środa, 15 sierpnia 2012

In The End: Rozdział V

Mam kilka ogłoszeń na początek. Miło by było, żebyście przeczytali. :) Wygląd bloga zawdzięczam kooochanej Agnieszce, której bardzo dziękuję i jak obiecałam - dedykuję ten rozdział! Po 2. jeżeli też potrzebujecie pomocy przy blogu ona z chęcią Wam pomoże - @___Noddy___ - jej twitter.
Kolejna sprawa (standardowo, robię się nudna już...) dziękuję za komentarze i opinie. :3 I zapraszam do przeczytania kolejnego rozdziału. I PAMIĘTAJCIE, ŻEBY POLUBIĆ NA FB - <<klik>>
______________________________________________________



Stoimy przed salą prób, trzymając się za ręce. Czuję nudności. Mogłem jednak coś zjeść, całodniowe  niejedzenie nie było dobrym pomysłem.   Przed dwiema godzinami, kiedy to był tylko plan, wydawał się on wspaniałym pomysłem. A teraz… Co jeśli tak bardzo ich tym… zniesmaczymy? Zirytujemy? Sam nie wiem, jakiego słowa użyć. Wszyscy jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, ale nigdy nie rozmawialiśmy o homoseksualizmie, związkach tego typu, homofobii,  więc nawet nie wiem, jaki oni żywią do tego stosunek. Nasza przyjaźń sugeruje, że nie powinno ich to rozdrażnić w żaden sposób, bo i tak nie wpłynie to na relacje zespołu, czy też proces tworzenia. Jedyną różnicą będzie to, że Mike jest moim chłopakiem… No dobra. To nie jest jedyna różnica, to jest coś wielkiego. Ale obiecaliśmy sobie, naprawdę, że nic się nie zmieni między nami a chłopakami z zespołu. Żadnego całowania, publicznego okazywania sobie czułości na koncertach, trzymania się za ręce, czy opowiadania o naszym związku. Będziemy zmuszeni rozdzielić  życie prywatne od pracy. Ale mam nadzieję, że mimo wszystko uporają się z tą nowiną i w żaden sposób nie wpłynie to na nas. Okej, jeszcze raz spoglądam w oczy Mike’a. On – stojąc koło mnie, ubrany w brązowe rurki i szaro-niebieską koszulę w kratę – wydaje się rozważać te same wątpliwości. Przerywa swoje zamyślenie i mocniej ściska moją dłoń, dając sygnał, że jest gotowy.
- Chodź, nie ma na co czekać. Wszystko będzie dobrze – stara się podtrzymać mnie na duchu. - Znamy ich przez wiele lat, nie odwrócą się od nas, tylko ze względu na to, że jesteśmy razem.
- Mam nadzieję, Mike. Oby – odpowiadam mu nadal z wątpliwościami.
Wtedy on chwyta  moją twarz w dłonie, gładzi po policzku i całuje delikatnie w  usta. Czuję jego zapach… Te same perfumy, jak zawsze użyte w odpowiednich proporcjach. Lekki posmak kawy mrożonej, którą przed chwilą wypił. To przywodzi mi na myśl nasz pierwszy pocałunek. Nie mogę uwierzyć, że po tym wszystkim jesteśmy razem. I teraz wszystko minęło. Nie dbam o to, co pomyślą inni. Skoro po mimo  tylu przeciwności losu  nadal jesteśmy razem, to nie powinienem się martwić, jak zareagują moi najlepsi przyjaciele. To absurdalne.
Nasz pocałunek staje się coraz namiętniejszy. Nie panujemy nad sobą. Mike dość agresywnie pcha mnie na ścianę po drugiej stronie od wejścia, nadal nie przerywając. Czuję zimną cegłę tuż za plecami. Mimo że jest zima, ja – jak zawsze zresztą – nie ubrałem się stosownie do pogody. Jedynie czarna marynarka narzucona na czerwony T-shirt. To zdecydowanie nie jest dobry strój jak na -10 stopni. Przechodzi mnie lekki dreszcz.
Jego język styka się z moim, nasze usta stały się jednością. Ciche jęki wydobywają się z naszych gardeł. Oddajemy się całkowicie sobie.  I właśnie w tym momencie otwierają się szeroko drzwi, a cztery pary oczu patrzą na nas w osłupieniu.


          * * *


No świetnie. Nie wierzę… Mieli się dowiedzieć od nas, ale za pomocą słów, a nie czynów, które przywodzą na myśl tandetne gej-porno. Ja – przytwierdzony do ściany, dotykam rękoma Mike’a, praktycznie szarpiąc go za włosy z pożądania. On – tak blisko mnie, że dosłownie każdy milimetr naszego ciała  pokrywa się, z językiem wetkniętym w moje usta, napierając tak mocno, że mam wrażenie, że mur za mną  zaraz  runie. No cóż… równie dobrze mogliśmy wysłać sekstaśmę z dopiskiem: „Jesteśmy razem. Miłego oglądania!”
Nerwowo odpycham Mike’a, który w ogóle nie protestuje, tylko odsuwa się ode mnie, wbijając wzrok w ziemię.
- Ekhem… Niespodzianka? – odzywam się jak kompletny kretyn. Gorzej już być nie mogło.
Oni nadal patrzą na nas z wielkim znakiem zapytania wypisanym na twarzy.
- Żebyście wiedzieli. Lepiej wejdźcie. Nie możemy stać na środku holu – szorstko podejmuje rozmowę Joe, przerywając milczenie.
Wchodzimy do sali i rozsiadamy się wygodnie każdy na swoim miejscu. Cisza krąży wokół nas. Lecz w końcu Rob  podrywa się z krzesła i – mimo że znam go wiele lat – nigdy nie wyglądając na bardziej zdenerwowanego i niepewnego, przybiera najgroźniejszy ton głosu i zaczyna krzyczeć. Nawet jego zazwyczaj  łagodne oczy wyrażają negatywne emocje.
- Co to, do cholery, miało być?! Co wy sobie wyobrażacie, co? Jesteście pieprzonymi pedałami i nic więcej! Tak ciężko pracowaliśmy, żeby dojść tak daleko, a wy to psujecie, bo zechciało wam się gejowskiego związku? Myśleliście, że zaczniemy wam klaskać i życzyć szczęścia? Że zrobimy z tego jedną wielką sielankę pod tytułem: „Mike i Chester są razem hip, hip, hurra!”?  No cóż, jeżeli tak było to bardzo się myliliście – Rob robi krótką przerwę, by zaczerpnąć oddechu. Następnie kontynuuje. – Tym związkiem, o ile w ogóle można tak nazwać te wasze igraszki, zniszczyliście Linkin Park. Zespół nie może istnieć. Nie w wypadku, gdy dwóch wokalistów jest razem! – krzyczy już z ogromną furią i na zakończenie przemowy demonstracyjnie kopie krzesło.
Bałem się, że będzie źle… Ale to. Nigdy nie pomyślałbym, że to ich tak bardzo rozdrażni. On powiedział, że zespół przestaje istnieć. Ale jak to? Dlaczego? Cały dorobek, to wszystko pójdzie na marne… Nie potrafię zapanować nad łzami, które napływają mi do oczu. Ukradkiem spoglądam na Mike’a. Wygląda tak samo żałośnie jak ja. Oboje nie wiemy, co ze sobą zrobić. Siedzieć w tej okropnej ciszy? Uciec? Odpowiedzieć? I już wtedy, kiedy zdecydowałem, że po prostu wyjdę z tej sali, nie mogąc znieść tej spiętej atmosfery, dobiega mnie gromki śmiech.
Czyżbym ogłuchł? Nie, wszystko jest w porządku. Nie myliłem się. Rob, Dave, Joe i Brad śmieją się donośnie. Ponownie rzucam okiem na Mike’a. On też nie wie, co się dzieje.  Zdezorientowani stoimy na środku pokoju, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, a jedyne co słyszę to gorzki śmiech. Nie no, naprawdę, mam tego dość.
- Co to  miało być? – drę się na chłopaków. - Czemu się tak chamsko cieszycie?!
- Wrobiliśmy was – odpowiada Joe, ledwo kontrolując napady śmiechu.


* * *
- Czyli jeszcze raz, pozwólcie, że to powtórzę, bo nie wiem, czy dobrze zrozumiałem. Wiedzieliście o naszym związku od 3 miesięcy?! – pytam z niedowierzaniem w głosie, lecz nie daję czasu na odpowiedź. – I nie powiedzieliście nic nam? Po prostu olaliście ten fakt? A potem odstawiliście tę pieprzoną szopkę? Nie wiedziałem Rob, że zabawiasz się w aktora. Drugim Depp’em chcesz zostać? – rzucam z ironią. I choć mimo że do zdolności Depp’a Robowi wiele brakuje, to spisał się znakomicie w swojej roli. Przynajmniej na tyle, że i ja, i Mike uwierzyliśmy w każde słowo, które wyszło z jego ust. Szczególnie zaskakujące było to, ze to właśnie on podjął się tej misji. Na ogół sympatyczny, nieagresywny, a tu proszę… Zadziwił nas wszystkich.
- Tak, Chester, na pewno, ale chyba już po dzisiejszym dniu skończyłem z „aktorzeniem”, nie bój się – odpowiada radośnie.
- I wracając do tematu – przerywa Dave – wiedzieliśmy, owszem. Myśleliście, że jesteśmy takimi idiotami? Proszę was… „My jeszcze zostaniemy, musimy popracować” – ten tekst usłyszany za każdym razem, gdy chcieliśmy po próbie gdzieś wyskoczyć, stracił swoją moc po drugim razie. Szczególnie, że wydaliśmy przed chwilą płytę i nie wydaje mi się, że od razu zabraliście się za nowy materiał… - znacząco spogląda na mnie. – W zasadzie chyba każdy z nas się czegoś domyślał, a potem nagle rozwiodłeś się z żoną. Rozmawialiśmy nawet raz o tym i wtedy wyszło szydło z worka. Joe powiedział, że widział „kolesia z tatuażami na rękach jak te Chestera, który całuje się z jakimś gościem w ciemnej uliczce”. No cóż. Kolesi z takimi tatuażami nie jest zbyt wielu, więc potem, gdy dorzuciliśmy do tego to, że i ja was zobaczyłem w jednym hotelu, trzymających się za rękę i próbujących przemknąć się niepostrzeżenie na górę… Sam widzisz, elementy zaczęły do siebie pasować.
Cholera. A byłem pewny, że nikt nas nigdy nie widział, że dobrze się maskowaliśmy, a jednak..
- W takim razie, dlaczego nie powiedzieliście, że wiecie, że no… - biorę głęboki oddech. – Że jesteśmy razem?
- No dobra. To nie było zbyt fair z naszej strony, ale z waszej też.  Chcieliśmy poczekać aż nam powiecie, a czas mijał i mijał, więc zdecydowaliśmy … zabawić się troszkę. A wy to nawet ułatwiliście, obściskując się tuż przed naszym nosem. Lepszy pretekst do awantury – śmieje się Brad.
- Kretyni. Ale teraz serio. Nie macie nic przeciwko..? – pytam nadal z niepewnością.
- Nie, zdecydowanie nie. Jesteśmy przyjaciółmi. Nic tego nie zniszczy, spokojnie. Choć obiecajcie nam, że koniec z tym obściskiwaniem się na naszych oczach. Ten raz wystarczył – Dave demonstracyjnie wstrząsa głową, jakby chciał wyrzucić z niej to wspomnienie.
- Jasne… - odpowiada speszony Mike. – Czyli… no. Nie będziemy do tego wracać? To było dość niezręczne – tym razem już bardziej pewny, uśmiecha się


- Pewnie. Dobra. Więc zacznijmy od razu. Może odpuścimy próbę – sugeruje Joe, a my potakujemy głowami. – Chodźcie lepiej na piwo.
I tym samym nerwowa atmosfera zanika i zostają tylko więzi przyjacielskie. Jeny, jak dobrze, że tak to się skończyło.


* * *


Jesteśmy osobami publicznymi. Mimo że wiele razy próbowałem temu zaprzeczyć, tak właśnie jest. Ludzie śledzą każdy nasz ruch. Trafiamy na okładki czasopism, pojawiamy się na serwisach plotkarskich. Oni wiedzą wszystko. Dlatego zdecydowałem z Mike’m, że lepiej by było, gdyby nasi prawdziwi fani dowiedzieli się o naszym związku od nas, a nie czytając to na jakiejś badziewnej stronie internetowej. Bo oczywiste jest to, że dziennikarze się dowiedzą. Prędzej czy później… ale nie ma co ryzykować.
Dlatego też wpadliśmy na pomysł, żeby powiedzieć i przekazać im to w dość ordynarny sposób. Na twitterze i facebooku ogłosiliśmy chat. Mimo tego że wszystko było zrobione na ostatnią chwilę, to statystyki pokazały wyraźnie, że zebrało się mnóstwo ludzi. Nadal – teraz siedząc już w pokoju i popijając kawę – śmieję się na wspomnienie reakcji naszej publiczności. Gdyż pomysł był banalny. Żadnych wykładów, przemów o gejach, itp. Po prostu zaczęliśmy się całować. Ot tak. Bez żadnego wstępu. Co prawda krótki, ale ciągle  pocałunek. W zasadzie dość namiętny  w usta. Od razu posypały się tysiące komentarzy, ale nie mieliśmy chęci ich czytać. Jak wcześniej wspomniałem, jesteśmy osobami publicznymi. To logiczne, że ludzie, śledząc to, co zrobiliśmy w tej chwili, podzielą się na dwie grupy. Jedna – będzie nam kibicować, życzyć udanego związku, cieszyć się z nami. A druga – pałając nienawiścią i homofobią, odpuści nasz zespół… Ale wiedzieliśmy, że tak będzie lepiej. Żeby dowiedzieli się od nas.
Na koniec rzuciliśmy tylko tekstem, że bennoda istnieje. A co, niech się cieszą. Wiemy, jakie są realia… Że na długo przed naszym związkiem niejedna fanka fantazjowała o nas. Razem.
I tym samym od teraz nie jesteśmy po prostu wokalistami zespołu. Jesteśmy kochającymi się ludźmi, parą. I każdy to wie. Czego więcej chcieć do szczęścia?
_______________________________________________________

No to na tyle. :) Choolera, będę za Wami tęsknić i za blogiem też. Do zobaczenia koło 28 sierpnia! 
PS No wybaczcie, ale tak kocham Depp'a, że musiałam gdzieś o nim wspomnieć normalnie. XD

8 komentarzy:

  1. aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa cudowne! <3 chciałabym żeby taki czat na serio był haha :D


    BENNODA 4EVER

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. padłabym trupem na takim czacie, hahaha :)

      Usuń
  2. "Niespodzianka?" "drugim Deppem chcesz zostać?" hahaha rozjebało mnie to totalnie ;D boskie, tylko tyle mogę powiedzieć ;D świetnie się to czyta ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. hahahahahahahahahhaha, to bylo piekne! juz myslalam, ze chlopaki serio az tak zle przyjeli wiadomosc o Mike'u i Chesterze razem a tutaj niespodzianka! hahahahah, do tej pory nie moge powstrzymac smiechu, swietno robota, naprawde!

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja wiedziałam co będzie dalej!
    Ale nie sądziłam, ze tak to uformujesz. Jesteś świetna, twa Bennoda wciągnęła mnie od razu. Wcześniej ich nie czytałam.
    I dziękuje za dedykację :) Faktycznie, jakby ktoś miał jakieś graficzne życzenia postaram się je spełnić, chodź dopiero zaczynam.
    Zapraszam:
    https://www.facebook.com/RuchalabymBoChesterBenningtonIMikeShinoda
    https://www.facebook.com/pages/Stwierdzam-zgon-bo-Linkin-Park/317108828375351?ref=hl
    http://the-body-bends-until-it-breaks.blogspot.com/
    <3

    OdpowiedzUsuń
  5. przepraszam, że nie skomentowałam ostatniego postu, ale musiałam dojść do siebie po coke xd ja się od razu domyśliłam, że coś jest nie tak- robert, taki agresywny? nigdy, gdzie tam xd i miałam rację xd milusio, że chłopcy to tak na lajcie przyjęli xd jestem ciekawa, co tam uknujesz dalej! exponisse

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba najlepszy rozdział : D Swoją drogą - ciekawy sposób na przekazanie fanom informacji, że Mike i Chazy są razem. xd

    OdpowiedzUsuń
  7. MIAŁAM JUŻ HEART ATTACK JAK ROB SIĘ ZACZĄŁ DRZEĆ. serio.
    Podoba mi się to. Fajne zaskoczenie, że jednak to zaakceptowali <3 no i ten chat - chcę. Chcę w realu.

    OdpowiedzUsuń