czwartek, 11 października 2012

In The End: Rozdział XV

Witajcie. :3
Chciałam zakończyć na 15. Taka okrągła liczba, ale się rozmyśliłam... Nie wiem, ile jeszcze dodam, ale spodziewajcie się, że to jeszcze nie koniec! :)
I standardowo dziękuję za tak miłe komentarze... nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy.
_______________________________________________________


Nie wyjdę tam. Nie dam rady… Stwierdzam to, siedząc na podłodze w toalecie, gdzie przed chwilą wymiotowałem. Trzeci raz. Więc owszem, okoliczności te tłumaczą, dlaczego sądzę, że nie uporam się z tym. Nie rozumiem tylko, co jest ze mną nie tak. Nigdy nie byłem typem artysty, który tak bardzo denerwuje się przed występami, publicznością… Oczywiście, trema i stres są zawsze, ale to jednak coś innego. To taki rodzaj odczuć, które dają ci kopa, że musisz wyjść na scenę i pokazać, kto tu rządzi.
Nerwowo bawię się zamkiem od kurtki. W górę – w dół – w górę – w dół. Przy tym mozolnym zajęciu próbuję się odstresować. Wmawiać sobie, że wszystko będzie w porządku.
Ale… nie jest. Pojawiłem się tutaj – w Los Angeles na koncercie gwiazd muzyki rockowej i metalowej – tylko dla jednej osoby. Dla Mike’a. Po tym jak mu obiecałem, że go nie zawiodę, nie śmiałbym tego zrobić. Dlatego muszę skrywać te wszystkie obawy, negatywne emocje pod maską pozorów. Czuję się jak w filmie, gdzie nic nie jest prawdziwe. Jakby zaraz reżyser miał wejść i powiedzieć, że czas na uśmiechniętego i radosnego Chestera, a ten załamany psychicznie i wymiotujący przed występem, idzie w odstawkę. Pozory, pozory i jeszcze raz pozory. To one mną rządzą.
Nagle słyszę ciche pukanie do mojej kabiny. Przestraszony, w pośpiechu podnoszę się z podłogi, uderzając się przy tym o wystającą rurę. Kurwa. Fala bólu przepływa przez mój łokieć. Nie zwracając na to uwagi, ostrożnie uchylam drzwi.
- Tak? O co chodzi? – pytam, rozglądając się po pomieszczeniu, chcąc sprawdzić, kto mi przeszkodził w rozmyślaniach.
- Hmm, hej, Chaz. To ja – widzę wyłaniającą się głowę Rob’a zza ściany. – Chciałem sprawdzić, jak się masz…
Zapada krępująca cisza. Jak się mam? Jak nic niewarta kupa złomu. Właśnie tak się mam. Ale tę kwestię przemilczę.
Nie wiem, jak mam odpowiedzieć Rob’owi. Nie wiem też, jak się zachować. To nasza pierwsza rozmowa odkąd… wyszła na jaw sprawa mojej zdrady. Od pamiętnego artykułu. Wiem, że mój przyjaciel nie będzie mnie posądzał. Zawsze był dobrym człowiekiem, który potrafi wysłuchać i pomóc. I dlatego mimo wszystko podejmuję z nim tę rozmowę.
- Powiedzmy, że nie najlepiej – uśmiecham się smutno.  – Rob, przepraszam. Jestem debilem. Jesteś – wy wszyscy, cały zespół – jesteście moimi przyjaciółmi, a ja zachowuję się jak głupi dzieciak. Przykro mi z powodu tego, co zrobiłem. Bardzo tego żałuję, próbuję się pozbierać, naprawdę. Ale… - w tym momencie głos mi się załamuje. – Nie potrafiłem. Przepraszam, że tkwicie w tym ze mną. Za to, że moje pieprzone humory wpłynęły tak niekorzystnie na zespół i nasze relacje.
Mimo smutku, czuję ulgę. Cieszę się, że w końcu to z siebie wydusiłem. Teraz tylko czekać, jak zareaguje Rob…
- Chester – przeciąga moje imię, jakby chciał zyskać czas na dalszą odpowiedź. – Ja… ja nie jestem tu, żeby cię krytykować. I przyjmuję przeprosiny. Lepiej późno niż wcale, jak to mówią – uśmiecha się wspierająco. Teraz tym bardziej nie wiem, jak mogłem być takim egoistą i zapomnieć o przyjaciołach, którzy zawsze są przy mnie. – Mnie też jest głupio… Nawet nie zadzwoniłem i nie zapytałem się, jak ty się po tym wszystkim czujesz… Cholera, przykro mi. Ale odłóżmy tę sprawę na później. Musimy się skupić, za 10 minut wchodzimy, dlatego cię szukałem. Mam nadzieję, że dobrze się czujesz i dasz radę wystąpić. Wiesz, w ostateczności, gdyby było naprawdę źle, możemy odwołać koncert.
- Nie ma mowy, Rob! Za dużo już przeze mnie straciliście. Tego na pewno nie zepsuję, obiecuję, postaram się. Wyjdę na tę pieprzoną scenę i zagramy fantastyczny koncert. Jak za dawnych czasó1)w – krzyczę entuzjastycznie nieco wbrew sobie. Ale jak mówiłem – pozory…
- Jak za dawnych czasó2)w! – powtarza energicznie mój przyjaciel i razem – ramię w ramię – wychodzimy.
* * *
Kurwa… wcale nie zagramy „fantastycznego koncertu”. Już czuję, że coś będzie nie tak…

                                                               * * *

Oddycham coraz głębiej i szybciej. Czuję jak krew pulsuje mi w żyłach. Chodzę w kółko, jakby to miało mnie uspokoić. Na co ja liczę?! Przecież po tym wszystkim… tej aferze,  nie ma szans, żeby ludzie mnie zaakceptowali. Nigdy.


- Chester, rusz się. Wchodzimy – czuję na swoim ramieniu rękę Mike’a, która popycha mnie na scenę. – Jeżeli ci zależy na mnie i na zespole, nie spieprz tego. Pokaż, że można ci ufać – szepcze mi na ucho.
Przeszywa mnie dreszcz.
„A teraz przed wami wystąpi Linkin Park! Powitajmy ich gorąco!” – słyszę głos prowadzącego imprezę. No cóż, to mój czas.
Światło reflektorów oślepia mnie. Ci wszyscy ludzie krzyczący nazwę zespołu, skaczący w rytm muzyki i śpiewający wszystkie słowa twoich piosenek… Głośna muzyka wypełniająca całą przestrzeń… Ludzie, z którymi dzielisz swoją pasję… zapomniałem, jak piękne jest to przeżycie. Jedno z najcudowniejszych, jakich człowiek może doświadczyć. Biorę głęboki oddech i zaczynam śpiewać. Ile sił w płucach. 
I wanna be in another place
I hate when you say you don’t understand
(You’ll see it's not meant to be)
I want to be in the energy, not with the enemy
A place for my head
Energia rozpiera mnie! Chyba tego właśnie potrzebowałem! W tym momencie czuję, że żyję. Mogę oderwać się od problemów choćby na moment.
Przez całą godzinę koncertu nie zdarzyło się nic złego, nieprzewidzianego. Nawet Brad w przerwie szepnął mi, że jest dobrze! Wszystko idzie  po mojej myśli. Póki co.
* * *
I wtedy spoglądam na setlistę – kolejna piosenka przyprawia mnie o lekkie zdziwienie. „The Little Things Give You Away”. Nie graliśmy tego od wieków…


Słyszę początek melodii, pierwsze partie piosenki. Biorę głęboki wdech i lekko zaczynam śpiewać.

Water gray
Through the windows
Up the stairs
Chilling rain
Like an ocean
Everywhere


Don't want to reach for me do you?
I mean nothing to you

W tym momencie coś we mnie się kruszy. Jakbym był bańką mydlaną, która pęka przez podmuch wiatru. Jakby z każdą sekundą malała moja, i tak minimalna, wiara w siebie i w ludzi. Teraz nie słyszę już muzyki. Wyłączyłem się zupełnie. Tylko ja i moje myśli.

Dziewczyna w drugim rzędzie. Właśnie szepnęła coś na ucho swojemu chłopakowi. On spogląda centralnie na mnie i wybucha śmiechem.
Kobieta koło trzydziestki nieco w głębi publiczności. Jej wzrok przeszywa mnie. Prycha z pogardą i zwraca spojrzenie w inną stronę.
Grupka nastolatków. Rozmawiają. Nie zwracają uwagi, że są na koncercie, za który rodzice pewnie zapłacili. I to sporo. Lekceważą mnie. Muzykę. Zespół.
Te wszystkie osoby, ich zachowania, to wszystko... kumuluje się w jedną całość i powoduje, że znowu czuję się okropnie. A miało być tak pięknie... Ale co do jednego się nie myliłem. Spieprzyłem. Po całości.
Gniew - to słowo w pełni określa, co czuję.
Po cholerę! tu jestem, walcząc z samym sobą, gdy oni wszyscy mają mnie gdzieś?! Nie wiem, dlaczego teraz. Ale… nie zniosę tego. Jak mam śpiewać tak piękną piosenkę w takim otoczeniu! Nie rozumiem… Przez pierwszą część koncertu wszystko było pod kontrolą, miałem wrażenie, że jest wręcz idealnie… A teraz? To jest żenujące. Ci ludzie są żenujący. I ja. Ja też jestem żenujący… ja i te moje wahania nastrojów.
Wściekłość. Właśnie to uczucie przepełnia mnie, kiedy rzucam mikrofon, który z hukiem uderza o posadzkę.  Z wielkim impetem wybiegam ze sceny. Nie dbam, że ludzie zaczynają wyć. Że ktoś chwyta mnie za ramię i zmusza mnie do zostania na scenie. Uwalniam się z uścisku i uciekam. Tak po prostu.
Mam gdzieś, że właśnie zrujnowałem karierę. I moją – i zespołu. Moje życie i tak już nie ma sensu, więc po co się starać? Mam wyjebane na to wszystko. Na tę całą pieprzoną rzeczywistość.
         * * *
Biegnę. Ile sił. Muszę się stąd wyrwać. To miejsce nie jest dla mnie. Nie należę tu…
 _______________________________________________________________
Miało być tak pięknie, a jednak...

16 komentarzy:

  1. Jak mogłaś tak skończyć? :cccccccccccccccccc Mimo wszystko mam nadzieję, że to się rozwiąże i ostatecznie będzie troszkę bardziej optymistycznie. Jestem totalnie głupia i lubię przesłodzone opowiadania, wiem, hahaha. xd

    OdpowiedzUsuń
  2. ...ale jednak cholera nie. Ah ten Chester, no i ciekawe co teraz:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde, a już miałam nadzieję, że koncert się uda, że Chester pokaże Mike'owi, na co go stać, że Shinoda z radości rzuci mi się na szyję i... :D No, ale Ty chcesz nas jeszcze trochę potorturować, rozumiem. xd Powiem Ci, że świetnie Ci wyszedł ten rozdział. Jest tak emocjonalny, aż wczułam się w sytuację Chestera. Mam jednak nadzieję, że chłopaki mu to wybaczą...

    OdpowiedzUsuń
  4. kuuuuurde, a już myślałam, że Chaz się pozbiera ;x ale w sumie się nie dziwię, gdybym była w takiej sytuacji, to „The Little Things Give You Away” byłoby numerem 1 na mojej liście utworów do płakania, więc rozumiem, że tego nie wytrzymał. mam nadzieję, że Mikey nie będzie już taki okropny i mu wybaczy ;p
    no i wiadomo, jak zawsze świetnie, więc nie będę już się rozpisywać, bo i tak zawsze piszę to samo ;d
    mój rozdział już jutro ;>
    i fajnie, że dodałaś już dzisiaj, myślałam, że będzie dopiero w weekend, a tu niespodzianka ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwsze co chcę powiedzieć, to to, że nie wiem czemu, ale Mike totalnie mnie wkurzył. " Jeżeli ci zależy na mnie i na zespole, nie spieprz tego. Pokaż, że można ci ufać"
    No przepraszam bardzo, ale pod taką presją to chyba nikt by nie chciał być. Teraz pewnie dojdą wyrzuty sumienia, że spieprzył wszystko i jest skończony. I załamie się biedaczek jeszcze bardziej ;|
    Rozdział faktycznie strasznie emocjonalny. Jak zawsze zresztą i za to Cię wielbię ;d
    Jak weszłam i zobaczyłam, że dodałaś to szybko na bloga żeby czytać, hahah ;d
    Dużo weny na następne rozdziały!
    I dodam jeszcze, że cieszę się, że jednak nie skończyłaś na rozdziale piętnastym ;d
    Pozdrawiam,
    Devonne.

    OdpowiedzUsuń
  6. no dobra, czytałam to dość wcześniej i mam nadzieję, że zapamiętałam najważniejsze szczegóły.. aż musiałam sobie włączyć LTGYA *.* okay, a co do rozdziału, to kużwa nooo serio? to po cholere ci ludzie przychodzili na ich koncert, skoro potem sie śmiali i mieli wszystko w dupie?! no ja się pytam, po co? każdy popełnia błędy i ja tak sobie myślę, że gdyby coś takiego naprawdę miało miejsce, to nigdy bym sie nie odwróciła od Linkinów. bo nikt tyle razy mnie nie uratował, co oni i po prostu tym bym sie im odwdzięczyła, no ale niewazne. trochę chyba odeszłam od tematu -.- Mike też pokazał klasę, nie ma co! co za burak, bo nie ma to jak wsparcie, prawda? dobrze, że Rob na początku przyszedł sprawdzić, co dzieje sie z Chesterem, bo biedaczek jeszcze zwróciłby własny żołądek :C tylko, żeby on nic głupiego nie zrobił! cieszę sie, że jednak będzie więcej rozdziałów ^^ nie wiem czemu, ale oczekuję na happyend. Chesterowi sie nalezy, Mikowi też chociaż jestem zła za ten tekst, co to powiedział do Chesta... :C

    OdpowiedzUsuń
  7. Już wam mówię - stwierdziłam, że Mike nie będzie panem idealnym all the time, więc jakiś chamski tekst chociaż dorzuciłam. :)
    No niby nie na XV,ale na XVI lub ewentualnie XVII :c
    Co do zakończenia nic nie obiecuję, okaże się niedługo. :3
    // Queen Anna

    OdpowiedzUsuń
  8. O kurdeeeeeee.... dalej dalej błagam <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam napisać tylko, że przez jakiś czas nie będę miała dostępu do internetu, więc jeśli byś coś dodała, to nie będę mogła skomentować tego od razu ;|
      Pozdrawiam i mam nadzieję, że mimo to jak już odzyskam ten cholerny dostęp to wejdę sobie i przeczytam nowy rozdział ;d
      Pozdrawiam,
      Devonne.

      Usuń
  10. No pięknie, narobiłam sobie zaległości, ale cóż... Obiecuję, że się poprawię xd
    Szczerze powiedziawszy liczyłam na happy end, czytając rozdział czternasty, ale rozumiem, że musisz nas trochę pomęczyć i chcesz przedłużyć opowiadanie - z czego niezmiernie się cieszę! Co do tego rozdziału jeszcze, to strasznie mi się podobał, ale nie bardziej niż trzynasty. (;d) Świetnie je opisałaś.
    Natomiast co do piętnastki, to Mike faktycznie zachował się okropnie. Ale przyznaję rację, nie może być ciągle idealny, bo nikt taki nie jest.
    Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością! ;)
    loadedgun.

    OdpowiedzUsuń
  11. pewnie będę się powtarzać, ale KOCHAM TO.

    OdpowiedzUsuń
  12. znów spam, już mój trzeci komentarz pod tym cudownym rozdziałem, chciałam tylko poinformować, że założyłam twittera ;d moja nazwa - chezy ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyśliłam się, że to Ty. :3 to o nowych rozdziałach informuj mnie na tt, ja Ciebie też będę! :)

      Usuń
  13. Jejuuuuu... Ale mi się go szkoda zrobiło... No masakryczne ;( Zjebał sobie wszystko, ale dziwię się że tak łatwo dał się sprowokować... Dziwne i smutne za razem ;( Dzięki Ci za tego bloga. Jest po prostu boski. Będzie mi go w przyszłości cholernie brakować <33

    OdpowiedzUsuń