wtorek, 23 października 2012

In The End: Epilog

Ale jestem niesłowna. Gadam ciągle, że koniec, bla, bla, a potem kilka osób prosi i tak piszę dalej. Ale tym epilogiem naprawdę kończę opowiadanie "In The End". Mimo że było to niesamowite przeżycie, jak pisałam wcześniej, wszystko się kiedyś kończy...
A, jeszcze coś! Rozdział dedykuję Agnieszce - @Dark_Noddy za nowy wygląd bloga. I za stary też. W sumie to dzięki niej ten blog jakoś funkcjonuje. :D I @turquoisesmoke za pomoc.
No i dla wszystkich, którzy to czytali. Mam nadzieję, że dotrwacie też do kolejnej bennody.
Pozdrawiam, QA.


_______________________________________________________________


 Biorę głęboki oddech. Zaraz przyjdzie pora na mowę pożegnalną.  Nie lubię pogrzebów, naprawdę. Rozumiem , że zmarłej osobie należy oddać cześć i całkowicie popieram to, ale… atmosfera, ludzie i całokształt… To wszystko jest takie dobijające. Sam fakt, że znaleźliśmy się wszyscy tutaj jest dobijający… Śmierć, mimo że wiemy, iż każdego z nas spotka, zasmuca nas. Uderza od wewnątrz… Niezależnie, czy jest to ktoś kogo kochamy, czy nawet nasz wróg. Śmierć zawsze boli. Boli też strach przed nią.


Okej, Mike, uspokój się. Nie czas na rozmyślania. Za chwilę masz wygłosić przemowę. Nerwowo przygładzam czarny dopasowany garnitur i wstaję. Ludzie obserwują mnie bacznie, gdy wchodzę na podest. Rozglądam się i ze wzruszeniem stwierdzam, jak wiele osób przyszło na pogrzeb. Z tyłu stoi kobieta. Ubrana w aksamitną czarną sukienkę do ziemi i obcasy. To Talinda. Przyszła pożegnać się ze zmarłym po raz ostatni. W pierwszych rzędach – rodzina i przyjaciele. Brad uśmiecha się do mnie smutno, chcąc dodać otuchy, gdyż wie, jak ciężkie to jest. Dzieci Chestera płaczą. Nie rozumieją w pełni tego, co dzieję się dookoła nich, jednak cicho łkają, gdyż w głębi serca wiedzą, że nie jest dobrze.
Mógłbym długo wymieniać… Są tu po prostu wszyscy, którzy powinny się tu znaleźć.
Czekam w skupieniu chwilę, by ludzie zwrócili swoją uwagę i by zapanowała cisza.
- Znaleźliśmy się tutaj, aby pożegnać bliskiego naszym sercom człowieka. Męża, ojca, artystę… Wszyscy razem, pogrążeni w rozpaczy, jednocząc się w bólu, oddajmy mu cześć – wszystkie oczy skierowane są w moją stronę.  Ludzie są ciekawi, co w związku z zaistniałą sytuacją powiem. I wtedy coś zrozumiałem. Jak wielkim głupcem byłem przez cały ten czas…Odkładam notatki na bok i kontynuuję. – Miałem napisaną mowę. Siedziałem nad nią kilka godzin, chciałem, by była idealna. Idealnie dopasowana do sytuacji. Jednak w tej chwili zrozumiałem coś ważnego… Nie może przemawiać przeze mnie logika, rozum. A serce. Dlatego, nie zważając na napisaną przemowę, powiem wam coś od serca. Coś szczerego.
Wielu z was dziwiło się, że jestem tutaj. Nawet że zdecydowałem się powiedzieć kilka słów. Ale dlaczego? Co dziwnego jest w tym, że przyszedłem i chcę się godnie pożegnać z moim mężem? Owszem, mimo jego pomyłek, zagubienia, naszych kłótni… on nadal jest moim mężem. I kocham go – te słowa same wypłynęły z moich ust. Dopiero teraz… dopiero po jego śmierci zdałem sobie sprawę, że nigdy nie przestałem… Głos powoli mi się załamuje, jednak muszę dokończyć. – Kocham go. I nigdy nie przestałem… „W życiu istnieją tylko cztery pytania o podstawowe wartości: „Co jest święte?”, „Z czego stworzona jest dusza?”, „Po co warto żyć?”, „Za co warto umrzeć?” Odpowiedź na każde z nich jest taka sama:
„Miłość”… - Nie. Nie zniosę tego dłużej… Wybiegam z sali, zostawiając wszystkich w lekkim szoku.
Ale nie dbam o to. W tej chwili zrozumiałem coś tak istotnego… Coś, co mogłoby zmienić los człowieka, którego kochałem. Którego kocham. Łzy mimowolnie napływają mi do oczu.
Jeny, Mike! – krzyczę sam na siebie – jak mogłeś być takim idiotą, egoistą niezważającym na problemy najbliżej ci osoby… Tyle myśli przepełnia teraz moją głowę.
Dlaczego zrozumiałem to dopiero teraz? Czy gdybym wcześniej się ocknął, uratowałbym Chestera? Jeśli tak, to co byłoby dalej z naszym związkiem? Czy potrafilibyśmy zapomnieć o przyszłości, a żyć teraźniejszością i cieszyć się chwilą? Tak wiele pytań, a brak odpowiedzi na nie… I nigdy już nie dowiem się niczego na ten temat…
Nawet, w obliczu zaistniałej sytuacji, nieważne  pytanie nasuwa mi się na myśl. Czy nasz zespół – Linkin Park – by nadal istniał? Bo owszem… Brakuje mi tego tak cholernie, ale co zrobić. Bez Chestera – głównego wokalisty – utracił on swoje znaczenie… To już nie byłoby to samo. To tak jakby pisać dalsze części książki pt. „Harry Potter” bez Harry’ego. Nie miałoby to sensu. Zresztą podjęliśmy tę decyzję razem. Kilka dni po śmierci Chestera spotkaliśmy się na próbie i zrozumieliśmy, że zespół nie ma żadnej przyszłości.  Nie trzeba było nawet słów… Każdy wiedział, że ta próba będzie ostatnią.
A świat? Jak ludzie zareagowali na śmierć Chestera Benningtona? Jak zawsze społeczeństwo podzieliło się na grupy. Dla jednych jego dramatyczna śmierć, odkupiła winy i błędy popełnione za życia. Dla kolejnej grupy była istną tragedią. Ci ludzie nie ingerowali w jego życie. Wiedzieli po prostu, że nastąpiło coś strasznego, że umarł znakomity artysta, którego uwielbiali. A ci ostatni – jego śmierć ich po prostu nie obeszła… Jakby był nic niewarty. Po prostu kolejny do doliczenia w zgonach. Zwykła statystyka… o jednego człowieka mniej. I koniec…
Do której grupy należę ja? Odpowiedź jest prosta. Do mojej własnej, indywidualnej. Do takiej, gdzie wybaczono mu jego winy. Do takiej, gdzie przeprasza się za swoje własne pomyłki i nieczułość na cierpienie męża. Do takiej, gdzie zrozumiało się, że kocha się go nad życie…
Ale nie… Stop. Muszę przestać. Co było, nie wróci. Nie ma sensu rozpamiętywać tego, co było. Zwłaszcza, gdy nie ma żadnych szans, że to wróci. Mimo bólu, wylanych łez, całego cierpienia…
Pora się odciąć. Oderwać i nigdy nie wrócić. Zakończyć ostatecznie tę sprawę.

Przeszłość niech na zawsze zostanie przeszłością
 bez tego nie zmierzysz się z teraźniejszością


Dlatego teraz pożegnam się z miłością mojego życia. Ten ostatni raz. Na zawsze.
Spoglądam w niebo – piękne, bezkresne, nieskazitelne i błękitne  niebo.
- Żegnaj, Chester. Kocham cię…
Wypowiadam te słowa i oddalam się.



_______________________________________________________________

Jeeny, zapomniałabym. Cytat w mowie Mike'a - z filmu "Don Juan De Marco". A drugi - piosenka "Kompleksy" Grupa Operacyjna (taa, przeżywałam okres Ania-rap, choć nadal uważam tę piosenkę za genialną).

13 komentarzy:

  1. Woow... Naprawde nie wiem co napisac, wzruszylo mnie to.
    Piekne, zwlaszcza ta mowa Mike'a, to jak sobie uswiadomil, ze kocha Chestera mimo wszystko, ze nawet te bledy, ktore on popelnil nie sa w stanie jakkolwiek wplynac na jego uczucie, ale ze teraz jest juz za pozno...
    Idealne zakonczenie. Ciesze sie, ze jednak to dopisalas, to tak idealnie domknelo to opowiadanie.
    A teraz zostaje mi tylko czekac na kolejna historie. Mam nadzieje, ze sie pojawi.
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  2. ...


    Takie katharsis. Oczyszczenie, po tym wszystkim. Idealne zamknięcie, bez zbędnego sztucznego patosu, dramatyzowania, tragizowania i tym podobnych.
    Kawał dobrej roboty, gratuluje dobrnięcia do końca:)

    By the way, świetna grafika:)

    pozdrawiam BlueMonster:)

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko! Zdecydowanie smutny ale piękny rozdział, po prostu... *brak słów*
    Prawdziwe, życiowe, smutne, cudowne.
    Mam nadzieję, że będziesz jeszcze pisała, chciałbym coś Twojego jeszcze poczytać, genialna jesteś, serio. Wielbię Cię :3

    OdpowiedzUsuń
  4. I dlaczego jest kurde tak, że naprawdę doceniamy kogoś, kiedy go stracimy...
    Piękne zakończenie, doskonale dopełniło resztę. ;)
    Kocham to opowiadanie i możliwe nawet, że jeszcze będę do niego w przyszłości wracać ;>
    No to pozostaje czekać na tę kolejną bennodę ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę powiedzieć, że to jest cudowne. Trochę byłam zdziwiona, kiedy napisałaś mi, że jeszcze napiszesz zakończenie z punktu widzenia Mike'a, ale bardzo dobrze zrobiłaś, bo wyszło to świetnie. I to niby strasznie smutne, ale jest jednak coś szczęśliwego, bo na sam koniec dowiedzieliśmy się, że Mike jednak kochał Chestera, więc jest fajnie. ;D
    A tak na serio, naprawdę super epilog, bardzo mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się, ten epilog idealnie zamknął całe to opowiadanie. Nadal nie mogę przeboleć tej śmierci Chester'a, jest mi cholernie smutno i źle z tego powodu. Epilog faktycznie bez zbędnych dramatyzmów i innych wątków; po prostu taka kropka nad "i".
    Ma w sobie tyle prawdy i wszystkiego, że aż mi słów brak. Mike w końcu wszystko sobie uświadomił, szkoda tylko, że musiało dojść do takiej tragedii, aby to do niego dotarło i żeby zrozumiał, że tak silnego uczucia nic nie rozdzieli i nie zniszczy.
    Strasznie się cieszę, że go napisałaś.
    Pozdrawiam i czekam cierpliwie na Twe kolejne dzieło.
    Devonne.

    OdpowiedzUsuń
  7. w powyższych komentarzach właściwie jest wszystko. idealne, naprawdę. po przeczytaniu czułam się tak hm... pusto, spokojnie. podejrzewam, że Mike właśnie to czuł po stracie ukochanej osoby. piękne zakończenie naprawdę świetnego opowiadania. nie wiem, co więcej pisać, już teraz nie myślę. chyba napisałam wszystko, co mi siedzi w głowie, pomijając masę zbędnych epitetów,skupiających się głównie na tym, jaka jesteś świetna w tym, co robisz. to i tak nie ma najmniejszego sensu, bo doskonale o tym wiesz. spodziewałam się niesamowitego zakończenia i się nie zawiodłam. boskie, naprawdę. widać, że masz wielki talent.

    OdpowiedzUsuń
  8. Płaczę, przepraszam. Nie mogę się powstrzymać.
    Ale to cudownie, że dodałaś epilog. Nie spodziewałam się tego. Myślałam, że na dobre skończyłaś to opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz za co przecież. Gdy zaczynałam pisać, to moim marzeniem było, by wywołać płacz lub wzruszenie. Dlatego to dla mnie duży komplement, to, co piszecie. Naprawdę dziękuję. To jest niesamowite. Nie wiedziałam, że tyle osób będzie to czytać i że wam się spodoba.

      Usuń
  9. Och, jak zobaczyłam informację o tym epilogu, zastanawiałam się, co takiego w nim opisałaś. Wybacz, że dopiero teraz wzięłam się za czytanie, ale jakoś tak głowy i ochoty nie miałam na czytanie czegokolwiek, a tym bardziej pisanie i wysilanie się przy pisaniu komentarzu. Za dużo się dzieje, ale nie o tym teraz… Powiem szczerze, że ten epilog, był… no idealnym zakończeniem wszystkiego. Chociaż wciąż nie mogę jakoś zrozumieć tego, że główny bohater, którego oczami pisałaś to opowiadanie popełnił samobójstwo, a epilog został napisany oczami Mike (i nie tłumacz mi tego po raz kolejny, bo ja mam swoje zdanie na ten temat i koniec kropka ^^). Najczęściej jest tak, że docenia się coś/kogoś wtedy gdy się to coś/tego kogoś straci. Mike stracił Chestera i szkoda, ze tak późno się opamiętał… Może wtedy nie doszłoby do tej tragedii, ale teraz nie ma co gdybać, prawda?
    Podsumowując: epilog bardzo mi się podobał i niecierpliwie czekam na kolejne opowiadanie. Mam nadzieję, że nie będzie trzeba długo czekać (;

    OdpowiedzUsuń
  10. łoooł trafiłam tu ostatnio przez przypadek ale nie żałuje świetne opowiadanie i wgl brak słów śmierć Chestera pogrzeb bosz nie wiem nawet co napisać normalnie to się popłakałam jak czytałam świetne ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj! Boże.. Muszę ci to powiedzieć!
    Twoja Bennoda odmieniła moje życie.
    Już miała rok, gdy trafiłam na.nią po raz pierwszy.
    Stało się to.częścią mojego życia.
    Dziś sama.jestem blogerką i tworze opowiadanie o tej tematyce!
    Dziękuję ci strasznie, bo właśnie ty byłaś moją inspiracją. Moje opowiadanie w maju miało swoje pierwsze urodziny - piszę je nieprzerwanie.
    Dziś do niego wróciłam po raz drugi i wzbudziło to we mnie takie same emocje.
    Nie jestem w stanie wyrazić ci mojej wdzięczności.

    OdpowiedzUsuń