznałem na własnej
skórze – Mike. Czasem zdarza się tak, że ktoś po prostu zachowuje się tak,
jakby go to zupełnie nie obchodziło. I to chyba jest ta najlepsza opcja. W tej
jednej sekundzie, gdy spojrzenia moje i Marii zetknęły się ze sobą, w mojej
głowie pojawiło się wiele wątpliwości. Przede wszystkim to, jaka będzie jej reakcja.
Teraz, już ubrani, siedzimy z Jake’m na moim łóżku i czekamy, kiedy w końcu
gosposia się odezwie. Plus jest jeden – przynajmniej nie wybiegła z
obrzydzeniem z pokoju, ani nie naskoczyła na mnie. Po kolejnej minucie
spędzonej w ciszy postanawiam przejąć sprawę w swoje ręce. W końcu ile można
bezczynnie siedzieć, analizując to, co zaszło.
- Mario, zamierzasz się już do mnie nie odezwać? – zwracam się
do niej.
Drobna kobieta, z pochodzenia Australijka o
charakterystycznych rysach twarzy, tylko
spuszcza głowę.
- Przepraszam, proszę pani, ale chciałbym coś wyjaśnić – w tej
chwili odzywa się Jake. Cholera, czy on zawsze musi mówić, jak nikt go nie pyta
o zdanie?! Spoglądam na niego piorunującym wzrokiem, jednak on się przelotnie
do mnie uśmiecha i zaczyna kontynuować. – Znajdujemy się w nieco niekomfortowej
sytuacji, jasne. Ale mam jedno pytanie – czy źle się czuje pani z tym, że
przyłapała nas… hm, w jednoznacznej sytuacji, czy dlatego że jestem mężczyzną,
co wskazuje na to, że jesteśmy gejami? Chyba nie chce mi pani powiedzieć, że
tak przesympatyczna i miła kobieta cierpi na homofobię? – przeciąga ostatnią
sylabę i używając jednej ze swoich kokieteryjnych min, spogląda na Marię – Przy
okazji świetnie wygląda pani w tej fryzurze. Niezwykle twarzowa.
- Och, jesteś doprawdy uroczy, chłopcze – uśmiecha się. No
tak… Jako że rzadko słyszy komplementy, to wystarczy jedno słówko i już
łagodnieje. Cholera, mam nadzieję, że faktycznie udało mu się zbajerować Marię,
bo w tym całym domu z nią jedną mam dobry kontakt.
- Mówię samą prawdę – odpowiada jej.
- Dobrze, powiem szczerze chłopcy… Zaszokowaliście mnie. Mam
te swoje pięćdziesiąt lat i nie często jestem stawiana w takiej sytuacji, więc
czuję się nieco niekomfortowo – teraz zwraca się do mnie. - Chezy, dlaczego mi
nie powiedziałeś? Nie sądzisz, że lepiej, jakbyś zrzucił taką bombę na mnie, po
prostu mówiąc mi to? A nie że zaskakujecie mnie takim widokiem, kiedy niczego
się nie mogłam spodziewać…
- Przepraszam, powinienem ci to powiedzieć. Ale… bałem się
twojej reakcji, bo tak naprawdę tylko z tobą mam dobry kontakt w tym całym
popierdolonym domu.
- Nie przeklinaj! No ale dziękuję. Wiem, że jest ci tu
ciężko, więc nie będę utrudniać tego jeszcze bardziej. Akceptuję ciebie takiego
jakim jesteś. Ale jak jeszcze raz zobaczę cię w takiej sytuacji z twoim kolegą, to chyba dostanę zawału!
- Cholera, Mario, wiedziałem, że jesteś w porządku! I
obiecuję, następnym razem zdążymy się ubrać. Albo po prostu zapukasz do drzwi –
ukradkiem spoglądam na Jake’a, ciesząc się, że tak potoczyła się ta cała
sytuacja.
- Co to to nie, mój drogi kawalerze! Trzeba w tym domu
wprowadzić pewne zasady. Tak samo jakbyś był z dziewczyną. Nie ma wyjątków.
Jake i inni chłopacy mogą przebywać z tobą sam na sam w tym pokoju jedynie do
dwudziestej drugiej. O każde przyjście swojego chłopaka pytasz mnie, czy
wyrażam na to zgodę.
- Dwudziesta druga? Nie przesadzasz? – pytam pochopnie z
lekkim wyrzutem.
- To co, mam powiedzieć rodzicom, myślisz, że oni przedstawią
ci lepszą propozycje?
- Nie! – dosłownie wykrzykuję jej to w twarz. - Ta godzina jest idealna – uśmiecham się
sztucznie i słyszę cichy śmiech Jake’a.
- No to bardzo dobrze. To chyba na tyle. A teraz wychodzę,
ale pamiętajcie, chłopcy, macie pół godzinki jeszcze – odpowiada i wychodzi z
pokoju.
- Mario! – wołam ją póki mnie jeszcze słyszy. – Dziękuję.
O jeny, co za ulga. Naprawdę, w tej sytuacji cieszę się, że
to ona nas przyłapała, a nie zastępcza…
- I co? Możesz mi ładnie podziękować za urobienie gosposi –
Jake siada mi na kolanach.
- Ta… Ciesz się, że jest tak naiwna w stosunku do tych twoich
zagrywek. A teraz złaź ze mnie, mam dosyć wrażeń jak na jeden dzień – spycham go
i przelotnie całuję w policzek.
- W sumie racja. Wiesz
co? Będę się powoli zbierać. Nie chcę sobie nagrabić, a jak zauważy, że wychodzę przed godziną policyjną,
to może jeszcze bardziej mnie polubi – puszcza mi oczko. – O ile to możliwe.
- Ale jesteś zabawny – ironizuję i pomagam mu zebrać swoje
rzeczy.
Schodzimy na dół. Na pożegnanie standardowo całujemy się w
usta, jednak niezbyt namiętnie, nie chcemy, by znowu ktoś nas przyłapał.
- Kocham cię. Mam nadzieję, że zobaczymy się niedługo.
- Ja ciebie też. Na pewno. Trzymaj się – Jake macha mi i
wychodzi.
***
Przez ubiegły miesiąc dobrze było poczuć się nieco inaczej.
Wiedzieć, że komuś w pewnym stopniu zależy. Nie mówię teraz o Jake’u. Teraz mam
na myśli ludzi ze szkoły. A konkretniej jedną osobę. Wcześniej, odkąd tu
mieszkałem, czyli przez całe gimnazjum i
początek liceum, czułem się nic niewart. Nikogo nie obchodziłem, nikt nie
chciał mnie znać. A w dodatku, jeśli już kogoś spotykałem na swojej drodze, to
jedyne co go obchodziło - to pieniądze. Nikt nie chciał mnie po prostu poznać,
porozmawiać. A potem pojawił się Mike. On jako jedyny nie miał o mnie
wyrobionej opinii, że jestem popychadłem i śmieciem. Cholera, codziennie jak
chodzę do tej szkoły, brakuje mi go. Brakuje mi osoby, z którą mógłbym spędzić
czas, pośmiać się. Kogokolwiek u swojego boku. A teraz? Znowu się zaczęło.
Każdą przerwę spędzam sam. Minął dokładnie tydzień od tamtej pamiętnej nocy,
kiedy Mike w jakże subtelny sposób wykrzyczał mi w twarz, że jestem pedałem.
Teraz znowu sam idę do szkoły i analizuję to wszystko… Standardowo odpalam
papierosa i zaciągam się, jednocześnie pogrążając się w rozmyślaniach. Nawet
Amy już ze mną nie rozmawia… Każdego dnia obiecuję sobie, że do niej podejdę,
spróbuję jej to wszystko wyjaśnić na spokojnie, ale oczywiście każdego dnia
tchórzę. Widzę ją roześmianą w towarzystwie swojej ekipy, więc po co to burzyć?
Mimo że czasami działała mi na nerwy, była dobrą znajomą. Uwielbiałem z nią
rozmawiać i spierać się w różnych dyskusjach. Zresztą nawet nie wiem, czy ona
pamięta wszystko, co działo się w klubie. Była tak pijana, że nie zdziwiłbym
się, gdyby miała wielkie dziury w pamięci. Cholera, nie znoszę takich
niedokończonych spraw. Okej, w tym momencie obiecuję sobie, że spróbuję z nią
pogadać w tym tygodniu. Może chociaż ona zechce mnie wysłuchać.
Gaszę papierosa, bo znajduję się tuż przed szkołą. Niestety,
koniec refleksji. Czas wejść do tego pieprzonego budynku, gdzie wszyscy mają
mnie gdzieś…
Pierwsza lekcja – angielski. Wchodzę na drugie piętro i idę w
kierunku sali. Cholera, nie pamiętam, czy wziąłem książkę, a nauczyciel mnie
nie znosi, więc na pewno będzie robił problemy… Obracam się, chcąc otworzyć
torbę i sprawdzić. Nie patrząc przed siebie, idę dalej, jednocześnie szarpiąc
zamek. Nagle wpadam z impetem na kogoś. Jego książki lądują na podłodze, moja
torba też.
- Patrz, jak łazisz, kretynie – dobiega mnie głos z tym
charakterystycznym akcentem…
- Mike… - w tym momencie tak wiele chciałbym powiedzieć, ale
nie potrafię, nie mam na to czasu, nie wiem, od czego zacząć.
On tylko spogląda na mnie zimnym spojrzeniem, podnosi rzeczy
i idzie dalej. To było takie… sztuczne. Osoba, z którą dobrze się dogadywałem,
która w przeciągu dwóch tygodni zdołała mnie dobrze pozać, teraz lekceważy mnie
w ten sposób. A wszystko przez jeden wieczór, jedną kłótnię i o kilka słów za
dużo… To jest naprawdę dobijające. Jak jeden mały fakt może tak bardzo wpłynąć
na nasze życie… Ale nie poddam się tak łatwo. Chcę to wyjaśnić. Przecież nie
będzie cały rok tak, że trafiając na siebie, nie będziemy się odzywasz, a nawet
jeśli, to będą to jedynie kłótnie i wyzwiska. To tylko kwestia czasu, ale
zdołam odbudować naszą więź. Choćbym miał chodzić za nim dzień w dzień,
prosząc, by mnie wysłuchał…
Mike ty chamie! :( pogódź się z nim no!
OdpowiedzUsuńOk. Zdziwiła mnie reakcja gosposi, bo jak dla mnie, trochę zbyt łatwo przeszla z tym do porządku dziennego. W sensie, może nie jest to informacja o śmierci, ale dla kobiety w takim wieku, pewnie było to niemałym zaskoczeniem.
OdpowiedzUsuńA Mike zachował się jak palant i wiem, że sie powtarzam, ale tak zrobił. No bo mógł się nie odezwać! Ale nie, chciał pokazać nie wiadomo co ;/ Przywaliłabym mu.
No ale ogarniam się, bo ostatnio nie stać mnie na nic, co można by w miare normalnie zrozumieć i znaleźć w tym jakąś spójność. Rozdział oczywiście świetny, chociaż tak jak mówiłam wyżej, niektóre momenty zaskakują inne wkurzają. Ale życzę weny i czasu wolnego, żebyś mogła pisać :D
strasznie mi szkoda Chestera, o widać, że Mike jest mu bliski, a jak się zachowuje... mam nadzieję, że tym razem znów będzie szczęśliwe zakończenie, w co jednak do końca nie chce mi się wierzyć, więc po prostu liczę na jakąś Bennodową akcję :> cieszę się, że Maria akceptuje ich związek, przynajmniej wszyscy się od razu nie odwrócili od Chaza. cieszę się, że jednak to napisałaś i liczę, że Twoja chęć powróci i przyniesie niedługo coś nowego :3
OdpowiedzUsuńKroootko. :c podoba mi się ten rozdzial, Jake jest swietny, naprawdę i ma dobra gadane ;d
OdpowiedzUsuńa dla mnie reakcja gosposi jest ok, to w koncu Stany, tam pary homoseksualne sa na porzadku dziennym, a z drugiej strony mogla być tak bardzo w szoku, że srednio do niej cokolwiek docieralo. ;d
A Mike to skurwiel i czekam tylko na to, jak Chester bedzie mial dosyc i przyszpili go to szafki w szkole i mu zajebie. Serio, niech on mu zajebie, bo Shinodzie się w glowce popierdolilo.
Maria jest prześmieszna, ale cieszę się, że jednocześnie taka tolerancyjna.
OdpowiedzUsuńJake jest zajebisty, potrafię sobie wyobrazić, jak urabia tą biedną gosposię tą minką... słodko!
A Shinodzie coś się w głowie poprzestawiało, osiołek nie widzi, co narobił. Liczyłam na to, że może w końcu się ogarnie i zaakceptuje taki stan rzeczy, jaki jest.
I jedna uwaga: nie ma takiej opcji, żeby Chaz się kajał przed Mike'em, to jego decyzje i jego życie.
Mam nadzieję, że chęć do pisania szybko ci wróci, bo ten rozdział jest świetny. Naprawdę!
Ufff, całe szczęście z tą Marią... :P Dobra kobieta, dobrze, że Chaz ją ma. A co do tego Mike'a... to smutna historia:( Mam nadzieję, ze odbudują przyjaźń. Życzę weny i nie zawieszaj bloga!
OdpowiedzUsuńZa krótkie :'( Chce więcej...Jak dla mnie to za krótki byłyby nawet wszystkie rozdziały połączone w jedno.Kurde, dziewczyno, nie moja wina, że masz taki talent. Prawie za każdym razem wzruszam się, czytając to opowiadanie. No i oczywiści cieszę się, że Maria jest spoko i się nie wygada, chociaż nigdy nic nie wiadomo... xD Plus jeszcze Mike...Mam nadzieję, że się niedługo pogodzą, bo nie zniosę dłużej tego...Ogólnie całej sytuacji. Liczę na szybkie dodanie nexta :D
OdpowiedzUsuńNie miej takiej niskiej samooceny ! Rozdział bardzo mi się podoba. Mogłabym się przyczepić tylko do tego, że jest trochę krótki ;) Ale to nic. Mam nadzieje, że kolejne będę dłuższe i liczę na szczęśliwe zakończenie :D
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Chaz'a :c I cham z tego Mike'a, mógłby choć trochę zluzować. Tak jak Maria xD Błagam, niech w końcu się pogodzą ^_^
Nie zawieszaj bloga, proszę ! Jeden z najlepszych jakie czytam i chyba bym nie przeżyła, gdybyś przestała pisać. Pozdrawiam i życzę duuużo weny ! :)
Z reguły aż takiej niskiej nie mam, jednak ten rozdział uważam za słaby. Więc dziękuję za miłe słowa :D Myślę, że nie zawieszę, bo za bardzo lubię pisać. Ewentualnie rozdziały będą się pojawiać nieco rzadziej.
Usuń/QA
W końcu mam czas na skomentowanie! Dobrze, że Maria zrozumiała Chestera i nie ma nic przeciwko jego związkowi z Jakiem, aczkolwiek z opowieści koleżanek i kolegów o odmiennej orientacji seksualnej wiem, że starsze osoby nie akceptują tego tak szybko.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wkrótce Mike przejrzy na oczy i zrozumie, że Chester jest kimś ważnym w jego życiu, że bardzo mu na nim zależy. Może po prostu musi się z tym pogodzić? Może będą razem? Obyś wybrała drugą opcję, w końcu ma być to Bennoda! :D
I przepraszam, że dopiero teraz komentuję, nie miałam na to czasu...
Jajebie, ale Mike to chuj, wiem, że już to mówiłam, no ale jenyyy, jak tak można? O co mu w ogóle chodzi, nie czaje czemu go tak traktuje, albo ma nierówno pod sufitem, albo coś ukrywa, nie wiem xd I czekam na kolejne rozdziały, żeby się dowiedzieć.
OdpowiedzUsuńZaskoczyła mnie reakcja Marii - to fakt, ale też ucieszyła, że Chester ma kogoś, kto w jakiś tam sposób go wspiera i daje oparcie.
Jake też jest absolutnie boski, ale ja też chcę trochę Bennody, dlatego czekam, aż ten Mike się w końcu ogarnie -.-
I nie pieprz, że rozdział na siłę - okej, może i na siłę go pisałaś - ale jak dla mnie to i tak jest świetny, cudowne opisy, po prostu trafiają prosto w serce ;d
Pozdrawiam, przepraszam, że dopiero teraz, ale trochę na głowie było.
Bennoda, zapraszam! ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy (tak, to chyba jakiś cud Oo) xd
OdpowiedzUsuń[i-am-about-to-break]