WRÓĆIŁAM. Po pierwsze przepraszam. Obiecywałam, że będę pisać częściej, a zostawiłam was na 3 miesiące bez niczego. Mam nadzieję, że ten rozdział wam to w pewnym sensie wynagrodzi. Zresztą pewnie po przeczytaniu domyślicie się, co miałam na myśli. W tym momencie chcę wam też wszystkim podziękować. Minął rok od mojego pierwszego posta tutaj. Ten blog to dla mnie świetna przygoda, odskocznia, możliwość przelania myśli. Dziękuję, że jesteście ze mną. Koniec sentymentalnej pogadanki - zapraszam do czytania. :)
______________________________________
Siedząc w autobusie, mam nieodparte wrażenie, że Mike jest,
mimo mojej fatalnej wpadki, w świetnym nastroju. Nieustannie się śmieje,
żartuje, opowiada najróżniejsze historie – usta się mu wręcz nie zamykają. Mam
nadzieję, że tak samo będzie za kilka godzin, czyli wtedy kiedy zrealizujemy
mój urodzinowy plan. W tym momencie do głowy przychodzi ponownie mi myśl z pytaniem: „dlaczego do cholery
zapomniałem o jego urodzinach?!”. Zwłaszcza, że wszystko było gotowe od
jakiegoś tygodnia. Prezent, niespodzianka… Wszystko dopracowałem i dopiąłem na
ostatni guzik. Jestem przekonany, że Mike’owi się spodoba. W zasadzie dam sobie
z tym już spokój, nie ma co roztrząsać tego. Trudno, stało się. Najważniejsze,
żeby teraz wszystko poszło zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami.
- Co ty taki cichy, Chaz? Naprawdę mi nie powiesz, jakie są nasze
plany? – pyta mnie, trącając dłonią w kolano.
Jak ja to w nim uwielbiam. Jest tak niecierpliwy jak małe
dziecko, które, ze świadomością, że zaraz otrzyma prezent, nie może wyrobić z
ciekawości.
- Nie, nie powiem. Mike, nie masz pięciu lat, więc myślę, że
mógłbyś wytrzymać jeszcze chwilę…
- Spierdalaj – wypowiada te słowa oskarżycielskim tonem,
udając, że jest obrażony, krzyżuje ręce i więcej nic już nie mówi.
- Lepiej nie przeginaj kolego, bo jeszcze jedno takie słowo i
z urodzin nici! Przesiadam się i lecę do domu, więc lepiej kontroluj się co
mówisz – tym razem to ja dźgam go w ramię, by się odwrócił do mnie.
Na jego twarzy momentalnie pojawia się ten tak dobrze mi
znany uśmiech. Kąciki ust wyginają się lekko do góry, ukazując rząd białych
prostych zębów. Zerka na mnie swoim najsłodszym spojrzeniem, jakby chciał
odkupić wszystkie winy. W tym momencie wygląda tak, że nie można się mu oprzeć. Zaczynam się
cicho śmiać i odpowiadam mu.
- Mikey, znowu to robisz! To chore, że wystarczy, że na mnie
spojrzysz i już wszystko okej. Kiedyś jeszcze to przezwyciężę!
- Nie ma szans, kotku – przybrał kokieteryjny ton.
Hm, dziwnie się czuję, gdy zwraca się do mnie w ten sposób,
jednak nie powiem, żeby mi to przeszkadzało.
W odpowiedzi posyłam mu szczery uśmiech.
W końcu jesteśmy na miejscu. Wysiadamy z metra, kierując się
w stronę ruchomych schodów. Każę Mike’owi zamknąć oczy, żeby nie domyślił się
dokąd idziemy. On oczywiście mnie wyśmiewa, że nie będzie latał jak jakiś
bachor z opaską na oczach, ale mówię mu, żeby się uciszył i nie pierdolił
głupot. Ponownie robi swoją minę pod tytułem: „porzucony pies” i posłusznie sam
sobie zawiązuje czarną chustę wokół oczu. W tym samym momencie, gdy poprzez
czarny aksamitny materiał traci możliwość widzenia, odruchowo łapie mnie za
rękę. Czuję jego ciepłą dłoń na mojej.
Przechodzi mnie lekki dreszcz. Powtarzam sobie w myślach nieustająco: „masz
chłopaka, masz chłopaka, masz chłopaka i go kochasz”. Ale to tylko dotyk, prawda?
Nic nie znaczy.
Na uspokojenie tłumaczę się tym, że to tylko dlatego, żeby
mój przyjaciel utrzymał równowagę i bezpiecznie trafił ze mną do celu.
Analizuję to, co przed chwilą pomyślałem i dochodzę do pewnego wniosku. Kurwa,
to brzmi tak żałośnie. Delikatnie wyswobadzam się z jego uścisku i kładę jego
dłoń na moje ramię. Już tak lepiej…
Po kilku minutach szybkiego marszu jesteśmy na miejscu.
Zatrzymuję Mike’a przodem do obiektu, który ma zobaczyć tuż po otworzeniu oczu.
Szybkim ruchem rozwiązuję opaskę, która momentalnie opada na ziemię. Pierwsze
co ujrzał Mike to wielki szyld znajdujący się nad nazwą knajpy.
DEPECHE MODE – JEDEN KONCERT. JEDNA
NOC. MNÓSTWO WRAŻEŃ.
Uliczny hałas, rozmowy ludzi, szum wiatru – to wszystko
zostaje uciszone przez donośne „o kurwa” wykrzyczane przez Shinodę. Chłopak
rzuca się mi na szyję w podzięce. Zgniata mnie kilka sekund tak, że ledwie mogę
oddychać. Ale to tylko uścisk, prawda?
Nic nie znaczy. Jednak zdecydowanie jest potwierdzeniem, że trafiłem z częścią
prezentu.
- Chaz. Dziękuję. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo się
cieszę – mówi, w końcu uwalniając mnie ze swoich ramion.
- To dopiero początek. Chodź, trzeba sobie zająć dobre
miejsce przy scenie – uśmiecham się i tym razem to ja chwytam mojego
przyjaciela za rękę i kierujemy się ku wejściu. Czuję, że napis na plakacie
jest naprawdę trafiony. To będzie noc pełna wrażeń, której nigdy nie zapomnimy.
***
Dlaczego tak bardzo kocham koncerty? Mógłbym napisać
kilkustronicową rozprawkę na ten temat. Możliwość zobaczenia i usłyszenia na
żywo kawałków wcześniej słuchanych ze świadomością, że zespół wykonuje je
miliony kilometrów dalej. Energia ludzi. Spojrzenia, uśmiechy, czasem wymiany
zdań z przypadkowymi osobami, a jednak czuje się, jakby się je znało. Bo
wszyscy przyszli w jednym celu. Łączą się, by dobrze się bawić i spędzić czas
tak, żeby móc to wspominać przez kilkadziesiąt kolejnych lat. To pokazuje, że
marzenia mogą się spełniać. Mimo że ja zdecydowanie nie jestem aż takim
entuzjastą Depeche Mode jak Mike, to samo patrzenie, jak bardzo to wszystko go
uszczęśliwia, sprawiało, że i ja przeżyłem niezapomniany wieczór. Zagrali
wszystkie największe hity takie jak: „Enjoy the silence”, „Just Can't Get
Enough”, „Heaven”. Padło też wiele utworów z nowej płyty. Na tym kameralnym
koncercie w niewielkim klubie naprawdę atmosfera była świetna.
Teraz, siedząc ponownie w metrze, wspominamy z Mike’m
najelepsze momenty.
- Jeszcze raz dzięki, Chester. Po dzisiejszym wieczorze mogę
skreślić jeden punkt z listy marzeń możliwych do spełnienia. I to dzięki tobie.
- Nie musisz mi tyle dziękować, Mikey. Dzisiaj twoje święto i
zasługujesz na to, żeby się dobrze bawić.
- Okej, więcej już nie będę. Nadal nie wierzę, że usłyszałem
moją ukochaną piosenkę, będąc tak blisko sceny, uczestnicząc emocjonalnie w tym
wszystkim.
- Która jest twoją ulubioną? – pytam z nadzieją, że będę znał
ten utwór.
- „Alone”. Nie wiem dlaczego, ale tak bardzo kojarzy mi się z
mamą… „I couldn’t save your soul, I couldn’t even take you home, I couldn’t
fill that hole. Alone”
Jej ból, sposób w jaki umarła… gdy tego słucham zawsze mam jej obraz przed
oczyma – odpowiada mi łamiącym się głosem.
- Mike, przestań, proszę. Dzisiaj nie jest czas na myślenie o
tym co sprawia nam przykrość. Ona nie chciałaby tego. Jestem pewien, że czuwa
teraz nad tobą i marzy o tym, byś spędził kolejny niezapomniany dzień. Bądź
silny. Dla niej – opuszkami palców przejeżdżam po jego kolanie, dodając mu
otuchy.
Boję się. Boję się naszej bliskości. To nie pierwszy raz, gdy
mamy dzisiaj cielesny kontakt, który przyprawia mnie o gęsią skórkę. Biorę
głęboki oddech, widząc, że mojemu przyjacielowi jest już lepiej, cofam rękę. Na wszelki wypadek. Przecież
dotyk, uściski, wspólnie spędzone chwile… nie wiem, dokąd to prowadzi. Lecz w
tym momencie pojawia się kolejna myśl – Mike jest heteroseksualny. Więc nie mam
powodów do zmartwień. Jesteśmy przyjaciółmi. A ja – jako jego przyjaciel –
muszę zapewnić mu niesamowite emocje i wrażenia na te pierwsze urodziny, które
spędzamy razem.
- Co teraz, Chaz. Wracamy już? – pyta mnie, przerywając
refleksje.
- Myślałeś, że to koniec? Teraz, kochanie, jedziemy do
ciebie. Tam czeka kolejna niespodzianka.
Cholera… Karcę się w myślach za to „kochanie”. Ale to tylko słowo, prawda? Nic nie znaczy.
Zastanawiam się, czy dalej pójdzie wszystko zgodnie z planem.
Ustaliłem z babcią Mike’a – Eleną, że pomoże mi w przygotowaniu niespodzianki.
Poprosiłem ją, by upiekła tort, skromnie udekorowała jego pokój oraz żeby
przechowała mój prezent dla niego. Zaraz się przekonam…
Mike kieruję się w stronę drzwi, chcąc otworzyć je. Szybkim
ruchem zatrzymuję go, przegradzając mu ręką drogę.
- Stój, nigdzie nie idziesz – wydzieram mu klucze. – A więc
tak. Zostajesz tutaj dopóki do ciebie nie zadzwonię. To mi zajmie jakieś pięć
minut, na pewno nie dłużej. Spróbuj
wejść szybciej, a pożałujesz tego!
Zostawiam go, nie czekając na odpowiedź i wchodzę do
mieszkania. O cholera… Elena przeszła samą siebie. Pierwszy raz odkąd tu jestem
panuje porządek w pokoju Mike’a. Z głośników sączy się nastrojowa muzyka. Teraz
bodajże wolniejszy kawałek zespołu Queen. W powietrzu unosi się woń
czekoladowego ciasta – jego ulubionego. Wypiek stoi i na biurku tuż obok innych
babeczek i słodkości. Leży tam też jeszcze butelka szampana i dwa kieliszki.
Widzę, że to dobra marka. W tym momencie aż głupio mi, że poprosiłem jego
babcię o pomoc. Wykosztowała się pewnie, szykując to wszystko. W samym środku
pomieszczenia stoi mój prezent. Owinięty krwistoczerwoną kokardą naprawdę
świetnie się prezentuje. Zdecydowanie wszystko jest gotowe. Schodzę na dół do
kuchni, gdzie zastaję babcię.
- Dziękuję za pomoc,
naprawdę. Aż źle się z tym czuję, że spędziła pani tyle czasu i na pewno wydała
trochę pieniędzy na to wszystko…
- Dziecko kochane, nie przejmuj się. Pomoc komuś takiemu jak
ty to czysta przyjemność. Mikey jest szczęściarzem, że ma tak oddanego
przyjaciela.
- Jest pani niesamowita. Jeszcze raz dziękuję.
- Już dobrze, dobrze. Lećcie teraz na górę. I nie bójcie się,
nie będę wam przeszkadzać – spogląda na mnie znacząco.
Uśmiecham się i wyciągam telefon. Wybieram numer Mike’a. Puszczam mu sygnał. Od razu słyszę dźwięk
otwieranych drzwi. Dołączam do niego i razem idziemy do pokoju.
Ponownie zakrywam mu oczy – tym razem swoją dłonią. Opaska
się gdzieś zawieruszyła. Gdy już jesteśmy na miejscu, odrywam rękę.
- O. Ja. Pierdolę.
Mike podbiega do owiniętej wstążką kruczoczarnej gitary
akustycznej. Obok niej znajduje się futerał, zestaw kostek z nazwami jego
ulubionych zespołów i obity skórzaną oprawą zeszyt do nut. Od razu odwiązuje
kokardę. Czerwony materiał opada na ziemię, a on już trzyma gitarę w ręku.
- Jest świetna… Skąd wiedziałeś, że nie moja gitara się
zniszczyła i potrzebuję nowej?
- Mike, czyżbyś zapomniał, że jesteśmy razem w zespole? Nie
przeoczyłem faktu, że kilka razy „zapomniałeś” swojej gitary. A twoja babcia
mnie utwierdziła w przekonaniu, że to będzie trafiony prezent.
- Dziękuję. W życiu bym się nie spodziewał, że posuniesz się
aż tak daleko… To moje najlepsze urodziny.
Do głowy przychodzi mi pewien pomysł. Jakiś czas temu
skomponowałem prosty utwór. Wydaje mi się, że mógłbym go zagrać Mike’owi. Jest dość emocjonalny i bliski mi. Ale to tylko piosenka, prawda? Nic
nie znaczy. A w dodatku czuję, że chce się nią z nim podzielić.
- Mike, pozwolisz? – wskazuję na gitarę. Kiwa głową
potwierdzająco, ale każe mi zaczekać jeszcze chwilę.
Podchodzi do biurka, częstując się przy okazji kawałkiem
ciasta i nalewa nam szampana. Podaje mi kieliszek.
- Za nas, Chester. Nie wiem, który to już raz, ale dziękuję…
- po chwili słychać dźwięk obijającego się szkła.
Po toaście daje mi znak, żebym już wziął gitarę. Siadam
wygodniej na łóżku i opieram ją sobie na kolanie. Układam palce i zaczynam grać
prostą melodię. Cały czas patrząc w oczy Mike’a, zaczynam śpiewać.
Weep not for
roads untraveled
Weep not for
sights unseen
May your love
never end
And if you
need a friend
There's a
seat here alongside me...
Przy ostatniej linijce lekko łamie mi się głos. Nie potrafię
zrozumieć tego, co teraz przeżywam. Jakby wszystkie dzisiejsze emocje zlały się
teraz w jedno, pozostawiając mentlik w mojej głowie. Odkładam na bok instrument, czekając na jakiś
komentarz ze strony mojego przyjaciela.
On wstaje i podchodzi do mnie. Siada obok na łóżku. Nie
potrafię kontrolować coraz szybciej bijącego serca. To kolejny przykład, gdzie
nie potrzeba słów, by zrozumieć intencje drugiej osoby. Mike uśmiecha się do
mnie w taki sposób, jakby chciał przelać wszystkie odczucia i jeszcze raz
podziękować mi za cały spędzony czas, a przede wszystkim za dzisiejszy dzień.
Przysuwa się do mnie. Nie wierzę w to, co się dzieje. Nie potrafię zdefiniować,
co czuję… Chłopak delikatnie przejeżdża opuszkami palców po mojej twarzy. W tym
momencie nie ma czasu na pytania: jak i dlaczego to robi, skoro to w pewnym
sensie wbrew jego naturze? Nie ma też czasu na odpowiedzi. Jego twarz znajduję
się coraz, coraz bliżej. Boję się tego, co ma nastąpić. Wiem, co to będzie
oznaczać. Jednak jestem sparaliżowany w tym momencie i nie reaguję. Wydaje mi
się, że nie chcę zareagować. Czuję, jakbym na to czekał od naszego pierwszego
spotkania…W końcu to następuje. Jego wargi powoli dotykają moich. Krok po kroku
napierają mocniej. Wplatam dłoń w jego ciemne włosy, przybliżając do siebie
jeszcze bliżej. On błądzi rękoma po moim karku. Nasze języki ocierają się o
siebie, tworząc jedność. Pasują tak, jakby były stworzone dla siebie. Jego usta
są idealne w dotyku. Zapach jego perfum i wody po goleniu miesza się z moim, tworząc
nową woń. Smak, dotyk, węch… wszystkie zmysły są pobudzone tak, jak nigdy. I
wtedy gdzieś między odczuciem euforii a podnieceniem pojawia się zwątpienie.
Koncentruję się i staram się zrozumieć to, co się tutaj dzieje. Momentalnie
otwieram oczy i odsuwam Mike’a. Drżącymi rękoma łapię się za skronie…
To aż pocałunek,
prawda? Znaczy i zmienia wszystko.
______________________________________
Skoro minął rok, skoro to już dziesiąty rozdział to trzeba było w końcu zacząć bennodę! :D Od razu mówię, że nie wiem, kiedy pojawi się kolejny. Niedługo jadę na obóz do Hiszpanii, a potem też już mam jakieś plany, więc nie wiem, jak to wyjdzie. Ale postaram się dodać przed końcem wakacji. Pozdrawiam i życzę miłego wypoczynku xx
Czyżbym była pierwsza? Jejku jaki fajny rozdział. :3 I jak fajnie, ze w końcu coś się pojawiło. Kurcze, ostatnio taka cisza na wszystkich znajomych blogach, że aż smutno. :c No ale kurcze ten rozdział jest.. taki awww haha :D Chester jest dobry w organizowaniu przyjęć, fajnie mieć takiego przyjaciela. :) Mam nadzieję, że następny będzie szybciej niż ten.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Kochana, jak zwykle rozdział był genialny, nawet genialniejszy, niż wszystko inne, co ostatnio mi się reklamowało. W porównaniu do Twoich tekstów tamte ledwo nie dorastają temu rozdziałowi "Weakness" do pięt...
OdpowiedzUsuńChester jest naprawdę dobrym przyjacielem, a ta Bennoda... co za piękność. Śpiewałam na cały regulator "Roads Untraveled", uwielbiam tą balladę! Brakuje mi słów, żeby opisać to, jak się czuję. Idealnie wyważone: trochę radości, śmiech, wspomnień i miłości, po prostu czuję się jak w niebie. A tą gitarę skądś chyba znam... :D
Czekałam, zerkałam, kiedy będzie nowy i się nie przeliczyłam, czasami warto być cierpliwym.
Niespodziankę naprawdę miłą mi zrobiłaś, wiesz?
Czekam na kolejne cudeńko, duuużo weny,
pozdrawiam,
Kinga
Awww! :3 Nareszcie, ale żeśmy się naczekały, ale BYŁO WARTO! *________*
OdpowiedzUsuńChester genialnie zaplanował urodziny Mike, gitara to naprawdę trafiony prezent (wiem, bo sama gram i cieszę się, kiedy widzę ten instrument lub gdy gram), a ta własna piosenka skomponowana, zadedykowana i zaśpiewana dla Mike' a to już cuuuudo! <3
Mike jest hetero, aż tu proszę- NIESPODZIANKA!- widocznie Chester to takie ciacho, że lecą na niego nawet mężczyźni hetero xDDD (ach, ten mój spaczony umysł!) ^_^ Miłe podziękowanie z jego strony, nareszcie Bennoda! :D
Martwi mnie tylko fakt, że przez ten pocałunek może się dużo zmienić, a ja bardzo polubiłam Jake' a i nie chciałabym, aby ich związek skończył się poprzez faktyczną zdradę Chestera - to by było nie fair w stosunku do niego. Niech się pokłócą, albo coś, tylko nie każ Jake' owi przyłapywać Chazz'a za zdradzie. Ploseee, bardzo ładnie PLOSSSE! <3
Weny i wracaj do Nas szybko, kochana! <3
xoxo
Awww, to było naprawdę słodkie ;d Cieszę się, że coś dodałaś, bo, jak wspomniała Kam, dawno nikt nie dodawał Bennody. Przypomniało mi się, jak miałam fazę na Bennodę i siedziałam caly czas na jakichś blogach, to fajne ;d Nadal uważam, że piszesz genialnie i świetnie się to czyta. Pomysł też niebanalny i już nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów, nawet jeżeli będzie jakaś drama (a zając Ciebie, będzie na pewno). Czekam też na reakcję chłopaka Chestera i zastanawiam się, co teraz będzie między chłopakami :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w pisaniu xxx
OMFG KOBIETO KOCHAM CIĘ! Ten rozdział jest zajebisty i tak delikatnie słodki, że aż nie mogłam powstrzymać uśmiechu. To jest tak idealnie nieprzesadzona słodkość <3 Urodziny Shinoda miał świetne, też bym chciała taki prezent *-* Ale i tak ostatniego fragmentu nic nie pobije! Czytałam to z tak szybko bijącym sercem... Nie no uwielbiam Cię! I następny proszę szybciej, nie ma opierdzielania. :3
OdpowiedzUsuńO. Mój. Boże. - Dziękuję, tyle mam do powiedzenia.
OdpowiedzUsuńNie no... To rzeczywiście najlepsze urodziny na świecie! Matko! Jakie to cudowne! Tak, nie mogę powiedzieć inaczej, bo po prostu brak mi słów. A scena na samym końcu... Umarłam, czytając to. Naprawdę! Wstrzymałam oddech podczas ostatniego tekstu i tylko błagałam, aby wreszcie się pocałowali. Słodkie.
I właśnie w takich momentach Cherry się rozpływa :3
No i witamy z powrotem! Mam nadzieję, że nie zostawisz już nas na tak długo, bo brakowało mi twojej twórczości :<
So... Powodzenia życzę i weny!
XoXo
OBOŻEOBOŻEOBOŻE. chyba właśnie umarłam. OJEZUNIUKOCHANY. MIIIIIIKE, heteryku, co Ty wyprawiasz?! xd (nie żeby mi się nie podobało, ale szok!) lecisz ja dziewczyny, no heloł! ale od początku. strasznie podobał mi się motyw z "ale to tylko ..., prawda? nic nie znaczy." no i to "to aż pocałunek, prawda? znaczy i zmienia wszystko."
OdpowiedzUsuńJEZU, jesteś genialna! *-* po prostu rozpływałam się nad tym.
ogólnie Chester jest wspaniałym przyjacielem. taki wspaniały prezent, przecież to od razu widać jak bardzo mu zależy na Shinodzie. KUŹWA, Mike, nie wiesz nawet jakie szczęście masz, człowieku!
jejkujejkujeku. zazdroszczę mu i w ogóle mam mentlik w głowie, bo z jeden strony cholernie się cieszę z tego pocałunku, ale teraz to wszystko jeszcze bardziej się skomplikuje, bo kurde Chaz ma chłopaka, a Mike jest podobno hetero do cholery!
ech. życie.
ALE ROZDZIAŁ GENIALNY. KOCHAMKOCHAMKOCHAM.