czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział VIII: Weakness

 
Na sam początek - przepraszam. Wiem, że bardzo dawno nic nie dodawałam. Początkowo mogłam się tłumaczyć masą nauki (a i tutaj jednocześnie chciałam podziękować wszystkim, którzy życzyli powodzenia i wierzyli - bo udało się :3), ale później... po prostu mi się nie chciało pisać. Dopiero dzisiaj zmusiłam się do napisania czegokolwiek. Od razu mówię, że pisane na szybko i niezbyt ciekawie, jednak to jakby rozdział powrotu, gdzie musiałam wyjaśnić kilka kwestii.
A po drugie: chciałam was serdecznie zaprosić na mojego drugiego bloga - może komuś przypadnie do gustu: http://always-and-forever-larry.blogspot.com/. Okej, więcej już nie gadam. Miłego czytania:)
 
________________________________________
 
 
 
Byłem nieco niepewny, gdy przyjaciel powiedział mi o niejakim garażowym zespole o nazwie „Linkin Park”. Oczywiście, kochałem, kocham i będę kochać muzykę ponad wszystko i na samą myśl, że mój wokal spodobał się komuś na tyle, by zaproponować mi wstąpienie do takiej kapeli, przeszywa mnie przyjemny dreszcz emocji.  Więc po prostu powiedziałem: tak. Nie miałem jedynie pojęcia, że to wszystko tak szybko się potoczy. Już kolejnego dnia Mike zabrał mnie na spotkanie z Bradem. Gdy on mnie zobaczył w progach jego domu, jak to bywa w jego przypadku – z całym zniechęceniem do mojej osoby – powiedział, że nie będzie grać z pedałem w zespole. Ja standardowo zignorowałem jego uwagę, choć wpłynęła negatywnie na moją, i tak już bardzo niską, pewność siebie i świadomość, że może mi się udać. Pojawiła się w mojej głowie myśl, że nie jest za późno, że w każdej chwili mogę przekroczyć próg tych drzwi i udawać, że nic nigdy się nie stało. Wtedy Mikey wkroczył do akcji i powiedział kilka rzeczy Szopie – tak w myślach zawsze nazywam Brada – które najwyraźniej wywarły na nim duże znaczenie i tamten obiecał, że nie będzie się już tak do mnie zwracał i da mi szansę. Stwierdziliśmy, że nie marnujemy cennego czasu. Od razu przeszliśmy do rzeczy. Chłopacy usiedli na niewielkiej skórzanej kanapie położonej pod ścianą dużego garażu, w którym się znajdowaliśmy i zorganizowali dla mnie  małe przesłuchanie. Miałem zaśpiewać dwie piosenki – jedną z własnego repertuaru i jeden cover. Zacząłem od swojej interpretacji piosenki „Desert rose” Stinga. Przerobiłem aranżację tak, by bez problemu można było zagrać ją na akustycznej gitarze i bym jednocześnie mógł pokazać swoje umiejętności jako gitarzysta. Denerwowałem się bardzo. Nigdy nie byłem osobą o silnej osobowości, więc sama myśl o tym, że od tych dwóch wykonów zależy moje miejsce w tym zespole, przyprawiała mnie o mdłości. A zależało mi bardzo, co jeszcze nasilało stres. Ze wszystkich sił starałem się jednak opanować strach i zaśpiewać jak najlepiej. Gdy skończyłem pierwszą piosenkę, spojrzałem dyskretnie na Mike’a, który z aprobatą i uznaniem pokiwał głową i zachęcił do zaśpiewania kolejnej. Tym razem była to moja własna kompozycja, lecz odłożyłem instrument. Jedynym narzędziem był mój głos – chciałem w ten sposób stworzyć pewną atmosferę. Na początku zacząłem śpiewać delikatnie i niezbyt głośno  w rytm słyszanej w głowie melodii, lecz później w końcówce utworu zacząłem krzyczeć. Chciałem zaprezentować im, że mogę sprawdzić się i jako piosenkarz do ballad, zarówno jak i mocny głos w screamie. A utwór ten nazwałem „Given up”. W momencie kiedy skończyłem w pomieszczeniu zapanowała wszechogarniająca cisza. Po kilku sekundach zdarzyło się coś, czego bym się nigdy nie spodziewał. Brad i Mike zaczęli klaskać. Ja stałem tylko w osłupieniu, nie licząc na taką reakcję. Później spotkało mnie jeszcze większe zaskoczenie – Brad podszedł do mnie i powiedział: „Gratulacje, Chester. Jesteś w zespole” i przyjacielsko poklepał mnie po plecach.
Potem zaczęły się próby. Każdy, kto myśli, że uczestnictwo w zespole jest jedynie czymś łatwym i przyjemnym – myli się. To ciężka praca, godziny spotkań, kłótni. Nasz skład prezentował się następująco: Mike - gitara i instrumenty klawiszowe, Brad – gitara basowa i ja – wokal i w niektórych utworach gitara akustyczna. Mieliśmy już kilka swoich tekstów, w których zawsze chcieliśmy coś przekazać. Wiele z nich dotyczyło bólu, cierpienia, braku świadomości. Mieliśmy ciężkie brzmienie, choć, by się nie ograniczać, eksperymentowaliśmy też z innymi gatunkami. Przez nieustanne próby, ćwiczenia i pisanie tekstów moje oceny znacząco spadły. Oczywiście, nadal wiedziałem, że na pewno zdam, jednak na pewno nie z satysfakcjonującymi dla mnie wynikami. Ale w tej chwili muzyka stała się priorytetem. Poprawiły się także moje stosunki z chłopakami. Z Szopą na zasadzie wzajemnej tolerancji, akceptacji i mówienia: „cześć” na korytarzu szkolnym. Z Mike’m natomiast zacieśniły się nasze relacje. Często po skończonych próbach zostawaliśmy sami i rozmawialiśmy, ćwiczyliśmy lub po prostu się dobrze bawiliśmy. Jak zwykli przyjaciele.  Tak mijały godziny, dni, tygodnie.
 W pewnym momencie zdałem sobie sprawę z jednego, niezwykle bolesnego dla mnie faktu. Każdy krok bliżej zespołu i Mike’a, to krok dalej od Jake’a. Na początku potrafiłem ze sobą pogodzić to wszystko. Miałem napięty dzień, ale dawałem radę. Pobudka, szkoła, potem szybko na próbę, kilka godzin pracy nad zespołem, następnie jeździłem do mojego chłopaka lub on przyjeżdżał tutaj, no i w nocy zabierałem się dopiero za naukę i zadania domowe. Funkcjonowało to przez może dwa tygodnie. Z każdym kolejnym dniem wizyty Jake’a były coraz krótsze, tak samo jak i moje odwiedziny w jego domu. Zaczęło się od sms’ów, że nie dam rady się z nim spotkać, bo próba się przedłużyła, bo muszę pracować nad nowym tekstem. Wymówek jak te było coraz więcej. A skończyło się na tym, że ostatni raz widzieliśmy się niecałe trzy tygodnie temu. A jak na osoby będące w związku to naprawdę dużo. Tęsknię za nim, kocham go z całego serca, ale gdy się w coś angażuję, chcę to zrobić na sto procent. A on w pewnym sensie mnie ograniczał…
Już wiele razy nad tym myślałem, co mam zrobić, jak się zachować. Ciężko wybierać pomiędzy spełnieniem swoich marzeń i celów, a szczęściem w związku i radością partnera. To wydaje się być paradoksalne… W końcu miłość jest wszystkim, pokona i przejdzie przez wszystko. Przynajmniej tak powinno być. Ale spójrzmy prawdzie w oczy… Ludzie rodzą się i są cholernymi egoistami. Nie wiem, co powinienem w związku z tym przedsięwziąć. Nie zrezygnuję ani z zespołu, ani ze związku z  Jake’m. Będę musiał próbować ze wszystkich sił pogodzić te dwie rzeczy. Może być ciężko, a nawet na pewno będzie, ale zależy mi i na tym, i na tym, więc dam radę – muszę.
***
- Raz, dwa, raz, dwa, trzy i – krzyknął Mike i równo w tym momencie pomieszczenie wypełniły ostre dźwięki basu i gitary.
Po raz ostatni tego dnia ćwiczyliśmy nowo napisaną piosenkę „In the end”. Nie była jeszcze gotowa. Z każdą kolejną próbą dokładaliśmy partie danego instrumentu, zmienialiśmy nieco aranżacje. Spędziliśmy nad tym już dzisiaj trzy godziny. Rozległa się ostatnia melodia i wszyscy ze zmęczeniem odsapnęliśmy.  Odłożyliśmy instrumenty na swoje miejsce i zrobiliśmy szybki porządek w stertach kartek z nutami i tekstem.
- No to koniec! Nareszcie! Przykro mi, ludzie, ale muszę was wywalić z domu. Za jakieś pół godziny przychodzi do mnie Sylvia – mówi Brad, dyskretnie wskazując nam drzwi. Nie mam zielonego pojęcia kim jest ta dziewczyna. Jeszcze tydzień temu była to Spencer, a wcześniej Alison… Ale nie będę ingerował w jego życie. W końcu to Brad - on żyje lekko wedlug swoich zasad i tak też traktuje płeć przeciwną.
- Jasne, podbijaczu serc, już nas tu nie ma! – odpowiada Mike i żegnamy się z kolegą z zespołu.
Fala chłodnego powietrza uderza nas od razu po przekroczeniu progu. Astronomiczna zima dopiero co się zaczęła, jednak pogoda momentalnie się zmieniła i stała się niezwykle nieprzyjemna. Zdecydowaliśmy z Shinodą, że wejdziemy po drodze do małej kafejki,  napić się kawy na rozgrzanie. Idziemy w ciszy, nie odzywając się. Jest mi naprawdę zimno. Mimo ciepłego ubioru – czarnej marynarki i na to narzuconej ciepłej skórzanej kurtki, moje ciało nadal przechodzą dreszcze. Mike zerka na mnie kontem oka i zatrzymuje mnie, obracając przodem do siebie.  Spogląda mi w oczy i kładzie dłonie na moich ramionach pocierając je miarowo, by mnie rozgrzać. Odwzajemniam jego spojrzenie, nie kryjąc zdziwienia. Z reguły, podejrzewam, że przez moją orientację, trzymał mnie na dystans. Po chwili przerywa tę czynność i kontynuujemy naszą drogę w ciszy.  Może to niewielki gest, ale… dość sugestywny. W odpowiedzi na mój pytający wzrok, Mike się tylko uśmiecha.

16 komentarzy:

  1. ASDFGHJ sikam ze szczęścia, musiałam aż 2 razy przeczytać i nacieszyć się nową częścią. Nawet nie wiesz jak bardzo się ucieszyłam widząc post na grupie D: No nie wyobrażasz sobie. Trzeba przyznać pisanie Ci trochę zajęło. Fajny dział, taki lajtowy, dobrze się czyta, zwłaszcza po całym tygodniu zakuwania. No, co mam jeszcze napisać? Rozwinęłaś tylko wątek z zespołem.
    Tzn mnie to bardzo cieszy xd Zabrzmiało trochę dziwnie ;p
    Moja prośba - niech następny będzie duuużo szybciej. Miej wenę, czas i chęci :D
    Właściwie, to nie proszę tylko błagam - mało osób ostatnio piszę Bennodę, a mi się to bardzo nie podoba. Nie ma co czytać ;-;
    Pozdraawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. PIERWSZA!!
    Słuchałam tej piosenki Stinga podczas czytania najnowszego rozdziału. Jestem cholernie ciekawa, jak wypadłaby w wykonaniu LP o_O serio!
    Powiem Ci, że jestem jak zwykle pod wrażeniem! Jednocześnie cieszę się, że Chester pogodził się z Bradem i został przyjęty do zespołu.
    Mike dziwnie zachowuje się wobec Chazy'ego. Niby dystans, ale ta próba ogrzania go wywołała u mnie takie: eeee? Mike?
    Jeśli jednak coś do niego czuje, to powinien mu powiedzieć.
    Tylko żeby Chazy nie zdradził Jake'a. Najlepiej niech z nim zerwie, bo ten chłopak mi nie odpowiada. Nie pasuje do niego -.-

    Dziękuję Ci za ten rozdział. Nie wiedziałam, że coś napiszesz. To naprawdę miłe z Twojej strony ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. NO ŻESZ DO CHOLERY W KOŃCU. NO!
    I TO JA CIEBIE NIE LUBIĘ, bo też nic nie dodawałaś!
    świetny rozdział, taki leciutki. dużo zespołu, akcja gładko się posunęła, a końcówka? po prostu... AWWWW *.* Mikey był taki uroczy! chociaż też mnie trochę zadziwił, ale dobrze, że robi postępy! no i już wyobrażam sobie ten jego uśmiech, który posłał Chester'owi. Szkoda mi tylko trochę samego Ches'a i też Jake'a. W sumie to ich związku, bo faktycznie musi być ciężko. no i Kudłacz poszedł po rozum do głowy - chyba - i zachowuje się jak człowiek względem naszego Czesia. I DOBRZE.
    no, co ja mogę jeszcze powiedzieć? chyba tylko tyle, że się cieszę, że wróciłaś! ;d
    i plus ode mnie za Given Up! ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. JEEEEEEEEEEEEEEEEEZU NARESZCIE! Ileż kobieto można czekać?! ;_;
    Dobra, Nikoś uspokój sie.
    Po tak długiej przerwie, nie wyszłaś z wprawy. Rozdział jest świetny, zdecydowanie za krótki, ale nadal mi się podoba. Chester ich tam powalił na kolana swoim głosem, bo co jak co, ale śpiewać/drzeć się to on umie :3 Ale rzadko cholera jedna z gitarą wyłazi :c No ale ja tu miałam o rozdziale, którego końcówka powala *-* To się zaczyna powolutku, ale omomomomomo <3 Jake ja nic chłopie do Ciebie nie mam, ale spierdalaj. Albo będę milsza- zostaw Chestera w spokoju.
    Pokłócą sie o coś (mam nadzieję) i już do siebie nie wrócą i wtedy Bennoda będzie spokojnie mogła istnieć :33333333333
    Następny ma być szybciutko i zdecydowanie dłuższy proszę! Weny życzę i sprawdzaj skrzynkę pocztową! Ogarnięty jak zawsze Nikoś! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. NO NARESZCIE COŚ NAPISAŁAŚ!!! (i mówi to ninja, która zaaaawsze z chęcią i zaangażowaniem czytała twoje opowiadania)
    Rozdział krótki, bo krótki, ale lekko się go czyta i fajnie, że rozwinęłaś wątek zespołu. Polubiłam Jake'a, chociaż samych jako takich "akcji" z nim nie było zbyt wiele, ale z opowiadań Chestera wydaje się być cudowny :D No i z racji tego, że go polubiłam, to trochę szkoda mi będzie, jeżeli Chazzy z nim zerwie, no ale to jest w końcu BENNODA, nie? Aha, no i niech Chezzy go nie zdradza, bo to Jake' owi się ewidentnie nie należy...
    No i ta końcówka Awwww... <3 Wyobraziłam sobie minę Chestera: o.O - takie: Yyyy... Mike? Co ty odwalasz?? o.O - i nie mogłam ze śmiechu. Było to trochę dziwne, pomijając fakt, że moja mama cichaczem zerknęła do pokoju sprawdzić, z czego się śmieję i miała minę podobną do Czesia o.O
    Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że pojawi się szybko. No i oczywiście WENY życzę :3
    No i chciałabym też z tego miejsca zaprosić na mojego świeżego bloga:
    you-can-run-away-with-me.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. No nareszcie się doczekałam, rozdział genialny, a końcówka, to brzmi mocno Bennodowo :D Jake, sorry, Chester na niego nie zasługuje z takimi przyjaciółmi! Poza tym jeszcze raz, to było cudne. Miły początek dnia :)
    Właśnie, powinnam się na ciebie za to obrazić, że nic mi nie napisałaś o nowym, ale tego nie zrobię.

    Za to pewnie się ucieszysz, jak powiem ci, że u mnie już jest :D
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę się obronić - napisałam Ci wczoraj wieczorem na gg! :D
      Okej, cieszę się, wpadnę wieczorem.
      QA

      Usuń
  8. Miło w końcu zobaczyć tutaj nowy rozdział. :)

    Tylko dla mnie jest taki trochę... bez głębszego sensu. Tzn. nie, żebyś miała pisać jakieś wywody, ale nic konkretnego się z nim nie działo, no i jak dla mnie jest też zdecydowanie za krótki. Jedynie końcówka w pełni mnie zadowoliła, Mikey "rozgrzewający" Chestera, to było słodkie. :3

    No i nasz Chezzy ma coraz mniej czasu dla Jake'a i coś czuję, że długo nie wytrwa w swoim postanowieniu zrezygnowania z chłopaka. No i może Mike mu w tym pomoże. ^^

    Mam nadzieję na kolejny (dłuższy!) rozdział, trochę szybciej, niż ten. :p

    Pozdrawiam,
    Kam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Yay! Może nie jestem za dobra w komentowaniu postów tak od razu, ale JESTEM! Tak, właśnie! Przeczytałam nowy rozdział z zainteresowaniem (jak zawsze), lecz tym razem troszkę większym A dlaczego? Moment na końcu był po prostu uroczy, a i reszta notki niesamowicie mnie wciągnęła! Oh god... Po prostu masz talent do pisania i to tak wspaniałych opowiadań. także cieszę się, że w końcu do nas wróciłam i już sobie wszystko poukładałaś. Chociaż i tak podziwiam cię za prowadzenie obu blogów naraz. Dla mnie to po prostu niewykonalne, co nie znaczy, że nie podoba mi się ten pomysł, a wręcz przeciwnie. Bardzo się cieszę, że mogę czytać częściej twoje dzieła i w większych ilościach :D So, pozdrowionka i wenałki dużo życzę <3 XoXo <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow, kiedy przeczytałam cały rozdział zdziwiłam się , co tak szybko?! xD Strasznie wciągający i świetny! I zgodzę się, że ostatni moment był przeuroczy:) Śmieszne jest to, w jaki sposób Chaz nazywa Brada. Gdy pierwszy raz przeczytałam: "Szopa" chciało mi się śmiać, haha:D I nadal chce:P Cudowny rozdział, dodawaj szybko nowy:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nominowałam cię do Versatile Blogger Award :D

    OdpowiedzUsuń
  12. ok, to czas na mój komentarz ;p przeczytałam od razu i zapomniałam skomentować, ale wiesz, jak to ze mną jest ;d
    widzę, że zaczyna się Bennoda :3 końcówka jest naprawdę słodka i mam nadzieję, że jakoś się to rozwinie ;p ciekawa jestem, jaką rolę odegra tam chłopak Chestera i jak się dalej potoczy. może Mike uświadomi sobie, że jest gejem i będzie happy end, na co pewnie nie ma co liczyć u Ciebie, ale mniejsza xd
    trochę mi tu nie pasuje Brad, jakoś go nie polubiłam, a ogólnie to takie moje słoneczko w całym zespole xd
    powodzenia z następnym ;p

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej, nominowałam Cię do Versatile Blogger Award: http://linkin-park-soldiers.blogspot.com/2013/04/versatile-blogger-award.html :)

    OdpowiedzUsuń