czwartek, 18 października 2012

In The End: Rozdział XVI

I jestem z ostatnim rozdziałem... Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodę zakończeniem. Zapraszam do czytania.


_______________________________________________________________


   Nieważne, gdzie bym poszedł. Nieważne, gdzie bym się znalazł. Nieważne, do kogo bym się zwrócił… Zawsze będę sam. Biegnąc przed siebie. Bez sił. Bez tchu. Bez wiary. * Bez niczego. Całkiem sam. Z całą swoją nienawiścią do ludzi i świata. Z bólem i wyrzutami sumienia za wyrządzone krzywdy i błędy przeszłości. Tylko ja i moje własne piekło. 
   Przebiegam kolejny kilometr, nie zważając na zmęczenie, słabość organizmu. To pomaga  mi się dobić jeszcze bardziej, więc nie sądzę, że istnieje powód, dlaczego miałbym przestać. To co widzę… Opuszczone domy, brudne i  dzikie dzielnice nędzy. Nie ma dla nich nadziei. Zawsze będą nic nie warte. Tak jak ja.  Idealny krajobraz.
   Nie ma na tym świecie słów, które potrafiłyby zdefiniować teraz to, co przeżywam. Nie ma niczego, co mogłoby mi pomóc. Żyję ze świadomością, że tak naprawdę nie mam po co żyć.
   Zadając sobie pytania, co się stało ze szczęśliwym człowiekiem z kochającą  rodziną u boku i wielką karierą, biegnę dalej. Znalazłem swój cel, do którego muszę dotrzeć. Cała furia i nienawiść – to one tak naprawdę znalazły go. Ja  teraz tylko podążam kierowany ślepymi uczuciami, by  zrealizować swoje plany.

* * *
   Cały rozdygotany, niewyobrażalnie zmęczony i trzęsący się z zimna wbiegam do domu. Nie obchodzi mnie, jak się czuję. Gdy sobie coś postanowię, nie ma dla mnie żadnych przeszkód.
   Lecę do sypialni z niewyobrażalną prędkością, rzucając się na podłogę obok komody. Otwieram szufladę i nerwowo wyrzucam z niej całą zawartość. Przeglądam stek papierów, przerzucam kartki, dokumenty, stare gazety, aż w końcu znajduję to, czego szukałem. Chwytam gazetę i przekartkowując ją szybko, zatrzymuję się na pamiętnej stronie 12. Tak! Mam informację, która była mi potrzebna. Rzucam magazyn na podłogę, nie zważając na panujący w pokoju harmider. Przechodzę przez korytarz, uważając by nie natknąć się na odłamki szkła, które oczywiście nie są jeszcze posprzątane. W pośpiechu biorę jeszcze tylko pieniądze i wybiegam z mieszkania. A moim celem jest nic innego, jak tylko odnalezienie niejakiej Dolores Jackson.   Kobiety, przez którą moje życie stało się piekłem.
* * *
- Dobry wieczór. Czy zastałem panią Jackson? – niewinnie pytam, stojąc w progu bordowej i staroświeckiej kamienicy.
  Zza grubych oprawek od czarnych okularów spogląda na mnie kobieta średniego wzrostu. Ma około pięćdziesięciu lat, jednak sprawia wrażenie młodszej. Pofarbowane jasnobrązowe włosy opadają bezwiednie na jej kościste ramiona. Wygląda na spokojną i życzliwą kobietę.
  Jednak to tylko pozory.
- Tak, to ja – odpowiada zdziwionym głosem. – O co chodzi?
  Nie wiem, jak zacząć. W zasadzie w tej chwili nie jestem już na tyle pewien swojej decyzji o odwiedzeniu jej. Naciągam jeszcze bardziej kaptur na głowę, by mieć pewność, że nie rozpozna mnie. Przynajmniej w tym momencie… 
  Po około trzydziestu sekundach martwej ciszy słowa jakby same wypływają ze mnie. Ze środka. To moje wnętrze – zranione uczucia, zniszczona psychika – to w tym momencie one przejęły kontrolę.
- Zniszczyłaś moje życie – mówię rozdygotanym głosem, jednak z każdą chwilą nabieram pewności. – Ty pieprzona suko! Zniszczyłaś moje życie! –Powtarzam, a wydaje się jakby to było echo.
   Jestem coraz bardziej wściekły. Skoro już tu dotarłem i spaliłem za sobą wszystkie mosty,  to nie mam nic do stracenia. Trzeba zakończyć tę sprawę raz na zawsze. Dość brutalnie szarpię kobietę za rękę, wyciągając z mieszkania i zamykam za nią drzwi z  impetem. Ściągam kaptur i spoglądam kobiecie głęboko w oczy. – Miałem cudowne życie. Sławę, pieniądze, prestiż… Wiesz co? W tej chwili to nawet nie ma znaczenia. Ale przede wszystkim miałem u boku mężczyznę, którego kocham całym swoim sercem. A teraz?! Zostałem bez niczego, rozumiesz?! Odebrałaś mi to wszystko!
 - Człowieku! Dziwisz się?! I w ogóle jak śmiesz przychodzić do mnie, wyrzucając mi, że zniszczyłam twoje życie. Obudź się w końcu! Nie jesteś jakimś cholernym królewiczem! I zrozum, że to ty zamieniłeś moje życie w koszmar. Przez ciebie mój syn mógł zachorować! Mógł nawet umrzeć! A ty… Ty, pieprzony egoista, dbałeś tylko o siebie! Chciałam ci nawet dać szansę na wytłumaczenie. Wysłałam tę durną kartkę. Wiedziałeś, że twój sekret się wydał…  Wiedziałeś, że ktoś inny też zna tę tajemnicę. A jednak. Zignorowałeś to. Nie wykorzystałeś swojej szansy na godne przyznanie się – okazuje się, że myliłem się w stosunku co do niej. Teraz widzę, że ma niezwykle silną osobowość, jest waleczna i odważna. -  Jesteś zwykłym tchórzem. Kłamcą. Jesteś nikim. I sam sobie zniszczyłeś życie! To wszystko jest twoją winą, zrozum to wreszcie! – wykrzykuje rozdygotana kobieta.
  W tym momencie tracę panowanie nad sobą. To już za wiele… Nie pozwolę sobie na takie traktowanie! Złość. Gniew. Furia.
- Odpierdol się ode mnie, dziwko! – krzyczę i nie kontrolując siebie, daję kobiecie w twarz.
  Ona upada. Strużka krwi spływa wzdłuż przeciętej wargi. Zaczyna płakać.


 * * *
  Cholera jasna! Dopiero po chwili uświadamiam sobie, co zrobiłem. Nie wierzę po prostu. To już nie jestem ja… Stary Chester by tego nie zrobił. Nigdy. Osoba chora psychicznie, która nie potrafi się kontrolować i zapanować nad sobą, zrobiłaby.
   Nie jestem wstanie zrozumieć i zaakceptować osoby, którą się stałem. To nie jestem ja…
No one will ever change this animal I have become
Help me believe it's not the real me
Somebody help me tame this animal
(This animal, this animal)
I can't escape myself
(I can't escape myself)
So many times i've lied
(So many times i've lied)
But there's still rage inside
Somebody get me through this nightmare
I can't control myself
   Muszę stąd uciec. Jak najprędzej. Jak najdalej. Po raz  ostatni spoglądam na Dolores. Nie zapomnę tego widoku do końca życia.

***

  Rozglądam się nerwowo w poszukiwaniu Jake’a. Mam. Przeraźliwie chudy i niski dwudziestoośmioletni mężczyzna opiera się o czerwony murek na rogu ulicy. On także sprawia wrażenie przestraszonego. W końcu to nie dziwne… jego profesja łączy się z takimi emocjami. Rozglądając się, czy nikt nas nie obserwuje, podbiegam do niego,. 
- To co zwykle – mówię sucho, wyciągając portfel z kieszeni.
- Chester… milion lat cię nie widziałem, człowieku! Myślałem, że wyszedłeś z tego gówna, a jednak…
- Zamknij się,  Jake. Odwal się, nie płacę ci za gadanie.
- Jak widać ćpun na zawsze pozostanie ćpunem… - szepcze pod nosem, jednak zdołałem usłyszeć te słowa.
  Wręczam mu banknot pieniężny, biorę towar i bez odpowiedzi wychodzę z ciemnej uliczki, chowając w pośpiechu małą torebeczkę, by nikt jej nie zauważył. 
  Mój cel – opuszczona speluna pod Los Angeles. W młodości bywałem tam często, co prawda było to dawno temu, jednak liczę, że nic się nie zmieniło.
  Wsiadam do metra i po czterdziestominutowej drodze jestem już na miejscu.
  Nie myliłem się… wszystko pozostało bez zmian. Powybijane okna, kolorowe graffiti rozciągające się wzdłuż całej ściany, obdrapany cynk. Krajobraz niczym po wojnie. Po prostu obraz nędzy i rozpaczy.
  Przeciskam się przez jedno z wybitych okien i wchodzę do środka. Znajduję sobie miejsce gdzieś pomiędzy rumowiskiem a pozostałościami po ladzie od baru. Rozkładam się na podłodze i powoli wyjmuję niezbędne rzeczy. Towar, igła, strzykawka, opaska uciskowa. Idealnie. 
  Nie obchodzi mnie, jak bardzo starałem się rzucić nałóg. Ile mnie to kosztowało. Mam to gdzieś. Jedyne czego teraz potrzebuję… Jedyna rzecz, która jest w stanie mnie wyzwolić, to heroina.
  Podwijam rękaw i drżącymi rękoma przygotowuję strzykawkę. Wbijam ją głęboko w żyłę. Bolesny sposób, jednak najskuteczniejszy. Narkotyk dostaje się bezpośrednio do krwiobiegu. Efekt nastąpi za jakieś piętnaście minut.
  Siedzę otępiały i wpatruję się w sufit… Czuję, jak heroina wypełnia mnie po brzegi. Stopniowo dotyka każdej komórki ciała. 
  Ale… coś jest nie tak. Po dwudziestu minutach zamiast zwyczajowej euforii, pewności siebie, pojawia się… lęk, strach, paranoja.
  Spoglądam na swoje ręce, dotykam twarzy, przebiegam palcami po ustach, kościach policzkowych. Stroszę włosy. Czuję dotyk. Swój dotyk. Jednak duchem… jestem jakby gdzie indziej. Jak bym był więźniem własnego ciała. Nie czuję go. Nie czuję, że należy do mnie…
  Nie wiem, co się dzieje. Nie jestem sobie w stanie przypomnieć, jak duża była działka. Nie jestem w stanie myśleć. Egzystuję niczym robot. Jedynie pusta materia, która nie rozumie tego, co dzieje się wokół…
  Moje serce… Ono bije coraz szybciej. Wdech-wydech-wdech-wydech. Ledwo łapię oddech. Nie robię jednak tego miarowo. Chwytam wielkie hausty powietrza. Jakby każdy wdech miał być tym ostatnim. Przez moje ciało zaczynają przebiegać drgawki. Czuję się źle. Naprawdę źle. Nie tak miało być… Miałem po prostu wyzwolić się na choćby na moment, poczuć radość, zapomnieć o problemach… A na czym kończę? Na poczuciu nicości. Na braku kontroli nad sobą i swoim ciałem. Nie rozumiem, co się dzieje.
  Mimo że nie czuję bólu fizycznego, ani psychicznego… łzy spływają po mojej twarzy. Zaczynam się kiwać, płacząc, chowam twarz w dłoniach. Nie czuję nic… Chyba to moje wnętrze, ten duch, który gdzieś w głębi serca wie, jak wiele stracił, jakim człowiekiem się stałem, rozpacza i woła o pomoc.
  Nie potrafię zrozumieć, dlaczego… Dlaczego to wszystko spotkało właśnie mnie!
  Płacz przerodził się w szloch… Drgawki w lekkie konwulsje. Nie dość, że wnętrze odmawia mi posłuszeństwa, teraz jeszcze ciało. Nad nim też tracę panowanie.
  Nadal źle się czując, wstaję i ruszam przed siebie. Kurczowo chwytam się ściany, by zapobiec przewróceniu się. Staram się pooddychać miarowo i uspokoić się, by odzyskać równowagę. 
  Gdy osiągam to, po prostu daję się ponieść nogom. Wychodzę ze speluny i wkraczam na ulicę. Niczym cień snuję się po jezdni. Z oddali widzę most. Zaczynam biec. 
Biegnę prosto w ogień już czule witam się
I nie zatrzymuj mnie
To już postanowione
Ja sam tak z siebie
Sam tak jak zrywa się wiatr
Sam tak z siebie
Bo sam człek nic nie jest wart
  Wchodzę na barierkę. Spoglądam na otaczający mnie krajobraz. Jest idealnie. Wiem, że dzikie plaże Los Angeles będą ostatnim, co w życiu zobaczę. Chcę zapamiętać ten widok. Nigdy nie doceniałem jego prostoty i nieokiełznanego piękna. Doceniamy to, co nas otacza, dopiero wówczas gdy to tracimy. Taka jest smutna prawda. 
  Łzy ponownie napływają mi do oczu. Biorę głęboki wdech świeżego powietrza. Nie ma odwrotu, co postanowiłem, to uczynię… 
  Stoję na krawędzi. Na krawędzi życia i śmierci. Jeden krok dzieli mnie od wiecznej przepaści. Skoro straciłem wszystko, zagubiłem sens życia i gdzieś po drodze zatraciłem siebie… Nie mam po co żyć. Nie ma powodu, dla którego Chester Bennington miałby chodzić po ziemi. Nikt mnie nie kocha. Nikt o mnie nie dba. Nikomu na mnie nie zależy. Samotność, pustka, a jednocześnie ból i gniew zawładnęły mną. To one kierują mnie na przód.
  Powoli zamykam oczy, wiedząc, że już nigdy ich nie otworzę... A ostatnim obrazem, jaki się przed nimi pojawia to roześmiany Mike.
  I robię jeszcze jeden krok.  Ten ostatni… 
  I spadam.
 _______________________________________________________________ 
Nie pytajcie, dlaczego nie zrobiłam szczęśliwego zakończenia. Po prostu nie. Jestem osobą, która preferuje dramatyzm i tragizm. Od pierwszego rozdziału wiedziałam, że tak właśnie się zakończy to opowiadanie. I w dodatku, ale już nie zagłębiając się w moje życie, powiem tylko, że zdarzyło się dzisiaj dla mnie coś bardzo przykrego. To po części też wpłynęło na styl.
No ale okeeej. Mimo że pisałam już w "Informacji" kilka słów na ten temat, to muszę to zrobić jeszcze taz... DZIĘKUJĘ WAM. Bez was nie miałabym motywacji do pisania. I dziękuję też za te wszystkie komentarze tutaj, na facebook'u i twitterze. Pisanie bennody było świetną przygodą. :)
I ostatnia prośba - proszę o szczere komentarze, co sądzicie, nie tylko o tym rozdziale, ale też o całym opowiadaniu.

18 komentarzy:

  1. o bożeeeee..nie spodziewałam się tego!!
    biedny Chaz...

    OdpowiedzUsuń
  2. Już się zdążyłam pogodzić z tym, że to zakończenie nie będzie szczęśliwe, no i nie jest, haha. Pomimo to bardzo mi się podoba, wyjaśniłaś pewne rzeczy tak na sam koniec, super. Mam nadzieję, że będziesz pisać dalej, bo jestem bardzo ciekawa twoich pomysłów i naprawdę przyzwyczaiłam się do twojego opowiadania przez tych kilka miesięcy. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jasna cholera, wiedziałam, że na koniec będe ryczeć, no i jak debil siedze przed komputerem i rycze. Spodziewałam się takiego końca... ale napisane jest tak, że po prostu nie umiałam się opanować.
    Całe opowiadanie bardzo mi sie podobało, gdzieś w połowie było już tak słodkie, że potrzebowało takiej masakry na koniec. Ze skrajności w skrajność, ale to był dobry zamysł:) Zdążyłam sie przyzwyczaić, że to czytam, tak więc licze, że coś jeszcze napiszesz.
    In The End, miło mi było :)

    pozdrawiam, bluemonster:)

    OdpowiedzUsuń
  4. No i też ryczę... DLACZEGO? :C
    Kocham jak piszesz, Twój styl i te opisy. I wszystko. Pisze dalej, proszę :D
    Jestem po prostu teraz w takim stanie, że nie umiem wymyślić nic sensownego do napisania ;p
    Dziękuję Ci, że stworzyłaś to opowiadanie <3
    Jak coś to wiesz gdzie mnie szukać ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak jak wiele razy podkreślałam emocje które wywierasz doborem słów, powoduję ze stałam się na jakiś moment Benningtonem. Sama zamknęłam oczy i zobaczyłam Shinodę, tak strasznie się wczułam, że... aż zaczęłam drżeć. Nie potrafię określić dokładnie czym ty to robisz. Wiedziałam, że go zabijesz, ciekawe co byłoby dalej, może zastanowisz się nad Prequelem? Chociaż 1 część, tak cholernie proszę! xD Uzależniłam się <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm.. Prequel raczej sobie odpuszczę, ale w sumie zastanawiam się nad stworzeniem czegoś z perspektywy Mike'a... Jak on odebrał tą sytuację, np. gdy dowiedział się o jego śmierci... Bo w sumie opowiadanie samo w sobie zakończyłam, ale tak myślę, że może jak znajdę czas, to napiszę coś takiego.

      Usuń
  6. a ja pożałowałam jeszcze, że Shinoda nie stał tam gdzieś na dole i nie patrzył na tego Chestera.

    ujawniła się natura potwora, przepraszam, już się zamykam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana...to było coś świetnego! Dziękuję za to opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziś mam wyjątkowo podły humor i cały dzień zbierało mi się na płacz, a teraz to!
    Ja, szczerze, nie spodziewałam się takiego zakończenia, ciągle miałam nadzieję na - może nie do końca, ale jednak - szczęśliwe zakończenie. Albo chociaż pół-na-pół. No, ale to Twoje opowiadanie ;)
    Już nie mówię o jakimś cukierkowym zakończeniu, ale...
    Jakoś nie za bardzo przepadam za nie happy-end'ami i dramatami.
    Od czasu do czasu zdarzy się, że tak, ale ogółem wolę coś, hm... Z nadzieją.
    Jednak to nie zmienia faktu, że rozdział jest napisany genialnie.
    Po prostu... Czytałam ze łzami w oczach. Na końcu po prostu skapywały na klawiaturę.
    Cudownie napisany.
    Z resztą jak całe opowiadanie. Wielka szkoda, że to już koniec, dzięki niemu i dzięki Tobie założyłam swojego bloga, więc powinnam Ci serdecznie podziękować za te wszystkie szesnaście rozdziałów. Przeżywałam każde zdarzenie wraz z bohaterami, dzieliłam emocje, uśmiechy no i nawet łzy.
    Coś niesamowitego.
    Na prawdę. Nie ma słów, żeby to opisać.
    Jeszcze raz, to ja dziękuję za to opowiadanie i za tą historię - mimo strasznie smutnego zakończenia. Do tej pory mam łzy w oczach.
    Mam tylko jedno pytanie.
    Nie myślałaś, żeby napisać jeszcze jeden - ostatniecznie ostatni - rozdział opisujący reakcje chłopaków, całego Świata i przede wszystkim Mike'a na wieść o śmieci Chester'a? Szczególnie chodzi mi o Mikey'iego.
    Ehh, na prawdę mi szkoda, że to juz koniec. Mam tylko nadzieję, że za jakiś czas, znajdę informację na blogu, że zaczęłaś coś nowego, albo może jakiś oneshot.
    Jeszcze raz strasznie Ci dziękuę, na prawdę.
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że ten koniec to tylko początek ;3
    Devonne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Baaardzo dziękuję. I cieszę się, że założyłaś tego bloga, bo świetnie piszesz. :)
      Myślę, że napiszę coś takiego jednak... Ale ujmę to jakoś inaczej, znaczy będzie należeć do opowiadania "In The End", ale no nie do końca... Coś w stylu epilogu. A zresztą zobaczycie. Bo faktycznie myślę, że trzeba dokończyć pewne sprawy, a nawet mam mały pomysł jak zareaguje Mike i w ogóle.
      Też pozdrawiam i jeszcze raz dzięki <3

      Usuń
  9. domyślałam się, że końcówka będzie tragiczna, ale nie aż tak o.o chociaż, kiedy przeczytałam o "zrealizowaniu swoich planów", pomyślałam: oby tylko się nie zabił. i kiedy poszedł do tej kobiety, miałam jeszcze odrobinę nadziei, ale później ten koniec ;c teraz czekam na rozdział według Mike'a, oby tylko całe In The End nie zakończyło się podwójnym samobójstwem! ;o tak na marginesie, to uważam, że najlepszym sposobem na pozbawienie siebie życia jest właśnie skok z mostu. nie żebym miała takie myśli, po prostu tak mi się wydaje ;d
    nie będę się powtarzać i znów pisać, co sądzę o tej Bennodzie, Ty dokładnie wiesz, że ją uwielbiam ;3
    no i na zakończenie - mam nadzieję, że kolejne opowiadanie będzie takie świetne jak to ;> pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. fajnie, że jest tragiczne zakończenie chociaż jakoś w głębi serca wierzyłam, że wszystko sie jakoś ułoży.. hm. okay, po przeczytaniu (a zrobiłam to o 2 w nocy.. niech żyje bezsenność!) nasunęło mi się jedno pytanie: skoro Chester sie zabił, to kto opowiedział tę historię? Nigdy tego nie mogę zrozumieć, jak ktoś, pisząc opowiadanie w pierwszej osobie, zabija głównego bohatera, którego to oczami było pisane.. przepraszam, czepiam sie, ale... zawsze mnie to nurtuje ^^ ogólnie, to już wypowiedziałam sie na temat tego opowiadania i na koniec jeszcze dodam, że cieszę sie, że poświęciłam jednego dnia tej historii tyle czasu, bo naprawdę było warto (: czekam z niecierpliwością na kolejne opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz za co, już tłumaczę, jak ja to widzę. A więc - pisane to było w czasie teraźniejszym. Tak jak zaczęłam pierwszy rozdział od czegoś w stylu: "Stoję na scenie" tak skończyłam na: "Spadam". Dlatego wszystko co się działo, działo się tu i teraz. Chester jako pierwszoosobowy narrator, nie wiedział, co go spotka. A jeśli chodzi o samą końcówkę, tuż przed samobójstwem, to zamysł był taki, że gdy już stanął na tym moście, odzyskał kontrolę nad własnym życiem, ale zrozumiał, że nie ma innego wyjścia, że nie ma po co żyć i zabił się. Ale to była decyzja świadoma. Wszystko, co się tam działo on jeszcze komentował. Chodzi mi o to, że jak było z tym że robi ten jeszcze jeden ostatni krok i spada. On to wiedział, bo póki żył (a w momencie podjęcia decyzji o rzuceniu się z mostu i wykonaniu tego ostatniego i decydującego kroku jeszcze miał świadomość. Bo przynajmniej ja sobie to tak wyobrażam, że chcąc się zabić, w tej ostatniej chwili wiemy, na co się decydujemy. A w momencie spadania urwałam, bo to jeszcze był w stanie czuć. Bo najpierw chciałam napisać: "A potem nie było już nic." Czy coś takiego, ale to byłoby nielogiczne jako pierwszoosobowa i teraźniejsza narracja. Uff, dobra. Mam nadzieję, że mniej więcej wiesz, o co mi chodziło. :D

      Usuń
  11. Brakuje mi czegoś. Nie wiem... Miło by było, gdybyś jeszcze napisała epilog, jak po tym wszystkim czuje się Mike albo zespół. O. Ale tak czy inaczej, szkoda, że to już koniec. To była pierwsza bennoda, jaką czytałam. DZIĘKUJĘ ♥

    OdpowiedzUsuń
  12. Ok, biore sie w koncu za komentarz, nareszcie. :)
    Na poczatku chcialam napisac, ze zaskoczylas mnie z tym zakonczeniem, ale zdecydowanie pozytywnie, zeby nie bylo. Myslalam, ze bedzie happy end, ale tak naprawde to bardziej pasuje mi taka opcja, pokazalas, jakie zycie jest do dupy i, ze nie zawsze uklada sie po naszej mysli. Chester chwilami w tym rozdziale zaczynal mnie przerazac, widac bylo, jak bardzo zniszczyla go ta cala sytuacja, jak bardzo nie mogl sobie z nia poradzic, ze przestal panowac nad samym soba, ze to wszystko go przeroslo. Zwlaszcza, jak uderzyl te kobiete, ktora napisala artykul. Mimo wszystko miala racje, to byla jego wina, chociaz z drugiej strony, gdyby nie byl osoba publiczna, to pewnie wszystko rozeszloby sie po kosciach, bo tak naprawde mlody zgodzil sie na ten seks, a nie byl to gwalt. Ten moment, kiedy Chester kupuje narkotyki, bierze je, a potem idzie na most... to bylo strasznie emocjonalne, smutne, przygnebiajace. Ciezko mi zebrac w logiczne zdania to, co chce C napisac, wiec moj komentarz moze byc troche niejasny, ale mam nadzieje, ze najwazniejsze zrozumiesz - piszesz wspaniale. Naprawde, rzadko kiedy mozna trafic na tak dobre opowiadanie.
    I tak jak dziewczyny pisaly fajnie byloby gdybys dopisala epilog z perspektywy Mike'a. Jestem ciekawa jaka bedzie jego reakcja, przeciez zginal czlowiek, ktorego kochal, musi mu byc naprawde z tym ciezko, na pewno obwinia siebie o to samobojstwo...
    Mysle, ze to opowiadanie nie jest taka zwykla krotka bennoda. Ono pokazuje, jak latwo jednym glupim bledem zniszczyc sobie zycie. I ze warto pomyslec o konsekwencjach tego, co robimy.
    Naprawde, jest to jedno z opowiadan, ktore na dluzej zapadna w moim sercu.
    Czekam na epilog, a potem na nowa historie, bo nie wyobrazam sobie, zebys mogla przestac posac, naprawde. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Informuję, że dodałam nowy rozdział, więc jeśli masz ochotę to zapraszam serdecznie ;d
    Pozdrawiam,
    Devonne.
    [i-am-about-to-break]

    OdpowiedzUsuń
  14. Już kiedyś czytałam twoją Bennodę, później nie wiedzieć czemu przestałam, ale teraz będę musiała nadrobić :)) Przeczytałam ten rozdział i naprawdę się poryczałam ... Biedny Chaz :c No ale cóż ... Ech ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. Chazy [*] Przeczytałam całą twoją Bennodę, i muszę ci powiedzieć że jestem fanką, tak dobrej Bennody nie czytałam, nic tak dobrego nie czytałam ;) mam nadzieje że jeszcze kiedyś do niej wrócisz bo jest świetna !! ♥

    OdpowiedzUsuń